Lockdown, to słowo, które zrobiło karierę w czasie pandemii i zostało niejako inkorporowane do języka polskiego, choć to wyraz angielski. Oznacza zamknięcie, blokadę, izolację, zakaz wyjścia, kwarantannę, czyli niezbyt miłe okoliczności tworzone w ostatnim roku na froncie walki z pandemią koronawirusa. Ciekawe, że wcześniej to słowo prawie nie było znane, choć okoliczności, nawet bardziej niemiłe, też oczywiście występowały i krępowały życie sporej części Polaków.
Z instalacją systemu komunistycznego wiązał się przecież lockdown, i to bardziej dotkliwy niż ten obecny. Odizolowano od niekomunistycznego świata niemal całą populację Polaków żyjącą między Bugiem i Odrą. Zamknięto nas w komunistycznym baraku. W pierwszych latach zamknięcie granic było niemal zupełne, kwarantanna narodowa miała zabezpieczyć nas przed wirusami wolności ze świata Zachodu. Tylko izolacja i postępowa edukacja dawały szansę na budowę systemu powszechnej szczęśliwości. Zmniejszenie ograniczeń, poluzowanie lockdownu pod wpływem protestów społecznych, powodowało rozprzestrzenianie się wirusa wolności i konieczność używania sił bezpieczeństwa publicznego, a nawet wprowadzenia stanu wojennego. Chroniono obiekty i osoby- aby czegoś złego sobie nie zrobiły – organizując liczne miejsca odosobnienia.
Lockdown był szczególnie dotkliwy dla świata akademickiego, źle znoszącego izolację prowadzącą do postępującej degradacji nauki i edukacji. System akademicki był dość szczelnie zamknięty przed inaczej myślącymi, a całkiem zamknięty dla przeciwników komunistycznego lockdownu. Sformowano spore zastępy miłośników takiego systemu, który dla nich nieco się otwierał i dawał szansę na wybicie się z szarej masy.
Mimo formalnego upadku systemu komunistycznego, otwarcia granic, lockdown – co prawda bardziej “miękki”, w odmianie pełzającej – w domenie akademickiej pozostał, można rzec, przepełznął przez transformację do III RP. Nie bez przyczyny na początku tego wieku pisałem w Rzeczpospolitej “system zamknięty i niereformowalny” argumentując, że żadna reforma zasadniczo nie zmieni sytuacji w nauce i szkolnictwie wyższym, o ile system ten się nie otworzy. A system przez wiele lat nadal był bardziej kompatybilny z blokiem komunistycznym, niż z zachodnim, stąd notowane natężenie przygranicznego ruchu habilitacyjnego na wschód od Bugu, i na południe od Tatr, a blokada – silny lockdown- dla chcących wracać z Zachodu.
Niektórych naukowców polskich formowanych na Zachodzie wręcz zmuszano do rezygnacji z obywatelstwa polskiego przy staraniach się o stanowiska profesorów na polskich uczelniach.
Wymóg habilitacji, a niekoniecznie wybitnych osiągnięć naukowych, efektywnie blokuje stanowiska profesorskie dla nieswoich. Mimo złagodzenia takiego wymogu, obyczajowy lockdown dla niehabilitowanych jak najbardziej nadal funkcjonuje. Świat akademicki przyzwyczaił się do lockdownu, i rękami oraz nogami broni się przed mobilnością. Zamyka się w swoich “gettach”, realizując kariery od studenta do rektora na tej samej uczelni, najlepiej w towarzystwie swoich krewnych, zgodnie ze swoistą polityką prorodzinną.
Podczas pandemii, z powodu lockdownu, mistrzowie i uczniowie trzymają się z dala, realizując okrojone programy konieczne do utrzymania poziomu udyplomowienia społeczeństwa.
Tylko na okoliczność manifestacji antypisowskich akademicki lockdown nie obowiązuje. Profesorki, skracając dystans, wychodzą do rozwydrzonych, proaborcyjnych tłumów z wykładami na temat je*ania PiS, tłumacząc -jako filolożki – barwę i znaczenie słowa wyp***dalać. Mimo lockdownu chyba nigdy profesorowie/profesorki nie byli/-ły tak blisko ludu i to w roli meneli. Podczas lockdownu komunistycznego skracano dystans, między elitami in statu nascendi a ludem, poprzez praktyki robotnicze, ale do takiego braterstwa – jak obecnie – to chyba jednak nie dochodziło.
Ciekawe, czy w ramach modyfikowania „Konstytucji dla Nauki” wprowadzony zostanie nowy tytuł naukowy na drodze kariery akademickiej – tytuł profesora menela/profesorki menelki. Kandydatów/kandydatek by nie brakowało.
Póki co, najbardziej znany szczepionkowy rektor zamknął się w sobie – rzec można – dokonał wsobnego lockdownu i nie otworzy się na oczekiwania ministerialne opuszczenia rektorskiego stanowiska. Podczas pandemii szary obywatel ma zostać w domu, a rektor na uniwersytecie.
Jak lockdown, to lockdown. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i akademicka autonomia. Dbając o siebie, dbamy o innych. Takiego lockdownu to ani minister, ani premier, nie zdoła znieść.
Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska z 10 lutego 2021 r.
Kojarzony w przestrzeni publicznej z walką o naprawę domeny akademickiej, ujawnianiem plag akademickich i dokumentowania trądu panującego w pałacu nauki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo