Juan Diego Juan Diego
294
BLOG

I co teraz z nami będzie?

Juan Diego Juan Diego Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

To pytanie mogłoby się wydawać na stawianie w relacjach dwojga kochanków. Nic z tego. To pełne emocji pytanie było wypowiedziane przez Tomasza Lisa w dokumentalnym filmie „Lewy czerwcowy”. Pytanie – prawie jak – do kochanka było zwrócone do Lecha Wałęsy. Chciałbym znać odpowiedź, jak również kontekst w jakim ono padło.

Dlaczego to pełne rozpaczy pytanie padło od dziennikarza do ówczesnego prezydenta RP? Było to pytanie o jakiś niepojęty związek między nimi. Kontekst pytania wiele by dziś tłumaczył z zachowań zarówno dziennikarza jak i byłego już prezydenta. I nie tylko ich.

Pełne pytanie brzmiało: „Co teraz będzie z nami panie Prezydencie?”. Z jakimi „nami”? Jaka więź może łączyć dziennikarza z politykiem? Przecież to zabronione. Przecież – jedynie słuszne - media trąbią o choćby chwilowym towarzyskim spotkaniem pomiędzy politykami i dziennikarzami ciemnej strony. Nie, no gdy dotyczy to „rodziny panującej” to jest to atak na prywatność. To jest oczywiste jak cytat z Talmudu.

Ale wróćmy do dziennikarza Lisa, chociaż ostatnia jego produkcja z wywiadem z samym sobą może świadczyć, że dziennikarzem on nie jest. Można się zastanawiać czy jest to przejaw głupoty, infantylizmu czy jeszcze czegoś innego. Ja bym był skłonny, że właśnie „czegoś innego”. Ja by jednak tkwił w kontekście postawionego pytania drążył dalej. Jak siła każe mu tworzyć takie tępe durnoty. Ale to nie jest tylko kontekst piszącego. Jest też kontekst tych, którzy tego słuchają i zachłystują się, że List powalił na deski swego wyimaginowanego rozmówcę i odbierane to jest jako święta, najświętsza prawda. 

Dlatego też ostrzegam. Możliwe, że TVN zostanie sprzedany w ręce kogoś spoza „rodziny” a jego prezesem zostanie Daniel Obajtek (ze względu na CV dobrego managera, a nie ze względu na swoje przekonania polityczne). Możliwe jest więc, że odpłynie od niego twardy widz, który spijał z ust prowadzących oczekiwane wiadomości (i co z tego, że były tylko spełnieniem oczekiwań widza?). Możliwe jest nawet, że przypłynie do niego nowy widz, możliwe, że stacja zacznie przynosić zyski. Ale to nie ma znaczenia w kontekście wyborczym. Lub ma znikome znaczenie mając w pamięci początkowe akapity.

Ten widz będzie się porozumiewał tam-tam-ami, sygnałami dymnymi lub gołębiami pocztowymi, a nie zmieni się ani na jotę. To jest fenomen dla psychiatrów. Możliwe, że kiedyś ktoś zbada go.

Dlatego ostrzegam. Nie upajałbym się ilością ludzi na spotkaniach z Nawrockim. I znikomą ilością na spotkaniami z Trzaskowskim. To nie ma żadnego przełożenia na kontekst wyboczy. Nie upajałbym się infantylnością i gogusiowatością tego drugiego. Tu nie działa przewaga, która mogłaby być trafna, gdy nie powyższe akapity.

Nie wywalałbym więc pieniędzy na dotarcie do tego elektoratu, który nabożnie traktuje wywiad Lisa z samym sobą jako rzeczywistość. Tam nie ma logiki dedukcyjnej, nie ma wnioskowania opartego na przesłankach. Przykład? Proszę. Byłem kilka dni temu na spotkaniu, którego uczestnikami byli ludzie z wyższym wykształceniem. Wydawać by się mogło, że coś takiego jak implikacja to element ich warsztatu pracy. Ale nie w obszarach polityki. Tu obowiązuje to „coś”, o czym pisałem w powyższych akapitach. Bo otóż proszę czytelników, według tychże, ci co forsują granicę wschodnia to są ludzie, którzy „uciekają z Syrii przed ruskimi bombami”. Dlaczego więc lecą do Moskwy lub Mińska, aby następnie przedzierać się przez polską granicę? Na takie i podobne pytanie dostaje się agresją w twarz. Jakaś nieprawdopodobna zaciętość tłumaczona tym czymś, co mnie zastanawia w powyższych akapitach.

Należy walczyć o elektorat, który nie ma z nimi nic wspólnego, którzy przez „Kaszpirowskiego” polskiej polityki został wydutkany na strychu lub wystrychnięty na dudka. Ten elektorat, o którym piszę w powyższych akapitach jest zabetonowany na wieki. Oni będą na łożu śmierci a pójdą zagłosować na swego kandydata, nawet gdyby był cienkim Bolkiem. Jeden drugiego na noszach zaniesie do lokalu wyborczego i pomoże postawić krzyżyk tam, gdzie trzeba. Wszelkie liczenie na przekonanie ich argumentami logiki dedukcyjnej są skazane na porażkę.

Nie marnujmy więc pieniędzy – i tak pewnie lichych - na ich przekonanie. Trzeba działać zgodnie z sadami marketingu docierać do trafionych grup społecznych umiejętnie. No i bez triumfalizmu. Bo po poprzednich przegranych wyborach czytałem kilku prominentnych polityków, którzy pisali, że „już za chwilę, za chwileczkę będzie umowa z PSL-em i będzie nasz rząd”. Jak było, wszyscy wiemy.

Oby więc nie było jak u Mickiewicza: „My z synowcem i… jakoś to będzie!”


Juan Diego
O mnie Juan Diego

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo