Żródło inspiracji: https://konserwatyzm.pl/luma-gdybym-byl-ministrem/
Ach, polska edukacja – prawdziwy bastion mądrości, oaza erudycji, miejsce, w którym wykuwa się przyszłość narodu. A może jednak nie? Może to raczej skansen, w którym mentalność lat 90. przetrwała jak relikt epoki, niezdolny do ewolucji, ale za to doskonale adaptujący się do kolejnych reform. Reform, rzecz jasna, takich samych jak zawsze – głośnych, pięknych na papierze, a w rzeczywistości bardziej przypominających naprawianie Titanica plastrami. Gdyby Platon wstał z grobu i rzucił okiem na naszą oświatę, wróciłby do dialogu "Laches" i uznał, że cała ta dyskusja o odwadze i cnotach moralnych była stratą czasu. Nasz system? To już nie tylko upadek intelektualny – to wręcz pochód triumfalny filisterstwa, który Nietzsche przewidział z przerażającą precyzją. Nauczyciele to współcześni filistrzy, co to nie mają już ani odwagi, ani ambicji, ani nawet ochoty, by postawić czoła katastrofie.
Bo oto mamy system, który nie kształci, ale produkuje. Nauczyciele są jak robotnicy w fabryce Forda – stawiają pieczątki na dyplomach i przepychają dzieciaków przez kolejne klasy, zupełnie jakby to była taśma produkcyjna. Po co podnosić poziom? Po co wymagać myślenia? W końcu liczy się wynik, PR, statystyki zdawalności. Zresztą, co tu się dziwić? Ci, którzy dzisiaj uczą, sami przecież są produktem tego zepsutego systemu. Wychowani na biurokratycznej oświacie lat 90., teraz nie są w stanie rozróżnić jakości od ilości. Filisterstwo w najczystszej formie – jak to pięknie określił Nietzsche – bez smaku, bez głębi, ale za to z iluzją działania. To ta sama klasa, która udaje, że wszystko gra, podczas gdy fundamenty edukacji rozpadły się dawno temu.
A teraz zadajmy sobie pytanie: co robią media? Czyżby biły na alarm, ostrzegając przed upadkiem intelektualnym młodych pokoleń? Skądże! Media, jak zwykle, skaczą po trendach jak pchły po psie, podbijając każdy nowy „innowacyjny” program reform. Bo przecież bon oświatowy to genialne rozwiązanie, prawda? Konkurencja i wolny rynek uzdrowią wszystko! Aha, jasne – ale tylko w miastach. Na wsiach? Cóż, tam szkoły znikną szybciej niż rządowe obietnice o poprawie sytuacji. I choć liberalni marzyciele wciąż śnią o edukacyjnej utopii, wiejskie dzieci mogą co najwyżej zająć się samodzielną edukacją przez internet – o ile w ogóle mają do niego dostęp. No ale po co martwić się losem wiejskich szkół, skoro ważniejsze są genderowe wyzwania i klimatyczne histerie?
W tej groteskowej scenie nie możemy zapomnieć o bohaterach drugiego planu – nauczycielach, tych dzielnych strażnikach systemu. A raczej – jak Nietzsche określiłby filistrów – „człowiekach użytkowych”, dla których największym osiągnięciem jest bycie miłym trybikiem w maszynie. Protestować? A po co? Lepiej siedzieć cicho, nie wychylać się, podpisywać kolejne papierki, egzekwować coraz bardziej absurdalne przepisy i pilnować, żeby biurokratyczne koło toczyło się dalej. Dyskusja o cnotach? O odwadze? Platon w "Lachesie" musiałby umierać ze śmiechu, widząc, jak współczesna szkoła depcze jego ideały pod ciężarem bezmyślnych formularzy. W końcu to nie nauczanie jest priorytetem, lecz statystyki i dyscyplina. Nauczyciel – dumny strażnik wiedzy – stał się biurokratą, który po prostu musi „odpracować swoje”.
I jakby tego było mało, teraz do szkół wkraczają kolejne „nowatorskie” inicjatywy. Bo nie wystarczy uczyć, trzeba jeszcze straszyć! Policja, organizacje pozarządowe, ekologowie – wszyscy mają misję, by wytłumaczyć uczniom, że świat się kończy. Cyberprzestępczość, przemoc, katastrofa klimatyczna – każdy krok może prowadzić do zguby. A gdzie miejsce na odwagę, którą tak cenił Platon? Gdzie miejsce na męstwo, które w "Lachesie" opisywał jako nieodzowny element wychowania? Ach, przepraszam, zapomniałem – męstwo to przestarzała wartość. Teraz liczy się posłuszeństwo i dyscyplina. Lepiej wychować uległych, potulnych obywateli niż krytycznych myślicieli. Bo przecież, jak zauważył Nietzsche, świat nie potrzebuje geniuszy, tylko przeciętniaków gotowych służyć systemowi.
Podsumowując, nasza edukacja to nie tylko cyrk – to wręcz niekończący się kabaret. Nie potrzebujemy kosmetycznych poprawek, bo te tylko maskują gnicie fundamentów. Potrzebujemy głębokiej, brutalnej reformy, która przestanie cackać się z iluzją edukacyjnych sukcesów. A kto ma tę reformę przeprowadzić? Rodzice, którzy jeszcze nie stracili nadziei, nauczyciele, którym pozostało coś więcej niż tylko rutyna, a może sami uczniowie, którzy kiedyś zrozumieją, jak bardzo zostali oszukani. Bez tej presji kolejne pokolenia będą wychodzić z naszych szkół z dyplomami w rękach, ale z pustką w głowach.
Domorosły filozof o dużych aspiracjach starający się ogarnąć świat dawna mądrością.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo