Panią Dorotę poznałem jakieś dwanaśće lat temu. Na grilu u naszych u mojej rodziny. Powiem szczerze, ze nasza znajomość zaczęła się nieszczególnie. Byliśmy zaproszeni na grilla do mojego krewnego – Marka. Gdy przyszliśmy całą rodziną dzieciaki /moje i znajomych/ od razu chciały się bawić i grać w piłkę, więc jak zwykle padło na mnie, ze będę z nimi. Ku mojemu zaskoczeniu na przydomowe boisko poszła z nami atrakcyjna, na oko nie spełna trzydziestoletnia kobieta. Pani Dorota. W trakcie zabawy odniosłem wrażenie, że starała się mnie trochę kokietować. Gdy wróciliśmy na rzer usiadła trochę zbyt blisko mnie, nachylała się trochę za bardzo w moją stronę ukazując wcale atrakcyjny dekolt. Kilkakrotne poprawianie obrączki nie przynosiło rezultatu bo jej ręka zaczynała błądzić ... Kochanie pozwól - zawołałem żonę która właśnie oderwała się od plotek z panią domu, gdy podeszła, powiedziałem - To przemiła pani Dorota, pani Doroto to moja śliczna żona - kładąc nacisk na słowo żona.
Ponieważ dzieciaki były już najedzone, zaczęły się domagać dalszych zabaw. Po prostu mnie porwały, tym razem pani Dorota nie chciała iść z nami ......
W czasie gdy ja doskonale bawiłem się z czeredą siedmio, dwunastolatków pani Dorota próbowała "nawracać" moją żonę i resztę towarzystwa na feminizm. Tokowała o przemocy w rodzinie, że w małżeństwach katolickich często do niej dochodzi, że kościół katolicki prześladuje kobiety. W pewnym momencie zwróciła się do żony : A jak często pani mąż panią bije ? - Mój mąż mnie nie bije - Proszę się nie wstydzić, bo to nie wstyd być ofiarą przemocy ..... Wie pani jedyna przemoc jaka miała miejsce w naszej rodzinie to kilka lat temu - żona lekko się zirytowała - gdy jadłam banana mój mąż powiedział do mnie "Kochana małpeczka" i rzuciłam w niego tym bananem ... /fakt, rzuciła/ więc to on raczej był ofiarą. I muszę powiedzieć pani jeszcze, że tam gdzie jest prawdziwa wiara tam nie ma przemocy... a ze swojego doświadczenia jako nauczyciela i kuratora sądowego mogę stwierdzić, że tam gdzie są konkubinaty czy inne "wolne związki" tam dopiero jest przemoc. Nie znam statystyk ale ze swojej pracy, z tego co widzę to na dziesięć spraw o znęcanie się nad bliskimi siedem to związki na kocią łapę. Gdybym uogólniała jak pani to mogła bym powiedzieć, że konkubinat równa się patologia.
Pani Dorota stała się najlepszą przyjaciółką rodziny Marka i jego żony. Stała się też kimś w rodzaju „guru” dla Marysi /córki Marka/. Gdy Marysia skończyła 14 czy 15 lat matka razem z panią Dorotą zabrały ją do ginekologa który dobrał jej tabletki antykoncepcyjna….”Przecież nastolatki to robią, ważne aby się zabezpieczały „ tłumaczył mi Marek.
Gdy Marysia miała szesnaście i pół roku okazało się, że jest w ciąży. W piątym miesiącu. Nie umiem powiedzieć czy zapomniała zażyć tabletki, czy nie zadziałały….. nie wiem. A może zakochana w pięć lat starszym chłopaku – Alku chciała mu urodzić dziecko. Nie wiem. Marek szalał, chciał ją wyrzucić z domu /Marysia nawet kilka dni mieszkała u nas/. Rozmawiałem z Markiem, tłumaczyłem, że ojcem jest się nie tylko kiedy jest dobrze ale też gdy ….. Gdzieś po tygodniu odpuścił. Okazało się, że pani Dorota użyczała Alkowi i Marysi mieszkania /”Wszak młodzież ma prawo do seksu/. Gdy okazało się, że dziewczyna jest w ciąży zaproponowała nielegalną aborcję albo wyjazd w tym celu. Ale Marysia na aborcję się nie zgodziła. Marek i jego żona chyba też nie. Problemy były nadal. Bo dziewczyna nie była u ginekologa. Marka i jego żonę to nic nie obchodziło. Razem z żoną zadziałaliśmy, znaleźli lekarza – kobietę, żona weszła z Marysią do gabinetu. Ja zawiozłem /w tym czasie nie było kobiety ginekologa w moim miasteczku, trzeba było jeździć do Krakowa/, wykupiłem leki…… gdy Marysia była w 8 miesiącu Marek oprzytomniał , zaczął zachowywać się jak ojciec powinien…. Pojechał z nią do lekarza….
Marysia urodziła ślicznego, zdrowego chłopca. Który został miłością życia Marka i jego żony. Rósł i rozwijał się dobrze. Jednak pojawiły się problemy. Alek mimo, że bez pracy chciał brać ślub, Marysia bynajmniej /małżeństwo to przeżytek, ogranicza kobietę/. Alek chciał zostawać na noc, na to nie zgadzali się rodzice Marysi. Nie są ludźmi zamożnymi. Utrzymywali dziewczynę, dziecko, nie chcieli utrzymywać Alka. Nie godzili się na seks młodych – jeden wnuk na razie wystarczy. Dochodziło do konfliktów. Tym bardziej, że pod ich naciskiem Marysia próbowała kończyć liceum. Pewnego dnia okazało się, że gdy babcia została z wnukiem a Marysia miała być w szkole, była z Alkiem u pani Doroty….. gdy jej nie było … bynajmniej nie w celu doskonalenia gry w szachy.
Kolega Alka załatwił mu robotę w Wiedniu. W budowlance . Podłogi, flizy, malowanie, tapetowanie, hydraulika. Trzeba przyznać, że Alek jest pracowity. Szybko też łapie. Pracował, zarabiał, Marysia zrobiła maturę. Przyjeżdżał co 2,3 miesiące zajmował się dzieckiem, dawał na niego jakieś pieniądze….. Po jednej z jego wizyt, Marek i jego żona gdy wrócili z pracy zastali puste mieszkanie. I list. Że Marysia dziękuje im za wszystko, że wyjeżdża z dzieckiem i Alkiem, żeby ich nie szukali, że się odezwie….. Rzeczywiście odezwała się. Odwiedzała z dzieckiem rodziców. Alek odniósł też drobny sukces. Usamodzielnił się po pewnym czasie /mówię o pracy/. Założył firmę kupił najpierw rocznego LT-ja do pracy, potem wymienił auto /chyba starą Corsę/ na też rocznego Passata. Zatrudniał dwie lub trzy osoby…… Marysia nauczyła się niemieckiego /wcześniej znała angielski /. W czasie gdy synek był w przedszkolu pracowała po kilka godzin w jakimś butiku czy sklepie. Mieli oczywiście oddzielne konta /kobieta musi być niezależna/. Pieniędzy które zarabiała plus socjał starczało na utrzymanie. Alek inwestował w firmę, kupił nawet jakieś mieszkanie które poza sezonem budowlanym remontował z myślą o późniejszej odsprzedaży …..
Spotkałem wczoraj Marysię. Przyjechała do Polski. Zbiera i załatwia papiery. Alek postanowił wymienić ją na nowszy model. Gdy wróciła z pracy zastała puste mieszkanie. Znaczy nie całkiem puste bo jej i synka ubrania leżały na podłodze. Zniknęły wszystkie meble, nawet lodówka i mikrofala którą on kupił….. Będzie starać się o jakieś zasiłki socjalne jako samotna matka. Będzie też dochodzić alimentów na dziecko. Choć to nie będzie takie proste bo w metryce urodzenia synka jako imiona ojca figurują imiona jej starszego brata który zgłaszał jej synka w USC. Alek nigdy oficjalnie, na papierze nie uznał go jako swojego syna. Czeka ją najpierw sprawa o ustalenie ojcostwa a potem o alimenty. Musi wynająć prawnika, nie bardzo ma na to pieniądze……
Gdyby mi odbiło … załóżmy … postanawiam porzucić moją żonę. W trakcie trwania małżeństwa kupiliśmy zrujnowane mieszkanie od mojej ciotki. Za śmieszne pieniądze /około dzisiejszych 20 tys./ mieszkanie gdzie lało się do środka z dziurawego dachu, zapadały się podłogi położone na ziemi, nie było wody i kanalizacji instalacja elektryczna groziła pożarem. Przez lata wyremontowaliśmy go ogromnym nakładem przede wszystkim pracy ale i pieniędzy.
