Z ostatnich publicznych wypowiedzi coraz bardziej dociera do nas, jakąż to mamy „inteligencję”, która rości sobie prawo do kształtowania naszych zachowań. Powołam się tu na kilka osób, naszą noblistkę Olgę Tokarczuk, pana Michała Rusinka, dr hab. UJ, byłego asystenta innej noblistki, nieżyjącej już Wisławy Szymborskiej, a także na profesorkę Uniwersytetu Szczecińskiego, której przemawianie zza katedry wyraźnie już nie wystarcza..
Pani Tokarczuk przy okazji promowania swojej książki „Czuły narrator”, za Onet.pl, zauważa, „Chciało mi się kląć”, tak samo i z tego samego powodu, co przywódczyniom OSK. Pani noblistka przy tym powołuje się na swoja mamę, polonistkę, która „powtarza, że w przekleństwach nie ma niczego złego, bo służą artykulacji skrajnych emocji. Język byłby kaleki, gdyby je wyrugować zupełnie. I że można ich używać, choć ostrożnie i ze świadomością, co się mówi, ponieważ mają wielką siłę.” Dalej O.Tokarczuk dodaje już sama od siebie: „Kiedy pierwszy raz zobaczyłam na ekranie transparent z napisem "Wypi******ć", wstrząsnęło to mną – takie słowo, tak jawnie obecne wielkimi, czerwonymi literami w przestrzeni publicznej. Szybko się jednak przyzwyczaiłam, uznawszy, że tych emocji inaczej wypowiedzieć już się nie da. W chwili gdy zrywa się w społeczeństwie komunikacja między dwiema stronami konfliktu i ludzie nie słyszą się i nie rozumieją, kiedy wręcz nie chcą usłyszeć i zrozumieć, co do siebie wzajemnie mówią, a ich słowa pochodzą z zupełnie różnych idiolektów – wtedy pozostają tylko przekleństwa”. Dlaczego ludzie protestują? O.Tokarczuk widzi to tak: „ta władza trwa jedynie dzięki rozdawnictwu, cynicznej dystrybucji strachu i bucie. Protesty, które widzimy na ulicach, są czymś więcej niż tylko sprzeciwem wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Tu zaczęła się zmiana cywilizacyjna. Dlatego protestują głównie ludzie młodzi. Przyjmuję to z pewną ulgą, ponieważ już straciłam nadzieję, że młodych w ogóle interesuje realny świat. Z ulgą także, dlatego, że są zdolni do rozpoznania oraz przeciwstawienia się hipokryzji i konformizmowi. Dzięki ich protestom po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się dobrze we własnym kraju, bo ta nieznośna sytuacja, w której rząd i ludzie PiS-u mogą zrobić wszystko, nie bacząc na jakiekolwiek zasady i dobro całego społeczeństwa, była już nie do zniesienia.” A więc młodzi ludzie protestują przeciwko rozdawnictwu naszego rządu, z którego ci młodzi korzystają najwięcej? Zresztą podobnie ze szczodrego rozdawnictwa skorzystała pani O.T., od rządu zwolnienie z podatku od nagrody Nobla, od samorządu, willa, jej remont i koszty utrzymania. Protestują, bo dostali za dużo, a może wręcz przeciwnie, bo dostali za mało? Sama O.Tokarczuk szczerze przyznaje: „Często niezbyt dobrze rozumiem, co się dzieje tu i teraz. Lepiej się czuję, patrząc wstecz lub do przodu.” Pani nie rozumie naszej rzeczywistości, ale protesty OSK popiera, używanego w nich słownictwa broni, a poza tym jest czułą narratorka otaczającej nas rzeczywistości. Jeżeli tak myśli i czuje pisarka, laureatka literackiej nagrody Nobla, to, czego mamy spodziewać się po innych „inteligentach”?
Michał Rusinek, literaturoznawca, pisarz, tłumacz, dr hab. na UJ, były asystent Wisławy Szymborskiej jakiś czas temu oburzał się na szorstkość naszego języka, bo raziło go nazywanie opozycji „chamską hołotą”. Teraz pan literat jest zafascynowany słowem „wy…….ć”, które mają na swoich sztandarach szefowe OSK. Rusinek odkrył, wszak to naukowiec, że pod tym słowem, ponoć fonetyczne fascynującym, kryje się bunt, siła, brutalność, ale też wyzwolenie. Tak oto kolejny znany z tego, że jest znany, popisuje się mentalnością Kalego, jak my, czyli ci protestujący i wspierający OSK bluźnimy, to nasze bluzgi są OK., jak oni nas tak potraktują, to już OK. nie jest.
W ślady naszego naukowca-literata poszła, a raczej chyba to on poszedł w jej ślady, niejaka pani profesor Inga Iwasiów z Uniwersytetu Szczecińskiego, też humanistka, która na jednym z wieców przed podnieconym tłumem mówiła: „Nie jako profesorka, ale jako kobieta powiem „je….ć” i ”wy…..ć”. Tacy „naukowcy” maja kształtować umysły naszej młodzieży? Czy ktoś na ich macierzystych uczelniach będzie miał odwagę pokazać im hasła OSK, a oni domyślą się, że są właśnie do nich skierowane? Jak zareaguje nasza noblistka O.Tokarczuk, jak na którymś ze spotkań zobaczy takie hasła skierowane w jej stronę? Czy wtedy tez będzie czułą narratorką upadłych czasów, czy odkryje w tych wulgarnych słowach do siebie skierowanych siłę i moc, i wyzwolenie do działania? Pan Rusinek niech porzuci swoje zapędy literackie i zajmie się studiowaniem wulgaryzmów, skoro mu te słowa tak imponują, ma ich tyle do odszyfrowania, że na twórczość literacką nie będzie miał już czasu. Czy ktoś będzie się jeszcze dziwić, że celebryci, np. Jurek Owsiak, będą coraz śmielej publicznie bluzgać, skoro robi to profesura i literaci, i przedstawiciele patointeligencji wszelkiej maści, że znanymi artystami na czele? Owsiak skrytykował profesora Bralczyka, który jako jeden z nielicznych ośmielił się negatywnie wypowiedzieć o publicznym używaniu wulgaryzmów, które wg profesora jedynie zaogniają polityczną sytuację w naszym kraju i oddalają jakiekolwiek szanse na porozumienie zwaśnionych stron. Profesor skrytykował kiedyś też tych, którzy szpecą swoje ciało tatuażami ukrywając pod nimi swoje kompleksy, ciekawe, czy jedno z drugim, bluzgi i tatuaże, ma jakiś związek? To byłby całkiem ciekawy temat dla badań naukowych, tylko, kto w dzisiejszych czasach zechciałby takie badania sfinansować?
Publiczne używanie wulgaryzmów jest okazywaniem słabości tych, którzy tych słów powszechnie uważanych za obraźliwe używają. Przez te bluzgi próbują dodawać sobie odwagi i pewnie uważają, że przestraszą takim słownictwem swoich przeciwników, ale w moim przekonaniu osiągają efekty zupełnie przeciwne od zamierzonych. Kto poważny usiądzie do stołu z ludźmi prymitywnymi, którzy nie potrafią opanować swego języka? O czym można z nimi rozmawiać, skoro używają rynsztokowego jezyka nieakceptowanego przez ogromną część społeczeństwa? Na portalu Onet.pl podano ostatnio wyniki badania, z którego wynika, o zgrozo, że publiczne używanie obraźliwych słów akceptuje aż 26% naszego społeczeństwa, ale co zatem z tą 74% resztą? Czy większość ma ciągle ulegać mniejszości, jak chociażby to dzieje się w sprawach LGBT+, gdzie 1-2% mniejszość wręcz terroryzuje pozostałą część społeczeństwa? Czy rzeczywiście czekają nas rządy barbarzyńców, którzy oprócz siania nienawiści, upodlenia obyczajów i burzenia porządku wypracowywanego przez poprzednie pokolenia nie mają nam nic innego do zaoferowania?
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo