Pochodzę ze wsi i zbliżam się do 60-tki. Jakieś tam wykształcenie posiadam, ale z PRL’u - więc można to pominąć. Tak czy owak – czuję się adresatem obelg kierowanych po wyborach przez „elity” w naszym kierunku.
Przyznam szczerze, że sprawia mi pewną frajdę teza, że nasze pogardzane i zacofane Podkarpacie dokopało warszawce. Jednak w końcu przyszła refleksja, że jeśli ta warszawka będzie nadal postępować tak głupio, to trzeba będzie „kosy na sztorc” postawić ;-) – a to byłoby dla wszystkich przykre. Dlatego postanowiłem wyjaśnić kilka prostych kwestii, które warszawskie profesory nijak zrozumieć nie potrafią.
Historia żywa
My tu na Podkarpaciu żyjemy w wielopokoleniowych rodzinach. Jednym z tego efektów jest to, że nasza pamięć obejmuje rodzinne tradycje. Nie musimy sięgać do podręcznika, by przeczytać co też warszawscy mądrale mają do powiedzenia o historiach, które są żywe w zbiorowej pamięci pokoleń.
Patriotyzmu uczymy się na cmentarzach – przy grobach przodków, wspominając też tych których mogiły są gdzieś daleko. Dwóch braci mojego dziadka zginęło w I Wojnie Światowej, w której on sam został ranny. Brat Babci był w Armii Berlinga. Pogrzeb odbył się na Powązkach. Gdy pojawił się ksiądz – jego koledzy – kombatanci zwinęli sztandar ZBOWiD i czmychnęli jak diabeł przed święconą wodą. Brat drugiego dziadka był w AK, a po wojnie wstąpił do UB. Gdy zaczęły się aresztowania – ostrzegł swoich kolegów, za co oskarżono go o zdradę. Żydokomuna go okrutnie torturowała i zamordowała. Wujek Mamy – nasz sąsiad, który był oficerem AK, cudem uniknął obławy i uciekł na „ziemie odzyskane”. Jego dom stał pusty przez lata (na ziemi, którą mu dziadek podarował), aż wichura go zawaliła.
Dyrektor mojej podstawówki był jednym z dowódców obrony sąsiedniej Wiązownicy w walce z UPA. Drugim był tamtejszy proboszcz, który chwycił karabin w obronie parafian. Dziadek żony był Ślązakiem, który zginął za polskość w Dachau, ale jego syn – a mój teść - okazał się (jak wszyscy Ślązacy) dla władzy ludowej „elementem podejrzanym” i nie pozwolono mu latać samolotami (był w lotnictwie). Podobnych historii jest wiele i każda rodzina ma swoją tradycję...
Ta tradycja jest jak zbroja z piosenki Kaczmarskiego.
Dałeś mi, Panie, zbroję;
Dawny kuł płatnerz ją.
W wielu pogięta bojach,
Wielu ochrzczona krwią.
W wykutej dla giganta
Potykam się co krok,
Bo jak sumienia szantaż
Uciska lewy bok.
[...]
A taka w niej powaga
Dawno zaschniętej krwi,
Że czuję jak wymaga
I każe rosnąć mi.
Być może nadaremnie
Lecz stanę w niej za stu!
Zdejmij ją, Panie, ze mnie,
Jeśli umrę podczas snu!
[…]
Goreją świeże rany,
Hańbiona płonie twarz –
Lecz nam do obrony dany
Pamięci pancerz nasz!
[...]
Chciałbym – żebyście wiedzieli, że nie ma i nigdy nie będzie żadnego usprawiedliwienia dla zdrady. Chcecie być bardziej Europejczykami, niż Polakami – droga wolna, ale nie w Polsce. Czuję się zobligowany do tego, by stanąć przeciw wam „za stu”.
Życie parafialne
Gdy zostałem ministrantem - poznałem osobiście proboszcza Wiązownicy – wspomnianego wyżej obrońcy wsi. Wesoły człowiek bez śladu poczucia winy z powodu strzelania do bliźnich. Na nas jeszcze nie działa ta papka pop-chrześcijaństwa jaką propagują nasi „pasterze” wierzący bardziej Michnikowi niż Chrystusowi. Pamiętam biskupa Tokarczuka, który wołał: nie chcecie komuny, chcecie wolnej Polski - to przestańcie pić – komuna sama upadnie. Dziś z pewnością wołałby: chcecie wolnej Polski – przestańcie oglądać TVN.
Po wyborach, w mojej rodzinnej wsi proboszcz grzmiał z ambony: moi parafianie zagłosowali na człowieka, który nie potrafi dochować przysięgi (wychowywać dziecko po chrześcijańsku) i nie ochrzcił dziecka!
Moja Mama opowiadała o tym zbulwersowana. Sprawdziłem: Andrzej Duda dostał ponad 82% głosów. Pocieszyłem Mamę – ze może ta garstka to miastowe, które się tu pobudowały.