Mamy 10 letnią Alfę 156 /wartość około 10tys/. Drobne oszczędności na wspólnym koncie.
Więc gdyby mi odbiło to wszystko to zostało by podzielone po połowie. Z każdej rzeczy, jeżeli chciałbym ją sobie pozostawić musiałbym oddać mojej żonie połowę. A synowie ? gdybym chciał się wyłgać od płacenia alimentów to musiałbym udowodnić /!!!/ że nie są moi. Czyli to ja musiałbym składać sprawę o zaprzeczenie ojcostwa. Bo każde dziecko w związku małżeńskim z definicji jest przypisywane mężowi.
Pozycja żony i pozycja konkubiny, o przepraszam „kobiety niezależnej”.
Przypomina mi się scena z filmu. Bogaty Japończyk przyjeżdża do Stanów z żoną. W pięknej restauracji je posiłek z parą Amerykanów. W jego trakcie upokarza żonę, obraża, chyba nawet bije. Oburzona Amerykanka wstaje i mówi na całą salę : „Firma tego pana jest warta 3 mld dolarów. Ta pani chce się z nim rozwieść. Czy jest na sali prawnik który jej pomoże ?” od stolików zrywa się z dziesięciu facetów i rzuca biegiem do Japonki……
Niedawno pan prezydent Francji Holland został przyłapany na zdradzie. Zdradził swoją konkubinę panią Valerie Trierweiler. Byli razem od 7 lat. Gdy ukazały się o tym artykuły w brukowcach pani Trierweiler doznała urazu nerwowego i wylądowała na kilka dni w szpitalu. Po jej wyjściu p. Holland wygłosił oświadczenie, że jego związek się wypalił i rozchodzą się z piękną Valerie…. Podobno w sumie 16 słów. Tyle miał do powiedzenia za siedem lat wspólnego życia . Pan Holland to krew z krwi i kość z kości feminizmu i lewicy. Miał dla tej kobiety szesnaście słów. Po dwóch godzinach po pani Trierweller nie było śladu w pałacu Elizejskim ani na jego stronie internetowej. Za siedem lat życia.
Inny guru lewicy pan Sierakowski niedawno, rozstał się był ze swoją konkubiną. Był łaskaw napisać o tym artykuł w którym dziękuje tej pani za parę ostatnich lat, za zajmowanie się ich domem, za korekty jego tekstów, za ogromny wkład w jego nazwijmy to twórczość…… zaraz, zaraz ktoś może zapytać: Czyli ta pani odwalała dla Sierakowskiego mnóstwo czarnej roboty, a on gdy mu się znudziła powiedział : „Dziękuję” i ta pani ma wielkie nic ze swojej pracy ???
TAK – no, może próbować coś ugrać przed sądem ale szczerze wątpię by jej się udało. Gdyby zaś była prawowitą małżonką to…… No właśnie.
Panie feministki i lewica z uporem maniaka lansują pogląd, że małżeństwo im do niczego nie potrzebne bo najważniejsza jest miłość /mówią pogardliwie „papierek”/. Dlaczego robią to lewicowi politycy na przykładzie Hollanda i Sierakowskiego wiadomo. Dzięki wmówieniu naiwnym kobietą poglądu, że małżeństwo to przeżytek mogą dowoli je wykorzystywać.
Ale dlaczego feministki działają na szkodę kobiet ? inaczej jak nienawiścią wytłumaczyć tego nie potrafię.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo