"I found that the only way to survive (...) invisibility (...) with your sense of self more or less intact is to reject the constant invocation of narrowly-defined “excellence” and to see it as the self-justifying scam that it is. (...) Accepting elite judgments as the standard of “good enough” is a damaging delusion (...)." - Briallen Hopper: Raised by well-intentioned wolves. Against "Excellence"
Ludzie zajmują się muzyką z zupełnie, ale to zupełnie niewłaściwych powodów. Po pierwsze , nie da się hazardowi oddawać systemowo, naiwnie, w nieskończoność, z hazardu trzeba się przede wszystkim uleczyć, jak z religii . Sprawa jest niby prosta: żeby wyjąć pieniądze, to nie wystarczy bardzo dokładnie wiedzieć gdzie je najpierw włożyć, trzeba w ogóle zrezygnować z myślenia linearnego na rzecz myślenia przestrzennego i z gruntu rzeczy uwolnić od odruchów warunkowych człowieka głodnego, zagubionego w labiryncie korytarzy śnionej na jawie Gilded Age mansion, wiedzieć, gdzie i o której wołają do jadalni, mieć swoje miejsce przy stole od zawsze, krupierskim też, tkwić tam bez poczatku, bez końca i bez sensu. Oswoić gdzieś po drodze strach. Zneutralizować uśmiechem anioła z portalu katedry w Rouen. Jest to wiedza skrywana, statyczna, pasywna. Albo się ją posiada albo nie, nie da się jej wyuczyć, mozna ją próbować tylko wykraść. Próby takie są skrajnie bolesne, zawsze kończą się choroba ciała i duszy. Potem zwykle następuje szok, elektrowstrząs, ale pojawia się też nadzieja na rekonwalescencję. I za ten przywilej również trzeba płacić - uwaga, tu nie ma drogi na skróty - choć na całe szczęście nie samemu, okazuje się, ze ktoś to już dawno był zrobił, a kto - przepadło w archiwach ministerstw spraw wewnętrznych. Wszelkie pytania są tu zbędne . Jeśli pytasz, znaczy, że masz problem. Robi się ślisko. Pieniądze, à propos, nie są jakością policzalną, są pewną ideą, quasi-mistyczną, pewnym stanem skupienia ciał lotnych. "Jacyż oni są wszyscy nieporadni z tymi swoimi coraz wybitniejszymi, coraz bardziej nieautentycznymi interpretacjami, od których aż już człowieka mdli" - pomyślałem dzisiaj około godziny 16, nawiasem mówiąc to znakomita pora na myślenie, jakieś poklady analityczne, których istnienia nie podejrzewałem, otwierają mi się wtedy w mózgu. Zanotowałem swoje spostrzeżenie dokładnie, postanowiłem intensywnie celebrować czynności nieistotne, z całą pompą, tudzież nadawać głeboki sens myślom całkowicie pozbawionym wątku. "Przecież w magazynach na wygiętych w kabłąk półkach, po sufit zalegają produkty od zarania przeterminowane, przeznaczone do sprzedawania tym kilku niedobitkom melomanów przez następnych co najmniej 100 lat, jak nie lepiej. Po cholerę się tam pchasz jeden z drugim ." Wszystko zostało niby powiedziane, zrobione i w dużej mierze sprzedane, ale dzięki chociażby niewyczerpanym, samoodnawialnym zasobom siejących wokół grozę, przerażających cudownych dzieci i ich kutych na cztery kopyta rodziców i dziadków dziwne to przedsiębiorstwo wciąż utrzymuje płynność finansową, każda pokryta uśmiechem, gwarantowana prawem natury i prawem kaduka próba czegoś na kształt hostile OPA kończy sie kręgosłupem złamanym u nasady czaszki przez czujnych obrońców kultury o wyglądzie wskazującym na dziedziczną kiłę wrodzoną i zaawansowany międzypokoleniowy prognatyzm . Więc na nowe nakłady starych walorów porywają się albo szaleńcy albo okrutni inside traderzy 3-letnich Horowitzów. Słuchaj, bo to do Ciebie mówię, chcę, żebyś byl zdrowy, żeby w Twoich oczach nie było blasku umarłych gwiazd. Szaleńcy przepadną, o inside traderach inni inside traderzy napiszą w encyklopediach, statystyczna większość 3-letnich Horowitzów osiągnąwszy wiek dorosły zapije się na smierć. Cudowne dzieci, póki jeszcze są cudownymi dziećmi wymyślili po to, żeby nieświadome niczego pożarły Cię żywcem, jesteś na swoj sposób groźny, ale uważaj, coś, co wydawałoby Ci się na tyle atrakcyjnym, że godnym stężonego wysiłku jest tylko banalną emanacją ciszy, pustki, zaproszeniem w potrzask, do klatki. Tej, którą masz w mózgu i z której nie wyplączesz się już nigdy.
To też jest i tak umowne, jest bona fide umową społeczną, w której strona lub kilka akceptuje propozycję innej strony inicjującej, przy równoczesnej całkowitej obfuskacji kryteriów wpływających na proces formułowania propozycji oraz negacji polemicznego, niejednolitego, samowykluczającego się charakteru danych pozwalających na ustalenie poziomu jej wiarygodności. Nie wyrażę tego lepiej, nie posiadam umiejętności operowania językiem Maeterlincka z "Życia termitów": "Oprócz tych rozmaitych odgłosów, trzaskań, tykań, pogwizdów, okrzyków, alarmu, zawsze niemal rytmowanych, które świadczą o pewnej wrażliwości muzycznej, posiadają termity w rozlicznych okolicznościach zdolność wykonywania gromadnych, także rytmicznych poruszeń, jakby to były produkcje jakiejś choreografii czy orkiestracji zgoła dziwnej. Intrygowały one zawsze niesłychanie badaczy. Ruchy te wykonują wszyscy członkowie kolonii, z wyjątkiem noworodków. Jest to rodzaj konwulsyjnego tańca, gdzie przy nieruchomych stopach ciało drga, chwiejąc się od przodu ku tyłowi, z lekkim zboczeniem w prawo i lewo. Trwa to całymi godzinami, przy krótkich przerwach spoczynkowych. Taniec taki poprzedza lot weselny i stanowi preludium, niby modlitwę czy święty obrzęd". Wystarczy bardzo niewiele, aby zwykła, nawet najbardziej irracjonalna, absurdalna umowa społeczna zaczęła funkcjonować jako aksjomat. Na przykład "star system" ze swoimi Kathedralen des Lichts, kapłanami szepczącymi coś do mikrofonu przy akompaniamencie dwóch akordów na krzyż itd. ( por. https://en.wikipedia.org/wiki/Asch_conformity_experiments ) Tymczasem muzyka jest światłem *, wartością transcendentną, utkaną ze świetlanej materii ducha, a nie jakimś tępym gimmickiem, dowodem w sprawie. Tu nie ma lepszych i gorszych wzyscy sa znakomici. Należy więc dążyć do objawienia tej prostej prawdy spokojnie, bezstresowo ("krytykanctwo jest formą daleko zaawansowanej głupoty" - mawiał pewien amerykański...krytyk) , w przyjaźni z samym sobą, nie uczestniczyć w kreowaniu i mitologizowaniu fałszywej rzeczywistości, prawda jest zawsze naga, trzeba wrócić do źródeł, inaczej to nie ma sensu. Wrócić, to znaczy odejść.
* ks. Włodzimierz Sedlak, "Życie jest swiatlem"
Bibliografia: https://www.theatlantic.com/magazine/archive/2019/09/meritocracys-miserable-winners/594760/?utm_source=facebook&utm_medium=social&utm_campaign=share&fbclid=IwAR2dnt7CVN1QZydtXqkpPpQc2Mecc2LlWEdXLJq8OYq9GleWFOgvMStd2xQ
https://www.jonathandimmock.com/the-folly-of-memorization/?fbclid=IwAR1PmYuh1Cl2hiQUHXaT08jdD7fgiJYymKRuzCIsBXwzSRMgEQgBPuOFtB4 , quoted by Frances Wilson
http://www.throwcase.com/2016/07/25/ageing-child-prodigy-outraged-as-more-industrious-students-catch-up/
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:eSZrHQEmmSAJ:www.throwcase.com/2016/11/02/need-practice-actually-musical-career-pointless-extravagance-society-doesnt-want/+&cd=1&hl=en&ct=clnk&gl=pl
autor: Jozef Kapustka
o autorze: http://www.jozefkapustka.net
Inne tematy w dziale Kultura