Mama na to – że ludzie z którymi rozmawiała po wyjściu z kościoła wyrażali opinię, że ksiądz przesadził. Każdy ma swój rozum i ksiądz nie powinien…
Moim zdaniem taka postawa nie wynika bynajmniej z wiary warszawskie pryncypia: że niby Kościół do polityki mieszać się nie powinien. Podstawą jest poczucie godności zbudowane na własności. Coś jak „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Teraz to się na wsi upowszechniło. Nikt gospodarzowi nie będzie mówił co ma myśleć i robić: ani proboszcz, ani unia, ani tym bardziej jakieś mędrki z warszawki. Z drugiej strony – to kalendarz katolicki wyznacza rytm życia na wsi, a religijność ludowa jest autentyczna – wbrew mędrkowaniom filozofów.
Tolerancja
Szczególnie irytujące są próby uczenia nas tolerancji. Problemy narodowościowe są na wsi czymś zupełnie nie znanym. Owszem – zawsze były naturalne podziały swój – obcy. Jednak Ukraińcy i żydzi to nie byli „obcy”, tylko sąsiedzi. Narodowość niektórych sąsiadów i kolegów szkolnych dopiero po latach poznałem (nie dlatego, że ją ukrywali, ale nigdy się tym nie interesowałem). Wojna z UPA była szokiem – ale to był tylko epizod. Babcia była przekonana, że ktoś tych ludzi zbałamucił. Konflikty polsko-żydowskie miały miejsce w miastach (i miały podłoże ekonomiczne, a nie narodowościowe). Żydzi na wsiach dzielili z Polakami galicyjską biedę. W tej biedzie potrafili cieszyć się życiem. Święta trwały kilka tygodni, bo najpierw świętowali katolicy, później greko-katolicy i żydzi. Sąsiedzi byli zapraszani na święta. Mój wujek chodził w szabas zapalić w piecu pobożnym żydom, którzy się z nami przyjaźnili.
Jednym z największych dramatów (wspominanych do dziś), było odmówienie przez Babcię ukrycia tej żydowskiej rodziny przed ówczesnymi „krzewicielami cywilizacji i kultury”. Babcia miała 5 dzieci i bała się o nie. Przeżyła tę decyzję tak bardzo, że dręczyło ją to do końca życia. Mama nadal wspomina płaczącego mężczyznę, którego spotkała odmowa. Gdy teraz słyszę jakąś szuję zarzucającą nam, że za mało pomagaliśmy, to odbieram to bardzo osobiście – jako niesprawiedliwy sąd nad moją Babcią.
Babcia miała skończone 3 klasy austriackiej szkoły powszechnej. Musiała jednak w życiu znaleźć mądrość, którą Prymas Wyszyński ujął w słowach: „Ład w miłowaniu - ordo caritatis wymaga, aby człowiek, który staje na czele jakiejś grupy społecznej i przyjmuje na siebie odpowiedzialność za nią, pamiętał najpierw o obowiązkach wobec dzieci swego narodu, a dopiero w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką”.
Ta zasada ma zastosowanie także w mniej dramatycznych okolicznościach. Wspomniany podział swój – obcy jest naturalny i zrozumiały. Mieszkaj z nami i dziel nasze smutki i radości – a będziemy cię traktować jak swojego. Tu nie ma żadnej bariery – poza oczekiwaniem minimum szacunku dla naszych zwyczajów i tradycji.
One są ważne, gdyż regulują życie społeczne. Wiemy czego nie wolno a co należy – bez jakiejś formalnej etyki. Wśród tych regulacji istnieje podział na to co publiczne i prywatne. Na przykład zwyczaje religijne można podzielić na prywatne (osobista modlitwa) i publiczne (nabożeństwa). Natomiast życie intymne, to sprawa całkowicie prywatna. Eliciarskie wymysły, by to zmienić są po prostu żenujące. I tak was odbieramy – jako żenującą grupę głupków z pretensjami do całego świata. Zachowujcie się przyzwoicie, to nie będziecie odrzucani z definicji.
Naturalność
Czy ktoś się zastanawiał z jakiego powodu hordy zboczeńców zaatakowały pomnik „Sursum Corda” w Warszawie? Bydło wychodzące z obory naprzeciw musiało przechodzić co dzień obok tego pomnika…. Ludzie, którzy siedzą w tych przybytkach mają do życia podejście naukowe (podobno są wyznawcami „światopoglądu naukowego” - co nadaje się do kabaretu). Od razu wyjaśnię, że nawet przy całej swojej starości i zacofaniu – doceniam rolę nauki w nowoczesnym społeczeństwie. Tyle, że ta wytwórnia lemingów z nauką nic wspólnego nie ma.
Nauka zajmuje się odkrywaniem prawdy o świecie metodą naukową. Hodowcy lemingów tylko z pozoru zajmują się tym samym. Pomijam już kwestię prawdy (która w swej klasycznej formie ponoć już nie obowiązuje). Podejmowane przez nich działania – wzorowane na działalności naukowej - prowadzą od analizy przez teorię do strategii. Umyka im jeden „drobiazg”. Teorie matematyczne opisują świat abstrakcyjnych (matematycznych) obiektów. Stosując je w praktyce inżynierskiej – budujemy obiekty, które z definicji są sztuczne. Jeśli taką samą metodę zastosujemy w odniesieniu do człowieka lub społeczeństwa – to pojawia dramatyczny problem adekwatności. Jeśli naszymi działaniami nie kieruje personalistyczna etyka – sztuczne twory i struktury mogą być szkodliwe lub zbrodnicze (jak hodowla lemingów).
Ten problem ma większe znaczenie, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać. Aby lepiej go wyjaśnić - posłużę się analogią. Przeżywamy zalew różnych szkoleń (na coś te unijne srebrniki trzeba wydać). Przełożenie zdobywanej w ten sposób wiedzy na „kompetencje miękkie” nie jest łatwe. Na przykład modne są szkolenia z zarządzania projektami, na których poznajemy najlepsze praktyki wypracowane przez specjalistów. Jeśli jednak ktoś kierował naprawdę zespołem projektowym, wie – że te praktyki sprawdzają się tylko wtedy, jeśli są naturalne dla zespołu. A umiejętność zbudowania takiego zespołu jest bez porównania trudniejsze niż opanowanie teorii na ten temat.
Taką sztuczność i nieadekwatność widać w eliciarskich receptach na społeczeństwo. I oni są święcie przekonani – że znaleźli Świętego Grala, tylko głupcy z Podkarpacia tego nie są w stanie pojąć ;-).
1. Opracowana przez tak zwaną opozycję strategia powrotu do władzy wydaje się naśladować działania Jarosława Kaczyńskiego w latach 2007-2015. Jarosław Kaczyński wyczuł nastroje społeczne i stworzył ich naturalną reprezentację polityczną. Działania „opozycji” rażą sztucznością zahaczającą o kłamstwo. Nie można udawać patriotów i donosić na własny kraj do międzynarodowych instytucji. Nie można śpiewać patriotycznych pieśni i niszczyć struktur państwa (darujcie sobie irytujące uwagi w tylu „oni też to robili”).
2. Teoria o „przekupywaniu społeczeństwa” to wytwór jakiejś szczególnej umysłowej aberracji. Czy ktoś z „uczonych” ją głoszących zastanawiał się czemu nie udaje się tego społeczeństwa przekupić Unii Europejskiej z jej funduszami?
Gdyby ktoś naprawdę chciał zrozumieć fenomen całkowitego odrzucania „elit” przez Podkarpacie – powinien przeczytać opracowanie Mirosławy Marody „Technologie intelektu” (jest dostępna za darmo). Powstało ono w czasach, gdy inżynierią społeczną zajmowały się niedobitki politruków, a szanujący się naukowcy starali się temu społeczeństwu służyć. Wykonano obszerne badania „Polacy’80”, które ukazały jak głęboko zakorzeniony jest szacunek do prawdy wśród ludzi zajmujących się realnym działaniem (wówczas dotyczyło to przede wszystkim rolników i robotników). Z waszymi sztucznymi prawdami i wydumanymi problemami nie macie czego wśród takich ludzi szukać.
Polska Bawaria
Obecnie Podkarpacie to już nie jest tylko rolnictwo. Kiedy kilka lat temu ogłoszono Rzeszów stolicą innowacji – brzmiało to deko pretensjonalnie. Dzisiaj już nie brzmi. Pozostałości po COP oraz gierkowskich inwestycjach dały podstawy rozwoju nowoczesnej gospodarki. Podkarpacie stanowi też naturalne zaplecze dla Krakowa – który jest jednym z ważniejszych światowych ośrodków IT.
Z Podkarpacia pochodzi wielu emigrantów, którzy generują olbrzymie przypływy gotówki. Mamy atrakcyjny turystycznie region, granicę zewnętrzną UE i bogactwo gazu ziemnego. Niestety to całe bogactwo jest grabione przez warszafkę poprzez niesprawiedliwy system podatkowy. Dochody z ceł i gazu idą w większości wprost do stolycy. Tak samo podatki płacone w miejscu zarejestrowania firmy, a nie prowadzenia działalności. Jednolita danina ZUS też jest dyskryminująca dla regionu w którym mediana zarobków jest 2-3 razy niższa niż w metropolii (o wielkości rynku nie wspominając).
Udało nam się jednak przetrwać najtrudniejszy okres – gdy chłopi wraz z górnikami zostali ogłoszeni największym problemem rozwojowym państwa. Rząd Morawieckiego realizuje zasady społecznej gospodarki rynkowej, która ma swe źródła w Bawarii, a na Podkarpaciu ma zagorzałych zwolenników. Skoro tego nie rozumiecie – to nie mamy naprawdę o czym rozmawiać.
Jerzy Wawro
Inne tematy w dziale Społeczeństwo