Fot. Stowarzyszenie Patriotyczne im. Księdza Adolfa Chojnackiego
Fot. Stowarzyszenie Patriotyczne im. Księdza Adolfa Chojnackiego
Józef Brynkus Józef Brynkus
1079
BLOG

Paradoks dezubekizacyjnej ustawy

Józef Brynkus Józef Brynkus Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Gdyby moi znajomi ze studiów, z okresu strajków na uczelni na przełomie listopada/grudnia 1981 roku i w Nowej Hucie 13-15 grudnia 1981 roku, potem powielania i kolportowania ulotek na studiach, a także uczestnictwa w antykomunistycznych manifestacjach w latach 1982-1986, a wreszcie i działacze partyjni z naszej uczelni, którzy uważali, że ta moja przeszłość, mimo ewidentnych moich kompetencji i osiągnięć na studiach, kwestionuje możliwość mojego zatrudnienia na uczelni, to pewnie byliby co najmniej zdziwieni, że staję w obronie esbeka. Dlaczego tak się dzieje?

Od października 2017 r. weszła w życie ustawa z 16 grudnia 2016 roku, nazywana powszechnie ustawą dezubekizacyjną. W rzeczywistości nosi znacznie bardziej skomplikowany i długi tytuł „o zmianie ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz ich rodzin”.

Miała być aktem sprawiedliwości, a w przypadku przedstawianym poniżej, sprawiedliwość jest jednak nieco ślepa…

Ustawa ta jest aktem głęboko słusznym z moralnego punktu widzenia i żałować trzeba jedynie, że wprowadzona została o wiele lat za późno. Jest też ewidentnie sprawiedliwa ze względu na uprzywilejowanie ubeków/esbeków „przy kasie” oraz przy wyliczaniu ich emerytur. Wie coś na ten temat obecny burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski wnuk ubeka/esbeka Józefa Klinowskiego. Ten Józef Klinowski w listopadzie 1986 roku – czyli w okresie podobno – jak niektórzy twierdzą – chylenia się ku upadkowi komuny, złożył wniosek do resortowego organu emerytalnego, by okres lat 1951-1956 zaliczyć mu podwójnie do emerytury, bo wtedy walczył z podziemiem antykomunistycznym, które we wniosku określa jako bandy. Takich przypadków było znacznie więcej. I nie było to jedyne uprzywilejowanie ubeków/esbeków.

Stąd ewidentna była konieczność naprawienia wieloletniego zaniechania i przynajmniej częściowego zrekompensowania poczucia społecznej krzywdy, związanego z wieloletnim pobieraniem przez byłych funkcjonariuszy komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, naliczanych w sposób uprzywilejowany świadczeń emerytalnych i rentowych z tytułu działalności przeciwko Polsce i Polakom w okresie Polski Ludowej. Jedynie wieloletniemu sprawowaniu rządów w Polsce przez spadkobierców dealu „okrągłego stołu” zawdzięczają oni, że mogli owe nienależne apanaże pobierać tak długo.

Za realizację ustawy w odniesieniu do byłych esbeków odpowiada Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, który wdraża ją w życie przez odnośne decyzje Zakładu Emerytalno-Rentowego. I jak dość powszechnie wiadomo, decyzje owe dotknęły byłych funkcjonariuszy UB/SB i innych organów aparatu represji Polski Ludowej dosyć radykalnie i powszechnie. Można by rzec – chwała ministrowi.

W tej beczce miodu przywracania poczucia sprawiedliwości jest jednak łyżka dziegciu, która może podważyć idee, na której opierali się ustawodawcy. Trzeba bowiem zauważyć, że były wśród funkcjonariuszy SB wyjątki – naprawdę wyjątki – , które ze względów formalnych i moralnych oraz idei przyświecającej uchwaleniu wspomnianej ustawy, nie powinny być wrzucane do jednego worka ze swoimi byłymi kolegami. Specjalnie w tym celu ustawodawcy stworzyli możliwość pewnych rozróżnień i odstępstw od stosowania przepisów ustawy. Do chwili obecnej nie wiadomo jednak, czy wobec kogokolwiek je zastosowano?

Chodzi o bardzo nieliczną grupę, a właściwie policzalną na palcach jednej ręki w skali całej Polski, grupkę tych funkcjonariuszy SB, którzy w pewnym momencie służby zreflektowali się na tyle, aby dostrzec podłość swojego postępowania i podjęli działania na korzyść prześladowanych – niekiedy przez nich samych – walczących o niepodległość Polski ludzi z antykomunistycznej opozycji, czy też po prostu podjęli z nimi współpracę.

Znane są nazwiska kapitana Adama Hodysza, szeregowego Piotra Siedlińskiego czy młodszego chorążego Kazimierza Sulki. Ze wspomnień ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego wiadomo także o jednej funkcjonariuszce SB, która będąc jego szkolną koleżanką, prywatnie uprzedziła go o prowadzonej wobec niego inwigilacji i zagrożeniu zamachem. Nie wiem, czy znanych jest więcej podobnych osób i zdarzeń? Jeżeli nawet, to ile/ilu? Jeżeli nawet policzyć je/ich można nie na palcach jednej ręki, to niewątpliwie najwyżej na palcach obu rąk. Nie powinna zatem tak nieliczna grupa byłych funkcjonariuszy stanowić obciążenia dla budżetu państwa i resortu i nie ma potrzeby odbierania im tego, na co swoimi postawami zasłużyli.

Potraktowanie ich może być swego rodzaju papierkiem lakmusowym intencji przyświecających ustawodawcom udowadniając, że ustawa nie jest aktem zemsty politycznej (jak sugerują niektórzy b. funkcjonariusze UB/SB i ich spadkobierc), ale stanowi rzeczywiste zadośćuczynienie krzywd oraz przywraca społeczne poczucie sprawiedliwości w zakresie swego działania.

A jednak wobec wymienionego już Kazimierza Sulki zastosowano restrykcyjne działanie ustawy, mimo iż zupełnie odmiennie potraktowano go po wprowadzeniu poprzedniej tzw. „ustawy dezubekizacyjnej”, czyli nowelizacji zawartej w ustawie z dnia 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy zawodowych oraz ich rodzin, oraz ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz ich rodzin. W preambule ustawy z 2009 r. podkreślono, że jej przepisy uchwala się m.in.:

„wyróżniając postawę tych funkcjonariuszy i obywateli, którzy ponosząc wielkie ryzyko stanęli po stronie wolności i krzywdzonych obywateli”.

I Kazimierza Sulkę uznano za spełniającego kryterium współpracy z osobami działającymi na rzecz niepodległości Państwa Polskiego, jako jednego z bardzo nielicznych byłych funkcjonariuszy komunistycznej SB, pozostawiając mu prawo do pobierania wyliczonego wcześniej uposażenia. Nowelizacja z 2016 r. wspomnianej preambuły nie zniosła i nie zmieniła, a pomiędzy rokiem 2009 a 2017 nie zaszły żadne wydarzenia, ani nie odnaleziono żadnej dokumentacji, która pozwalałaby podważyć fakty historyczne. A jednak…

Czego dokonał K. Sulka? Ujawnił plan zamachu na ks. Adolfa Chojnackiego oraz szereg innych przestępczych działań funkcjonariuszy SB i MO m.in. z Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bielsku-Białej oraz Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Suchej Beskidzkiej. K. Sulka aresztowany został 12 grudnia 1986 r. pod fałszywym zarzutem kryminalnym, dla uniemożliwienia ujawnienia posiadanych przez niego – z racji pełnionej służby w SB – informacji i planów działania struktur podległych IV Departamentowi MSW PRL. W więzieniach Polski Ludowej przebywał ponad dwa lata, do wiosny 1989 r. Uznany został w 1987 r. przez Komisję Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność” za więźnia politycznego PRL, a przez Komitet Helsiński w PRL w 1988 r. za tzw. więźnia sumienia. Ale zanim nastąpiło jego aresztowanie przekazał ks. Janowi Umińskiemu, działaczowi opozycji, kapelanowi NSZZ „Solidarność”, Konfederacji Polski Niepodległej oraz kombatantów Armii Krajowej, ostrzeżenie o prowadzonej wobec niego inwigilacji. Sulka odmówił wykonania rozkazu zamordowania (przeprowadzenia zamachu i eliminacji) ks. A. Chojnackiego i zagroził ujawnieniem tego planu. Później, już z więzienia, mimo bardzo ścisłej i dolegliwej izolacji udało mu się przekazać informacje:

– o planowanym zamachu na ks. Chojnackiego,

– podjętej przez SB próbie zamachu na biskupa Albina Małysiaka

– oraz o innych przestępczych działaniach SB wobec Kościoła.

Dzięki Informacjom Sulki po 1990 r. możliwe było postawienie zarzutów kilku funkcjonariuszom SB i posadzenie ich na ławie oskarżonych.

W sprawę tuszowania ujawnionych przez K. Sulkę informacji (tajemnic służbowych komunistycznego MSW) zaangażowani byli osobiście: minister Czesław Kiszczak, wiceministrowie MSW generał Zbigniew Pudysz, Szef SB MSW gen. Henryk Dankowski oraz szef Zarządu Polityczno-Wychowawczego MSW Czesław Staszczak, a także Dyrektor Departamentu IV MSW gen. Tadeusz Szczygieł i Dyrektor Zarządu Ochrony Funkcjonariuszy MSW (nazywanego bezpieką w bezpiece) pułkownik Sylwester Gołębiewski. Jak widać, prowincjonalny funkcjonariusz aresztowany pod kryminalnym pretekstem był dla resortu wielkim problemem.

Dzisiaj pozbawia się Kazimierza Sulkę renty na równi z mordercami Błogosławionego Ks. Jerzego Popiełuszki. A mogłoby się wydawać, że są granice absurdu. W więzieniu w Barczewie K. Sulkę przetrzymywano w drastycznych warunkach, w celi sąsiadującej z celą, której mieszkańcem był najwyższy rangą spośród morderców Księdza Jerzego. Pułkownik Adam Pietruszka, bo o nim mowa, miał w celi telewizor, luksusowe alkohole i inne świadectwa uprzywilejowanej pozycji. Na widzenia doprowadzano mu „dziewczynki” czy inne znajome panie. K. Sulce dawano do zrozumienia, że jako zdrajca resortu żadnych przywilejów mieć nie będzie.

Nienawiść funkcjonariuszy resortu do „renegata” była tak wielka, że gdy po opuszczeniu więzienia i przemianach w Polsce starał się o pracę w Policji, funkcjonariusze SB zrobili wszystko, aby mu to uniemożliwić.

Dzisiaj wdowa po szefie oprawców MSW, Czesławie Kiszczaku pobiera wielotysięczną emeryturę „nieuszczerbioną” przez ustawę dezubekizacyjną. Za to ten, który dla Kiszczaka był problemem i zdrajcą, a rentę miał małą ze względu na fakt aresztowania za niewykonanie zbrodniczego rozkazu, podlega dezubekizacji, jakby był najlojalniejszym funkcjonariuszem SB. To paradoks, który wpisuje obecne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji niepodległego państwa polskiego, jako kolejne ogniwo w łańcuchu struktur i ludzi represjonujących i szykanujących b. funkcjonariusza SB Kazimierza Sulkę z powodu ujawnienia przez niego zbrodniczych tajemnic komunistycznego resortu.

Czy na pewno o to chodziło projektodawcom ustawy dezubekizacyjnej?

dr hab. Józef Brynkus
Poseł na Sejm RP

Fot. Stowarzyszenie Patriotyczne im. Księdza Adolfa Chojnackiego

dr hab. prof. UP Kraków Józef Brynkus - wykładowca akademicki, poseł VIII kadencji Sejmu RP Ruch Kukiz'15, wybrany z okręgu nr 12 (Małopolska zachodnia). Mój fanpage na FB: https://www.facebook.com/brynkusjozef/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka