Jozjasz Jozjasz
6
BLOG

Płatny plagiat - o pisaniu prac za pieniądze

Jozjasz Jozjasz Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
edukacja, plagiat, demoralizacja studentów, upadek uczelni,

Cóż to za wspaniałe czasy, w których wybitna akademicka młodzież zamiast błądzić po zakurzonych bibliotecznych regałach, odważnie klika „kup teraz” i płaci za prace, które mają być rzekomo owocem ich geniuszu. Albo lepiej – korzystają z algorytmów generujących teksty, myśląc, że obłudna inteligencja sztuczna ChatGPT wykona pracę za nich. O, jakże niewinna naiwność! Bo choćby sztuczna inteligencja i próbowała spisać „wielkie dzieło”, to na szczęście i dla niej znajdzie się bat – technologia wykrywania takich tekstowych potworków, metody antyplagiatowe, które bezlitośnie prześwietlają ich „arcydzieła”.
Czy nie jest to jednak jedno z największych upokorzeń humanistyki? Kiedyś filozofowie zgłębiali istotę człowieczeństwa, teraz ślęczą nad tabelkami z procentami, którymi wykazują, że połowa tekstu to plagiat. Moralny i merytoryczny upadek, jakiego dopuszcza się współczesna akademia, nie zna granic. To jakby porównywać arcydzieła Platona do prozaicznych sprawozdań księgowych, które myli się z poezją. A gdzie krytyczne myślenie? Gdzie pasja? Zastąpiły je faktury za zamówione prace i bezduszne kalkulacje.
A teraz przyjrzyjmy się wytrawnym „inwestorom”, czyli studentom, którzy – miast zdobywać wiedzę – zdobywają plagiaty. Ci młodzi giganci przyszłości, „przyszli liderzy”, są tak zaangażowani w samorozwój, że zakup pracy to dla nich kolejne trofeum na drodze kariery, niczym modne sneakersy. Niby praca ich, ale czyż nie łatwiej ją kupić? Jakby wiedza i pasja były do zredukowania do waluty na koncie. Te studenty – wyzbyte samodzielności i ambicji – nie rozumieją, że gdyby postawić ich przed prawdziwym wyzwaniem intelektualnym, najprawdopodobniej utknęliby na poziomie wstępu. Może najlepiej, by uczelnie potraktowały ich równie „zindywidualizowanie”, relegując z hukiem, by nie marnowali już ani grosza z kieszeni podatników ani cienia przyszłości własnego życia?
No bo spójrzmy prawdzie w oczy: ten „biznes edukacyjny” opiera się na doskonałym połączeniu – mamy kupujących, którzy od lat ćwiczą się w sztuce braku odpowiedzialności, i sprzedających, którzy cynicznie zacierają ręce. Jeśli prawdziwe studia ich przerastają, to może życie także? Ileż to razy podatnik, człowiek pracy, płaci za edukację kogoś, kto poza zakupem „szóstki z plusem” nigdy nie wykonał wysiłku godnego tego tytułu. Trudno ukryć litość, która się nasuwa, ale że w niej kryje się i zrozumienie dla konieczności ich natychmiastowego wyrzucenia – to już inna sprawa.
A ci, którzy owe prace produkują? To dopiero gatunek. Genialni rzemieślnicy moralności względnej, sprzedający „dzieła” wyłącznie po to, by „pomóc” biednemu studencikowi. Mistrzowie cynizmu i intelektualni cinkciarze, żerujący na ludzkiej leniwości i głupocie, serwujący swoje „usługi” za wygórowane stawki. Gdyby to przynajmniej pisali na poziomie – ale nie, ich "prace" to często zbiór tanich sztuczek i banałów, ubrany w szaty quasi-naukowego żargonu, co tylko podkreśla groteskowość sytuacji. Gdyby nie współczesne technologie, pewnie do dzisiaj staliby pod murami uczelni, z walizką pełną „gotowych tekstów”, niczym za czasów PRL-u sprzedawcy biletów.
Najgorsze jednak, gdy owe "geniusze" sami mają coś wspólnego z akademicką kadrą. Akademik, który pisze za studentów, to jak policjant handlujący przemycanymi towarami – niby na służbie, a jednak w interesie. Jakież to moralne sprzeniewierzenie i jakiż upadek intelektu! Nawet najtwardszy Szekspir zawahałby się przed opisem tej sceny moralnej nędzy. Bo jeśli to oni uczą przyszłe pokolenia, to może już lepiej zakończyć ten teatralny spektakl o nazwie „edukacja wyższa”.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, oto czas działać! Gdy przestępcy drwią z prawa, czyż nie jest rolą państwa by wprowadzić surowe kary? Ale nie, nie tylko za zakup pracy – lecz przede wszystkim za ich sprzedaż! Bowiem, jak wszyscy wiemy, narkomana owszem, ściąga się do izby, ale to dealer jest prawdziwym sprawcą zła. Dlatego też ścigajmy tych „dilerów intelektu”, co na twarzach mają wyraz cwaniactwa, a na kontach płatności za „zlecenie”. Przykładnie karani, z całkowitym brakiem współczucia. Przecież ci „pisarze” doprowadzili do tego, że z dyplomu można uczynić kolejną bezużyteczną dekorację, pamiątkę, jak puchar za bieg na trzecie miejsce.
Czy można zatem liczyć, że sytuacja się poprawi? Raczej nie – i to jest w tym wszystkim najsmutniejsze. Gdy proceder ten będzie się rozwijał, nasze uniwersytety staną się pośmiewiskiem, fabrykami tandetnych dyplomów, których wartość już dawno zeszła poniżej papieru toaletowego. Może więc lepiej zamknąć uczelnie na cztery spusty? Przynajmniej społeczeństwo nie będzie marnować pieniędzy na „edukację”, która degraduje moralnie całe pokolenia, robiąc z nas zbiorowisko pozbawionych etyki ameb społecznych, niezdolnych do niczego poza zakupem gotowych odpowiedzi.

Jozjasz
O mnie Jozjasz

Domorosły filozof o dużych aspiracjach starający się ogarnąć świat dawna mądrością.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo