Pradziad mój Ludwik kowalem był. Szanowanym. Nawet starszym cechu. Synów trzech miał: najstarszego co to kuźnie i gospodarstwo miał odziedziczyć Szymona, dziadka mego Józefa i najmłodszego Ludwika. Szymon i Józef gimnazja pokończyli. Pradziad jak było to w zwyczaju fachu kowalskiego ich nauczył i każdy z nich czeladnikiem był, by w końcu na mistrza się wyzwolić. Szymon podobno był postawnym mężczyzną, Józef przeciwnie i niski i chudy jak szczapa, ale smykałkę do ślusarstwa miał i narzędzia do pracy udoskonalał. Ludwik najmłodszy tylko do modlitwy ręce składał i z nosem w książkach siedział. Wnet po gimnazjum do Lwowa się udał i tamtejsze seminarium duchowne skończył. Kapłanem zastał, w rodzinnej tradycji jako o dobrym księdzu się wspomina, co o męczeństwo się otarł. W połowie lat pięćdziesiątych po wyjściu z więzienia zmarł.
Dziadek mój pewnego dnia coś w kuźni robił, wieczór go przy pracy zastał, przez otwarte drzwi usłyszał, że ktoś na gościńcu pomocy wzywa. Chwycił kij jakiś i na gościniec wyskoczył. Dziewczyna w potarganej sukni usiłowała dwóch młodych natrętów wyminąć, którzy jej nie dosyć, że przepuścić nie chcieli to jeszcze za suknie targali. Plugawe słowa i ruchy wskazywały, że pod wpływem /jak to się dziś by powiedziało/ są. Strój i rysy twarzy zdradzały pochodzenie etniczne. Dziadek, uczony kultury poprosił aby panienkę w spokoju zostawili. Ci jednak nie docenili chudego i niskiego kowalskiego syna plugawymi słowami odpowiedzieli aby się nie wtrącał. Dziadek nerwus był i antysemita więc tylko :”O wy Żydki przeklęte” krzykną i kijem kultury wobec kobiet zaczął uczyć, Mimo mizernej postury krzepę miał bo do młota od najmłodszych lat nawykły był…. Gdy tamci nogi za pas wzięli kuźnie zawarł. I panienkę do domu odprowadził. Panienka okazała się krewną kupca sukiennego, Żyda i jedyną córką bogatego kupca z Krakowa która do miasteczka dziadka na wywczasy przyjechała. A nosiła się modnie, nie po żydowsku.
Rywka bo tak miała na imię kilka razy z wujem a i chyba raz ojcem który specjalnie z Krakowa przyjechał odwiedzała dziadka i pradziadka mojego i w domu i w kuźni, Wręcz wuj dał do zrozumienia, że suty posag i przychylność panny dla dziadka…. Ale jako się rzekło i pradziad i dziadek antysemici i awanse odrzucili….. tata, co prawda mówił, że to przez to, że dziadek po słowie był już z babcią Rozalią, ale wiadomo jak Polak czegoś Żydowi odmawia to tylko przez antysemityzm…
Babcia Rozalia była miłością życia dziadka, zresztą on też był jej miłością. Babcia Rozalia córką znanego mieszczanina była. Lekarza. Posła na Sejm Galicyjski. Piękna była. Syn kowala mógł tylko o takiej pomarzyć, ale…. Babcia Rozalia kulawa była. Gdy dziadek do gimnazjum uczęszczał w kościele ją zobaczył i poznał…. Do gustu sobie przypadli. Gdy dziadek do swojego miasteczka po zakończeniu edukacji wrócił listy pisywali, Były też spotkania rodzin. Tata opowiadał, że nerwus dziadek przy babci stawał się łagodny jak baranek. Babcia która ponoć wobec całego świata złośliwa i jędzowata była dla dziadka samą słodyczą i z uwielbieniem na niego patrzyła. Piątkę dzieci mu dała w tym najmłodszego Tadeusza – ojca mojego.
Dziadek jak napisałem, z Rozalią się ożenił. Od brata spłatę za gospodarstwo i kuźnie wziął. Posag babci też był dobry więc kupił budynki koszar armii C.K /bo pierwsza wojna się skończyła i w miasteczku w którym mieszkała babcia i ja teraz mieszkam do sprzedania były/ . Kuźnie z warsztatem ślusarsko-mechaniczny /mówiąc językiem współczesnym/ założył. Dobrze mu się wiodło bo i pracowity był, i głowę do wynalazków miał i do interesów. Prócz napraw różnych dla ludzi, naprawy i budowy maszyn dla browaru, kucia koni produkował opryskiwacze do sadów. Nie napisałem, że dziadek Józef hobby miał. To sadownictwo właśnie było. Wokół domu sad miał. Pamiętam z dzieciństwa, choć po jego śmierci sad podupadł/ te owoce, o smaku jakiego dziś nie uświadczysz…… Jabłonie tam były i śliwy i gruszki i wiśnie….. Wiedział czego w sadzie potrzeba, jak najlepiej to wykonać aby w pracach nie przeszkadzało a pomagało. Taka ergonomia praktyczna. No, produkował te narzędzia. Z różnych stron kupcy po nie przyjeżdżali. Z Żydami też handlował. Na jednym antysemityzm mojego ojca się pokazał.
Miał tato 4 czy może 5 lat. Dziadek mu gwoździ narobił i deseczki i młotek dał aby do pracy od najmłodszych lat się wprawiał. I mały Tadzio gwoździe w deseczki wbijał, potem kleszczykami wyciągał, prostował, a potem znów wbijał. Odwiedził go Żyd jeden chałatowy, w jarmułce i z bakami. O interesach porozmawiać i kolejne opryskiwacze zamówić. Dzień był mroźny więc dziadek do domu go zaprosił gdzie babcia nalewką na rozgrzanie poczęstowała. Tadzio bawił się swoim młoteczkiem, kleszczami i gwoździkami. Mężczyźni siedzieli zajęci rozmową nie zauważyli jak Tadzio gwoździkami do podłogi /drewnianej/ dokładnie dół chałatu przybił. Gdy skończyli ów Żyd chciał wstać. Materiał napiął się i strzelił. Najlepszy chałat, na największe okazje postrzępiony dookoła został…… Pewnie tato nie wiedział, nawet kto to Żyd jednak ojciec mój Polakiem był, a wiadomo, Polak to antysemita. Antysemityzm z mlekiem matki ….
W 2003 odwiedził mnie dziwny facet. Trochę starszy może z 5 lat. Mówił z silnym akcentem. Sam wtedy w domu byłem. Kazał wręcz abym mu ukrytą komórkę pokazał. Bo jest w domu w którym po dziadku i ojcu mieszkam komórka. Zwana przez domowników ukrytą. Takie pomieszczenie 3 na 1,5 metra. W gospodarczej części domu. Wchodzi się do niego z innego pomieszczenia a drzwi pamiętam z dzieciństwa były w szafie. Pomieszczenie jest ślepe, bez okien .Facet był dziwny i jak napisałem z dziwnym akcentem mówił. Więc zapytałem o co mu chodzi i skąd się wziął ? Ze Stanów przyjechał i miejsca w których jego ojciec przebywał odwiedza. I w tym domu, w „ukrytej komórce” jego ojciec od lata 1944 do stycznia 1945 /przejęcie mojego miasteczka przez Sowietów/ przebywał. Po ich wkroczeniu następnego dnia do wojska się zaciągnął i cały dalszy szlak wojenny odbył. Ten gość chciał zobaczyć, czy ten dom, ta komórka się jeszcze zachowała. Zaskoczony tym byłem, bo ojciec nigdy o ukrywaniu Żyda nie wspominał. Chociaż od jego śmierci w 1981 /miałem wtedy 19 lat/ upłynęło dużo czasu. Nie wszystkie jego opowieści pamiętam. Niektóre się urywają i nie wiem, nie pamiętam jak się skończyły. Ale wracajmy do wizyty. Pokazałem tą komórkę która tajną być przestała i pusta stoi. A potem do domu zaprosiłem zaparzyłem kawy i rozmawiać zacząłem. Pod koniec rozmowy niezwykły gość powiedział :
- Ech wy Polacy, antysemici, sami w ciepłych izbach żeście mieszkali a Żydów w zimnych, ciemnych komórkach trzymali…..
Wnerwia mnie gdy dziś ci dla których dzisiaj największym zagrożeniem jest stłuczenie sobie paluszka o klawiaturę komputera o Polskim antysemityzmie rozprawiają. Ale cóż jestem antysemitą w czwartym pokoleniu. A to, że babka mojej babki po kądzieli była Żydówką ? to niczego nie zmienia
Inne tematy w dziale Społeczeństwo