Jak zwykle, przed i zaraz po 1 sierpnia przez nasz kraj przetacza się dyskusja o sens wywołania Powstania Warszawskiego w 1944r. Są tacy, którzy twierdzą, że to powstanie nie miało żadnego sensu, a inni uważają, że wręcz przeciwnie, że było bardzo potrzebne. Kto ma rację?
Kto wie, w jakiej sytuacji znalazłaby się Polska, gdyby Powstania nie było? Skończylibyśmy, tak, jak Litwa, Białoruś i Ukraina, że wcielono by nas do ZSRR? Może ktoś zagwarantować, że tak by się nie stało? Faktem jest, że Niemcy zniszczyli lewobrzeżną Warszawę w 80% (całościowo 65%, ale przed samym Powstaniem było już zniszczone 30%), zabili tysiące Polaków (ok. 220 tys.), nie tylko powstańców, ale przede wszystkim zwykłych cywili. Czy przeciwnicy wiedzą, albo pamiętają, jak skończyły takie miasta, jak Mińsk i Budapeszt, gdzie powstań przeciw Niemcom nie było?
Mińsk i Budapeszt „wyzwalali” czerwonoarmiści ze swoimi sprzymierzeńcami. W Budapeszcie zniszczono 85% budynków, porywano, gwałcono, czasami zabijano, dziewczęta i dojrzałe kobiety, a takie przypadki szły w tysiące. Oficjalnie zginęło tam 40 tys. cywilów, ale nikt nie policzył tych, którzy zmarli z głodu, odniesionych ran i z chorób. Rosjanie swoją misję „wyzwalania” Węgier dokończyli w 1956r krwawo tłumiąc tamtejsze powstanie wywołane przeciwko rządowi węgierskich komunistów, którzy zostali osadzeni tam przez „wyzwolicieli” w 1944r. W tym powstaniu 1956r zginęło ok. 2,7 tys. osób, dużo więcej zostało rannych, tysiące wylądowało w więzieniach, z nich ok. 1,2 tys. stracono, wielu deportowano do Rosji, a za granicę uciekło prawie 200 tys. tych, którym groziło niebezpieczeństwo, albo nie chcieli żyć pod komunistycznym reżimem. Węgrzy zostali ukarani za to, że wywołali powstanie, bo chcieli choć takiej wolności, jaka była w Polsce za Gomułki, który po dojściu do władzy zapowiadał zerwanie ze stalinizmem. Polska już wtedy mocno wspierała Węgry udzielając temu państwu największej pomocy ze wszystkich państw, które Węgry wspierały, choć było wiadomo, że komunistycznej Rosji bardzo to się nie podoba.
W Mińsku miejscowa ludność nie miała zamiaru stawiać Rosjanom żadnego oporu, nie było polskiej armii, nie było odpowiednika naszej AK, ale byli Niemcy, którzy Rosjan do miasta nie chcieli wpuścić. Rosjanie tak „wyzwalali” miasto, że z 270 tys. mieszkańców życie straciło 200 tys., zniszczeniu uległo 83% zabudowy miasta, zakłady przemysłowe i zabytki.
Polski Białystok wyzwalała Armia czerwona. Tu też nie było powstania, nie było miejskiej partyzantki, ale i tak zniszczeniu uległo 75% miejskiej struktury. (dane za R.Szeremietew = w-mińsku-powstania-nie-było i za polskieradio.pl Budapeszt-1956-Wojska-sowieckie-…)
Czy los Budapesztu i Mińska był lepszy, niż ten, który spotkał warszawiaków i Polskę, po wiadomym powstaniu? Wiem, wiem, że nie można tych przypadków ze sobą porównywać, bo każdy był inny, w innych okolicznościach się zdarzył, ale udowadnianie teraz, że Powstanie Warszawskie było błędem jest obrazą dla tych, którzy brali w nim udział, dla ich rodzin, oraz tym, którzy powstańcom pomagali, a przede wszystkim obrazą pamięci o tych wszystkich, którzy w Powstaniu zginęli. Te przykłady pokazują, że ustępujący Niemcy i „wyzwalający” Rosjanie siali spustoszenie w czasie IIWŚ na terenach, na których się pojawiali, czy to jako agresorzy, czy jako wyzwoliciele.
W poniedziałkowym poranku radia TOK Fm, red.J.Ż. przeprowadził tel. rozmowę z Normanem Davies’em, a powodem do niej był wywiad, jaki N.Davies, znany u nas Anglik, specjalizujący się w opisywaniu historii Polski, udzielił GW, która ten wywiad opublikowała właśnie 1 sierpnia. Cyt z „wiez.pl” o tym wywiadzie: „Historyk zwraca uwagę, że Armia Krajowa „była małą armią podziemną, liczącą w całym kraju około 300 tysięcy niezbyt dobrze uzbrojonych żołnierzy. Sami nie mieli szans”. „Wiem, że to zabrzmi dziwacznie, ale uważam, że powstanie warszawskie było w pewnej mierze sukcesem” – przyznaje. „W założeniach dowódców i Londynu AK-owcy mieli wytrwać tylko około tygodnia, do czasu jak pospieszą Warszawie z pomocą Sowieci, którzy byli tuż-tuż. Tymczasem wytrwali aż 63 dni. Z punktu widzenia bojowego spisali się więc doskonale” – dodaje. Davies tłumaczy, że „Polska padła ofiarą ignorancji i małoduszności zachodnich aliantów”. „Gen. Bór-Komorowski miał swobodę wyboru momentu, kiedy wybuchnie powstanie, ale nie tego, czy ma wybuchnąć. O tym decydował rząd w Londynie, który do rozpoczęcia walki namawiali zachodni alianci. Rozkaz Bora-Komorowskiego o rozpoczęciu powstania rzeczywiście był ryzykowny, ale nie był aż takim strasznym błędem. AK potrafiła walczyć dalej, i to bardzo długo. Poważniejsze problemy pojawiły się po jego wybuchu, ale nie przez błędy AK, a raczej przez kontekst strategiczny. Gdyby sojusz przeciw Trzeciej Rzeszy działał sprawnie i Mikołajczyk miał w Moskwie za sobą aliantów, powstanie potoczyłoby się inaczej. Politycy na Zachodzie długo myśleli, że to Polacy sprawiają kłopoty, a nie Stalin” – zaznacza historyk. W jego ocenie „formułowanie wniosków na podstawie informacji, których nie miało dowództwo AK, polscy politycy na Zachodzie, prowadzi do błędnych ocen. Powinniśmy okazać im więcej empatii, zrozumieć straszne położenie, w jakim się znaleźli. Powstanie ma wymiar greckiej tragedii, która musiała się wydarzyć”.
J.Ż. nie bardzo rozumiał argumenty N.Davies’a broniącego Powstania, co trochę zadawał pytania w stylu, „jak to, dlaczego, kto popełnił błąd”, itp., aż w końcu usłyszał, „no to musi pan przeczytać moją książkę”, a ja bym dodał „książki”, bo o Powstaniu Davies napisał ich wiele. J.Ż. jednak nie pasowało, to, co w GW przeczytał, a co powiedział N.Davies: „Polska padła ofiarą ignorancji i małoduszności zachodnich aliantów. Gdyby sojusz przeciw Trzeciej Rzeszy działał sprawnie, powstanie potoczyłoby się inaczej.” Red. J.Ż. w swoim przekonaniu trwał do końca tej rozmowy, a także i po niej, kiedy rozmawiał, także o Powstaniu, ze swoimi trzema „gościniami’(?), które do studia zaprosił.
Kto nie rozumie powodów wybuchu Powstania Warszawskiego, bo nie ich chce zrozumieć, ten zawsze na Powstanie będzie psioczył. I nie będzie śpiewał 1 sierpnia (nie)zakazanych piosenek, co od wielu już lat jest polską tradycją i świętowaniem tamtego wydarzenia. Na Placu Piłsudskiego 1 sierpnia są zawsze tłumy uczestników, starzy, młodzi, rodzice z małymi dziećmi i wszyscy śpiewają te znane i mniej znane (nie)zakazane piosenki. J.Ż. i jego trzy „gościnie”(?) w studio TOK Fm dopatrywały się wśród świętujących 1 sierpnia populistów, prawicowców, a nawet faszystów, itd. To towarzystwo zdaje się w ogóle nie zauważać na Placu Piłsudskiego autentycznych powstańców, którzy 1 sierpnia są tam każdego roku wśród uczestniczących w śpiewaniu. Te „elity” czekają, aż ostatni powstaniec umrze, niestety, co roku wielu z nich ubywa i wtedy powiedzą, o proszę, tam wcale powstańców nie ma?
Nie twierdzę, że Powstanie Warszawskie godnie obchodzą tylko ci, którzy 1 sierpnia trafiają na Plac Piłsudskiego w Warszawie. Jednak wielu z nas, którzy uczestników tego Powstania uważa za bohaterów, a samo Powstanie za bardzo ważne wydarzenie w historii naszego kraju, siedzi w czasie wspomnianego śpiewania przed telewizorami, czasami w rodzinnym gronie i podśpiewuje powstańcze pieśni, jak potrafi. Wielu z nas tego dnia nasłuchuje i ogląda relacje z miejsc z Powstaniem związanych, by przynajmniej tak przyłączyć się do upamiętnienia tej ważnej daty, co zdecydowanie nas odróżnia od tych, którzy (nie)zakazanych piosenek nie śpiewają.
PS. W ciągu całej historii powojennych lat, tych po 1945r, Rosjanie, mimo wielu powodów, jakie mogli mieć, nigdy do Polski nie wkroczyli ze swoimi wojskami, a w zasadzie nie wyleźli ze swoich baz, które tu mieli, "by przywołać nas do porządku". Czy tym "nieśpiewającym" (nie)zakazanych piosenek taka myśl przychodzi czasami do głowy, że Powstanie się do takiego stanu rzeczy przyczyniło?
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura