Po wczorajszym wyroku „TS”UE musiałem nieco przeredagować ten artykuł, stąd jego jednodniowe opóźnienie w publikacji. Czy to przypadek sprawił, że wyrok „TS”UE został akurat wczoraj ogłoszony(?), tego nie wiem, ale ponoć nic przez przypadek się nie dzieje. Wyjaśnienie samego tytułu zamieszczam na końcu notatki, kto ciekawy, niech tam zajrzy, tu tylko tyle wyjaśnienia, że „TS” ma cudzysłów dlatego, bo to żaden trybunał, żaden sąd, a wyłącznie atrapa sądu.
TEN MARSZ mamy już za sobą, ale powody, dla których go zorganizowano są ciągle do wyjaśniania. Tusk od kwietnia nawoływał, prosił, zachęcało, najpierw do „jednej listy” wyborczej, potem, już skromniej, do marszu 4 czerwca, co wg niego miało zjednoczyć opozycję, ale skutki jego agitacji były mizerne. Potencjalni koalicjanci, PSL, Polska 2050 i Nowa Lewica nie chciały brać udziału, ani w tworzeniu jednej listy wyborczej, ani w w/w marszu, by nie pójść na żer samozwańczego przywódcy opozycji. Sytuacja zmieniła się po ogłoszeniu ustawy, która z założenia ma ujawniać moskiewskie wpływy na polską władzę. Strach przed tą ustawą „zjednoczył” opozycję, a dokładniej, tak skutecznie ją przestraszył (boją się dochodzenia w sprawie rosyjskich wpływów?), że szefowie w/w partii, jak jeden mąż stawili się na tym antyPiS-owskim spędzie. Zresztą, dla większości wyborców opozycji ten marsz miał właśnie taką symbolikę, sprzeciwu wobec PiS, ale, dla wielu pozostałych był jeszcze jeden powód, ważniejszy, wspomniana wyżej ustawa, ona mogła obnażyć prawdziwe ich oblicze, które, ujawnione, mogłoby wyeliminować ich nawet z szeregów totalnej opozycji. Jak w skrócie TEN MARSZ można opisać?
Po pierwsze: przemówienia, były wygłaszane wyłącznie przez tych, których do mikrofonu dopuszczono, o selekcji decydowały wytyczne D.T., ogłoszone kila dni przed imprezą (żadnych przemówień innych przywódców partyjnych oprócz tego jedynego). Prowadząca poniedziałkowy poranek w TOK FM, z słabo ukrywaną „troską”, a jak kto woli, ironią, dopytywała Piotra Zgorzelskiego (PSL), dlaczego jego szef nie pojawił się na „platformie” i nie przemawiał. Pani Wielowiejska udaje, czy rzeczywiście nie słyszała o zaleceniu, by przywódcy innych partii, oprócz wiadomej, nie przemawiali, co miało być karą, za ich opieszałość w akceptowaniu pomysłów D.Tuska. Tusk z założenia miał być jedynym i niekwestowanym liderem antyrządowego protestu, nomen omen, nazywanego „marszem wolności”. Każdemu rozsądnemu zwolennikowi demokracji zapałałaby się „czerwona lampka”, gdyby mu mówiono, że przyjdziesz, ale … (buzia) w kubeł, chyba, że opozycja „demokratyczna”, jak totalni sami siebie nazywają, nie wie, na czym demokracja i wolność słowa polega. W/w panowie na marsz poszli, a wczoraj nawet TOK FM podawał, że sondaże już pokazują spadek poparcia dla ich partii (a może to tylko propaganda PO?). Tusk ręce zaciera, a przystawki liczą straty (kiedy przygotowywałem ten teks, wczoraj, 05.06, leciał polityczny wywiad TOK FM, rzecznik PO, Jan Grabiec mówił, że K-Kamysz nie przemawiał z „przyczyn technicznych”, niezłe jaja, o Hołowni Grabiec nawet nie wspomniał).
Po drugie: kto na tym „marszu wolności” był? Był tam L.Wałęsa, inicjator obalenia rządu J.Olszewskiego, (rocznica 4 czerwca, data zupełnie nieprzypadkowa), który taką decyzję podjął krótko po powrocie z Moskwy (też tylko „przypadek”, czy spełnienie życzenia tych, którzy „pozwolili obalić” polską komunę?) Wałęsa mógł przemówić, bo on, wiadomo, nieszkodliwy, ale, skoro zebrani od niego usłyszeli, że jest człowiekiem tysiąclecia, że medali ma ho, ho, i, że gdyby nie on … musiał się poddać, nawet ci, którzy tam byli nie chcieli tego słuchać. Byli tam też, m.in., Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz, czołowi funkcjonariusze PZPR z czasu PRL, to oczywiste, że im ustalanie rosyjskich wpływów na polskie władze, a obaj byli też premierami III RP, zupełnie nie odpowiadało, przyszli, by zaprotestować. Ci panowie żyją sobie teraz na koszt UE, czyli nasz i niczym świstaki zawijają euro w sreberka, a tak kiedyś dzielnie zwalczali „dziki” zachód. Na marszu był też W.Czarzasty, ba, nawet pozwolono mu powiedzieć kilka (dosłownie: kilka) nieszkodliwych słów, bo on był najmniej oporny wobec inicjatyw Tuska. Czarzasty ma jedną niewątpliwą zasługę dla historii, przypomniał kiedyś Frasyniukowi, rzekomej legendzie ZZ Solidarność, kolejnemu specjaliście od wulgaryzmów, że nie „obaliliście komunizmu”, ale się z nami „ułożyliście”, a to duża różnica. Kto tam jeszcze był? Była Sylwia Gregorczyk-Abram, jedna z założycielek „Wolnych Sądów”. Ta pańcia dosyć długo, jak na tę imprezę, przemawiała, mówiła coś o praworządności, ale okrzyki maszerujących, „będziesz siedział”, (czyżby pod dyktando KOD-owców?), kierowane do J.Kaczyńskiego i A.Dudy, zupełnie jej nie przeszkadzały? „Wolne sądy”, reprezentowane przez tę panią, to sądy, czy trybunały polujące na przysłowiowe czarownice, a przymykające oko „na swoich” wg doktryny Neumanna? „TS”UE tego nie skomentuje, bo ta pani, SG-A w tej instytucji jest dobrze znana, specjalizuje się składaniu skarg na Polskę. A na takie skargi w KE, PE, w „TS”UE, jest duże zapotrzebowanie, bo obecny polski rząd UE nie leży. Kto tam jeszcze był? Cała masa celebrytów, w dużej mierze reprezentowana przez aktorów i dziennikarzy, choć ci w znacznej mierze mocno skompromitowali opozycyjne „elity”, z Andrzejem Sewerynem i Tomaszem Lisem na czele. Bluzgi, żywcem wzięte z Seweryna, M.Lempart, z Frasyniuka, z Barbary K-Sz, itd., inspirowały wielu uczestników tego marszu, którzy sobie nie żałowali, co było słychać w wielu dziennikarskich relacjach z różnych stacji tv. Jedna z komentatorek poniedziałkowego popołudnia TOK FM usprawiedliwiała te zachowania naiwnym, „bo człowiek czasami musi sobie ulżyć”. Człowiek, żeby sobie „ulżyć”, czasami, zleje też żonę, albo męża, bo kobieta, to też człowiek, pobije i skopie słabszego, okradnie, zeklnie, coś zniszczy, albo … pójdzie do toalety. To ostatnie jest najmniej szkodliwe.
Kto tam jeszcze był? Ach, jak mogłem zapomnieć, był tam też nieoceniony Borys Budka, biegał, załatwiał, coś mówił, a na koniec zapowiedział: nieocenionego, wyjątkowego, niezastąpionego, głównego bohatera i organizatora tego marszu. I kogo tak zachwalał? Tego, który wykopał go ze stanowiska szefa PO, rozwalił partyjny zarząd, a potem wykopanego przytulił i obwieścił światu, jeden jest król w plaformerskim księstwie, jam ci nim jest. Można jeszcze bardziej się poniżyć, by tylko zadowolić swego pryncypała? Początek bajki: Co to za zdolny człowiek, że jednym marszem podbił konkurentów do korony, a od teraz organizuje wyprawę na podbój Polski? Pomożecie(?) woła król … /„osiem gwiazdek”, /„osiem gwiazdek”/ odpowiada tłum. A gdzie moja królowa?/ bohater powinien zawołać, … /jestem, jestem/ … odpowiedziałaby M.L., król biłby jej brawo, a tłum szalał i wrzeszczał … /„osiem gwiazdek”, /„osiem gwiazdek”/. Koniec bajki, wracamy do rzeczywistości
O MARSZU można by wiele, ale czas opisać jego głównego bohatera, szefa szefów, Donalda Tuska. Tusk nagle odkrył, że „tu jest Polska”, tłumy maszerujących, skandowały to hasło na przemian z /„osiem gwiazdek”/, co już samo w sobie świadczy o tym, kto głównie tam się zgromadził. Nagle to towarzystwo zauważyło, w jakim kraju żyje, że są polskie flagi, a nawet, że Polska ma swój hymn (znajomość tekstu wyczerpała się po dwóch zwrotkach), i, co niektórzy, przyznawali się do patriotyzmu. Jak zatem odczytywać te znane zawołania naszych liberałów, że „polskość to nienormalność”, a „patriotyzm, to nacjonalizm”, które od dawna obowiązywały w totalnej opozycji, co miało świadczyć o jej europejskości i gotowości bycia obywatelami super państwa, do którego dążą unijne „elity”? Pamiętamy, jak wielu opozycyjnych celebrytów, bez żenady oświadczało (np. aktor Andrzej Chyra), że za granicą wstydzi się tego, że jest Polakiem? Można być patriotą i blokować unijne fundusze dla Polski, o co wielokrotnie totalna opozycja występowała do KE, łącznie z Tuskiem, Trzaskowskim i całą armią totalniaków, łącznie z tymi z dawnego PZPR, którzy są teraz kumplami liberałów? Tusk, ponoć demokrata, zwolennik praworządności odgraża się, że będzie rozwiązywał media publiczne, likwidował organy konstytucyjne, rozliczał, wsadzał do więzienie, itd., itp., kto da się nabrać na len lep? To ma być kandydat na przyszłego premiera Polski? Ten, który dla własnego interesu porzucił w 2014r stanowisko premiera, pozostawił własną partię w chaosie, ma być znowu premierem? Na razie wykazuje się wrogim nastawieniem do polskiego rządu, do społeczności polskich konserwatystów, do KK (jego nie-sławne uniwersyteckie „wykłady”), nieskrywanym lobbowaniem za niemieckimi interesami i, z przeszłości, dziwnymi kontaktami z kremlowska wierchuszką, „bo trzeba współpracować z Rosją taką, jaka ona jest”. Ten pan ma takie rekomendacje, a po MARSZU staje się twarzą opozycji, doprowadzi ją do zwycięstwa w nadchodzących wyborach? I co na to KE, UE, „TS”UE, itd., że Tusk nagle stał się patriotą, w sercu ma Polskę, preferuje polskie flagi, a nawet śpiewa polski hymn, a nie jakąś tam międzynarodówkę?
Wracam do wyjaśnienia tytułu: „brukselsko-moskiewski namiestnik”, bo, po pierwsze, pamiętamy pożegnanie Tuska w Brukseli i wygłoszoną wtedy mowę Ursuli von der Leyen, po drugie, pamiętamy decyzje Tuska przed i po katastrofie smoleńskiej, jego osobiste kontakty z Putinem, a także działania jego rządowej ekipy PO-PSL ws sprowadzania surowców energetycznych z Rosji. Jakie haki na Tuska Moskwa ma, że takie, a nie inne decyzje kiedyś podejmował? „TS”UE? „TS” w cudzysłowie, bo Trybunał Sprawiedliwości UE, to tylko atrapa sądu, spolegliwa liberalnym unijnym „elitom”, jedni i drudzy wspólnie urządzali sobie zakrapiane imprezy, na których, być może, dogadywali wyroki, jakie będzie „TS”UE wydawał, co to z praworządnością ma wspólnego? Ten „kapturowy sąd” może wydawać decyzje, „po uważaniu”, które okradają kraje z należnych jej funduszy, może nakładać niebotyczne kary za urojoną niepraworządność poszczególnych państw, a nawet kwestionować obowiązujące w tych państwach prawo, bo tak chce garstka lewackich liberałów, którzy sami siebie wybrali na unijne „elity”? Tak ma wyglądać Unia mlekiem i miodem płynąca? Nie do takiej Unii wstępowaliśmy, godząc się na to w referendum krajowym, na zapisy traktatów, które w dniu wstąpienia obowiązywały. I nie taki rząd i takiego premiera powinniśmy mieć, który taką Unię popiera
PS. (17:45) Pewne zamieszanie z wyjaśnieniem kończącym wpis wynika ze zmiany tytułu, gdyby w nim zastąpić słowo „Tusk” określeniem „brukselsko-moskiewski namiestnik”, tak, jak było w oryginale, to sprawa będzie jaśniejsza
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka