Prezydent Francji Emmanuel Macron rozczarował zapewne wielu polityków naszej opozycji, że tak "delikatnie" napominał polskie władze, co do przestrzegania zasad unijnej praworządności. Opozycja oczekiwała czegoś więcej, przecież nieustannie stara się przypominać "zagranicy", co w Polsce złego się dzieje. Ostatnie przykłady tych starań? Panowie Sikorski i prof. Sadurski, ten z dalekiej Australii, na forum PE, pani Pichowicz i poseł Śmieszek na forum Rady Europy, ramię w ramię z przedstawicielami Rosji, pan Grodzki, ten ciągle i nieustannie przy każdej okazji, stają się, jak mogą, a tu taki marny skutek. Pani wiceprzewodniczaca KE, Vera Jurowa, niby nas napomina, ale twierdzi, że KE nie może niczego w sprawie praworządności Polsce narzucać. Prezydent Macron wprawdzie zaznacza, jak ważna jest praworządność, ale od razu się zastrzega, że Francja nie może wtrącać się w polskie sprawy. Czyżby pojawiało się w unijnych elitach małe "światełko w tunelu" dla zrozumienia polskich spraw?
Wczoraj nasz prezydent podpisał ustawę nowelizującą polskie Prawo o ustroju sądów powszechnych, co pewnie tylko przypadkowo zbiegło się z wizytą prezydenta Francji w Polsce, ale też przyśpieszy dotarcie tego faktu do świadomości unijnych decydentów. Polska chce i będzie rządzić się po swojemu, do czego ma prawo i co zapewniają jej unijne traktaty. Prezydent Francji wprawdzie próbował u nas głosić lewacko-liberalną tezę, że, jeżeli zabraknie w Unii solidarności, tolerancji, praworządności, różnorodności, etc, to nic z Unii nie zostanie i Unia się rozpadnie. Macron zapomina jednak o początkach zawiązywania się Unii i o podwalinach, na których została ona zbudowana, o jej chrześcijańskich korzeniach i o przekonaniach ojców założycieli, którzy uważali, że Unia, albo będzie chrześcijańska, albo nie będzie jej wcale. Jeżeli solidarność, tolerancja, praworządność, różnorodność jest postrzegana z chrześcijańskiej perspektywy, to rzeczywiście stanowi trwałe spoiwo łączące różne kraje i narodowości, jeżeli zaś jest rozumiana, jako krzewienie zasady "róbta, co chceta", albo inaczej, "hulaj dusza, piekła nie ma", to prędzej, czy później doprowadzi do upadku nie tylko Unię, ale całą cywilizację europejską.
Po co zatem przyjechał do Polski prezydent Macron, skoro nie mógł się spodziewać, że polski rząd nagle zmieni swoje zdanie na temat praworządności? Ta wizyta odbyła się tuż po wejściu w życie Brexitu, czyli po opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię, co nadaje jej szczególnego znaczenia. WB była drugim, pod względem ważności, państwem Unii Europejskiej, tuż za Niemcami, a przed Francją, Włochami, Hiszpanią i Polską. Francja zajmuje teraz miejsce WB i koniecznie potrzebuje sojusznika, który pomoże jej równoważyć bezsprzeczne przodownictwo Niemiec, a ani Włochy, ani Hiszpania, z wielu względów do tego się nie nadają. Zatem teraz Polska, jeszcze całkiem niedawno tak bardzo krytykowana przez Macrona nabiera w obecnej sytuacji zupełnie innego znaczenia. Być może Macron wreszcie zrozumiał, że w obliczu tego, co obecnie dzieje się we Francji, a także wobec treści unijnych traktatów, nie ma za co krytykować polskiego rządu, bo ta krytyka może się obrócić przeciwko niemu samemu i przeciwko Francji. Macron dużo by dał za to, by mieć takie poparcie w swoim kraju, jakie rząd PiS ma w Polsce. Może zatem prezydent Francji przyjechał do Polski zobaczyć, "jak się to robi", by ocalić Francję, a przy okazji i siebie?
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka