Tekst inspirowany przez: https://klubjagiellonski.pl/2024/10/15/wizja-prawicy-przyszlosci-co-dalej-w-rok-po-15-pazdziernika/
Przyszłość prawicy, to jak wyprawa Odyseusza – pełna pułapek, kuszenia syrenami i, oczywiście, niekończących się ciosów wymierzanych przez los. Ale zamiast potworów morskich i gniewnych bogów mamy dziś politycznych karłów, którzy, niczym współczesne Liliputy, plączą się wokół naszych stóp, udając tytanów intelektu. Cóż, jakże mylne to wrażenie. W rzeczywistości są oni mistrzami PR, dla których moralność jest jedynie przestarzałą kategorią z literatury – tej samej, którą uczą się na siłę cytować, gdy kamera jest włączona, a wyborcy patrzą.
Prawica, o ile jeszcze istnieje w formie, o jakiej niegdyś marzyliśmy, stoi teraz przed epicką próbą, jakiej by się nie powstydził sam Platon, z tą różnicą, że teraz to walka z iluzją, a nie ideami. Zamiast zwrócić się ku fundamentom, które przez wieki były oparciem konserwatyzmu – republikanizmowi, katolickiej etyce, ba, może nawet zwykłej uczciwości – musimy patrzeć na tę groteskową scenę, gdzie wszyscy grają rolę mędrców, podczas gdy prawdziwy sens już dawno umknął w obłoki ich pychy. No bo po co naprawiać świat, skoro można go po prostu dobrze sprzedać na Twitterze?
Wizja odbudowy? Proszę, przestańmy się oszukiwać. To nie sztandary polityczne przywrócą prawość, ale serca i umysły, które jednak muszą najpierw znaleźć swój moralny kompas. Ale cóż to za wyzwanie, prawda? Żyjemy przecież w epoce „ducha współczesności”, gdzie głównym źródłem moralności jest liczba lajków pod najnowszym postem, a fundamenty duchowe? One leżą sobie gdzieś pod gruzami instytucji, które upadły w imię „radykalnej modernizacji”.
O, tak, tak – potrzebujemy prawdziwej odnowy. Ale nie tej odmalowanej na partyjnych banerach, ani tej, którą obiecują nam politycy w garniturach z połyskującą broszką w klapie. Nie, my potrzebujemy powrotu do czegoś głębszego, czegoś, co przetrwa próby czasu, czegoś, co nie zginie po kolejnych „konsultacjach społecznych”, których wynik już z góry znamy. Ale nie, zamiast tego, polityczne slogany, populizm – oto nowa „religia” współczesnych czasów. A przecież wiemy, jak bardzo potrafią one „zjednoczyć naród”.
Ale, cóż, przyszłość – jakże piękna wizja! – spoczywa na barkach młodych pokoleń, które muszą znaleźć siłę w tych konserwatywnych wartościach, ale oczywiście w sposób nowoczesny, żeby przypadkiem nie było zbyt nudno. Mamy, moi drodzy, kryzys demograficzny! Ale nie, to nie tylko liczby. O nie, nie tak szybko. To nasz narodowy test na zrozumienie sensu istnienia. Bo przecież w dzisiejszych czasach, po co rodzić dzieci, skoro można wziąć kredyt na auto elektryczne?
Demografia nie jest problemem, o ile potrafimy zrozumieć, dlaczego w ogóle istniejemy jako naród. Bo kiedy już odkryjemy ten „wielki sens”, dzieci staną się naturalną konsekwencją. Tak, dzieci – te, które powstaną z naszej duchowej odnowy. Bo przecież świat bez sensu to jak teatr absurdu, gdzie aktorzy dawno zapomnieli swoje role, ale sztuka trwa, bo publika i tak klaszcze, nie wiedząc dlaczego.
I tak wzywam was, konserwatyści, republikanie, obrońcy moralnych bastionów, abyście wzięli na swoje barki ciężar tej odnowy. Budujmy instytucje, które nie rozpadną się przy pierwszym lepszym wietrze skandalu, budujmy wspólnoty oparte na uczciwości, miłości do bliźniego i, oczywiście, na przekonaniu, że nasze miejsce w historii nie jest jedynie przypadkowym wtrętem. Bo przecież to nie polityczne przepychanki, ale nasza wola przetrwania, nasza gotowość do stawiania czoła wyzwaniom uczynią nas godnymi nazwania prawicą przyszłości.
A kiedy już zrealizujemy ten plan – kiedy naprawimy instytucje i siebie samych – przyszłe pokolenia spojrzą na nas z dumą, mówiąc, że oto stanęliśmy na wysokości zadania.
Domorosły filozof o dużych aspiracjach starający się ogarnąć świat dawna mądrością.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo