Po uroczystościach w Lesie Katyńskim z udziałem Donalda Tuska i spóźnionego o godzinę Putina słowo „pojednanie” odmieniane było przez wszystkie przypadki, a komentatorzy jeszcze odkrywali Amerykę stwierdzeniem, że „nie padło słowo przepraszam”. Zupełnie tak jakby ze strony Rosji, która udostępniła zaledwie jedną trzecią dokumentacji dotyczącej mordu w Katyniu, w ogóle mogło paść. Albo jakby strona rosyjska kiedykolwiek kwapiła się do uznania kwalifikacji prawnej- takiej jaką przyjęli polscy prokuratorzy w trwającym od 2004 r. polskim śledztwie katyńskim - że władze sowieckie dopuściły się na polskich jeńcach wojennych zbrodni ludobójstwa i zbrodni wojennych.
No ale „Putin jest pierwszym przywódcą rosyjskim, który przybył do Katynia, by uczcić pamięć zamordowanych Polaków”. Tak „uczcił”, że nie wspomniał nawet o Stalinie, nie mówiąc, że jak zapowiedział wcześniej jego rzecznik prasowy, nie przywiózł oczywiście do Katynia tzw. białoruskiej listy katyńskiej, bo ta się, rzecz oczywista, „nie znalazła”. Archiwiści Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) na pewno jednak i zupełnie serio poszukują jej w rosyjskich archiwach. I pewnie „nie znajdą”. Nie mniej przed wizytą Donalda Tuska w Katyniu i tak „podejrzewano”, iż Władimir Putin może polskiemu premierowi wówczas przekazać poszukiwane dokumenty i że będzie to „piękny gest”. A podejrzewała między innymi w duchu „pojednania” „GW”, więc bez niespodzianek. Poza tym, że ta nowomowa zaczyna już zjadać własny ogon.
Kolejny odcinek serialu „Kłamstwo katyńskie ma się dobrze” 10 kwietnia. Czy ktoś zdoła pobić rekord we wznoszeniu się na wyżyny moralno – intelektualne Jerzego Buzka, który otwierając sesję plenarną w Brukseli, powiedział, że „uroczystości rocznicowe w Katyniu z udziałem premierów Polski i Rosji są sygnałem pojednania dla całej Europy”?
Inne tematy w dziale Polityka