#Sądownictwo #przemoc #wymiarsprawiedliwosci
Następny odcinek (9)
Materiał opracowany na podstawie dowodów zgromadzonych w aktach sprawy oraz nagrań dokumentujących zdarzenia będące przedmiotem śledztwa i analizy procesowej na rozprawie sądowej.
Poprzednie odcinki:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4 Część 5 Część 6 Część 7
Ciąg dalszy:
Ciężko jest zrozumieć postępowanie Marka R. Jak można dążyć do zniszczenia rodziny własnego dziecka, aby zatrzymać nieruchomość? Patrząc obiektywnie, to fikcyjne zapisanie mieszkania na córki by nie płacić podatku, jest zwykłym przestępstwem. Marek R. wciąga w to przestępstwo nieświadome niczego swoje córki, mami ich rzekomą darowizną i udaje dobrego tatusia. Mało tego, podczas rozmowy ze swoją teściową, przedstawionej w trzecim odcinku, Marek R. mówi o darowiźnie teściowej, mówiąc:
"Myśmy już część majątku przekazali dziewczynom. Mają dziewczyny, to mieszkanie, tak? Zapisane ,gdzieś tam w księgach wieczystych, one też … . I to będzie sukcesywnie kroczyć. Sukcesywnie będziemy im przekazywać. Im będziemy starsi, im bardziej będą się pojawiały, dzieci i tak dalej.. (...) No, my będziemy się wycofywać. Już mamy 50 i 45 lat i już zaczęliśmy od paru lat proces przekazywania majątku młodym. W jakiej sytuacji mama jest? Mama ma 70 lat, mama nie przekazała żadnego majątku młodym. Mało tego, mama jest na księdze wieczystej właścicielem majątku który, za którym myśmy zapłacili, tak? Działka nad jeziorem, domek. Mama ma to 75% tego, tak? Ja nie widzę, żeby nam coś przekazała..."
Manipuluje starszą panią tak, aby czuła się zobowiązana do przekazania swojego majątku, bo przecież Marek R. jest młodszy od niej i już przekazuje majątek córkom. Ale znając dobrze tę historię wyraźnie widać jak Marek R. kłamie.. i wygląda na to, że dla niego dobra materialne są więcej warte niż rodzina. Jest gotów na najbardziej nikczemne czyny, aby tylko niczego, nikomu nie dać, albo jak najwięcej od innych wyciągnąć. Z własnym ojcem latami toczy spór sądowy o nieruchomość, nie potrafi się z nim porozumieć i własnego ojca nazywa "byłym ojcem".
Jest kwiecień, donos na policję na żonę Bartka R. został złożony przez jej ojca, nagrania się skończyły i o tym co się działo podczas tego 1,5 miesiąca do wypadku wie tylko żona Bartka R. i prawdopodobnie jej ojciec. Dla Bartka cała sytuacja była kompletnym zaskoczeniem i do dziś (siedząc w więzieniu za to, że miał usiłować zabić swoją żonę!) próbuje zrozumieć co się stało 2 czerwca. Nie ma żadnych dowodów, faktów, które pozwoliłyby zrekonstruować dalsze wypadki i zdarzenia. Są tylko zeznania.
Przed zdarzeniami z 2 czerwca, kobieta wraz mężem przyjeżdżają w odwiedziny do matki Bartka jak mieli w zwyczaju często czynić. Jednak pod koniec wizyty, gdy Bartek zaczął się zbierać do odejścia, kobieta powiedziała, żeby jechał sam, a ona przyjedzie później. Jednak nie wracała do domu. Znalazła sobie zajęcie – malowanie fresku na ścianie w pokoju dziecięcym, co zajęło jej całe 10 dni. W tym czasie dzwonili z mężem do siebie i odbywali długie rozmowy. Prawdopodobnie mąż pytał dlaczego nie wraca, a ona odpowiadała, że maluje na ścianie obraz. Jednak prawda musiała być inna. Obserwując ją ojciec Bartka widział, że dręczy ją jakiś problem. Widział, że jest to coś, z czym nie tylko nie potrafi się zmierzyć, ale czego nie potrafi sobie nawet zdefiniować, przedstawić sobie jako sytuację do rozwiązania. Dziś uważamy, że tym problemem był jej ojciec, który musiał nakłonić ją do czegoś, czemu ona nie umiała sprostać, czyli do przeprowadzenia jakiegoś sabotażu małżeństwa, co umożliwiłoby przeprowadzić rozwód z orzeczeniem winy męża. Wiemy, że brzmi to jak zupełny absurd, ale czy fałszywy donos na jej rodzinę jej ojca z powodu fałszywej darowizny, to czy to też nie jest czysty absurd.
Kiedy kobieta w końcu postanowiła wrócić do domu, odwożący ją samochodem ojciec Bartka zapytał: „Czy Bartek cię źle traktuje?” Na co ona odpowiedziała: „Nie, Bartek ma rację, że powinnam się zmienić.” Odpowiedź ta wszystko wyjaśnia, gdyż to młode małżeństwo miało tylko jeden problem – zależność kobiety od swojego ojca.
Trudno jest odtworzyć rzetelnie i obiektywnie dzień 2 czerwca. Biorąc pod uwagę to, co się działo przed tym dniem, można przyjąć, że nie wszystko wyglądało tak, jak to chciały przedstawić strony, a zwłaszcza strona skarżąca. By móc w miarę dobrze prześledzić to, co działo się 2 czerwca, trzeba czytać zeznania stron pod kątem ich niespójności i niekonsekwencji. Tego nikt i nigdy nie zrobił w tym postępowaniu.
Żona Bartka R. nie nocowała z 1 na 2 czerwca w domu. Twierdziła, że mąż jej nie wpuścił do mieszkania i ona była zmuszona nocować w piwnicy. Dziwi to, że podczas procesu sądowego oraz podczas postępowania przygotowawczego, ani prokurator, ani sędzia, ani adwokat Bartka R, nie wykonał oględzin tej piwnicy i że nikt nie zażądał, aby żona Bartka R. pokazała jak nocowała w tej piwnicy. Czy siedziała, czy leżała, czy w jakiś inny sposób tam się umieściła, aby mogła spać. Wymiary piwnicy to 2,5m na 1,5m, a dodatkowo była ona bardzo zagracona. Trudno byłoby tam spędzić noc. Nie ma w aktach oględzin piwnicy, a także nie ma w zeznaniu żony Bartka R. słowa o tym, jak ona spała w małej i zagraconej piwnicy. Bartek R. zeznał, że żona wróciła do domu ok 4 nad ranem, a całe zeznanie kobiety o tym, że mąż nie wpuścił jej do domu kłóci się z tym, że pisał do niej smsy, dlaczego nie wraca do domu. Zeznanie żony Bartka R. miało na celu co innego, aby skierować podejrzenie na męża, że on stoi za jej wyjściem z mieszkania przez balkon 2.06.
Żona Bartka R. zeznała, że podobno mąż nie wpuścił jej na noc do domu, więc jak rozumieć ten fragment jej zeznania, jakie złożyła 3 czerwca, a więc zaraz po zdarzeniach. Żona Bartka R. zeznała, że mąż jej pisał w nocy smsy, że "znowu mu wykręca taki numer" i sama to komentuje w zeznaniach, że "miał na myśli moim zdaniem, że nie wracam do domu". Jak to rozumieć? Skoro się kogoś nie wpuszcza do domu, to się nie ma pretensji, że ten ktoś nie wraca do domu.
Rano, gdy żona Bartka R. wróciła do mieszkania, Bartek R. zeznał, że sama weszła, a ona zeznała, że została wpuszczona. Różnice są duże, bo mąż zeznał, że żona wróciła w nocy, gdy spał, a kobieta, że wróciła do domu po 8 rano. Żona Bartka R. twierdziła w zeznaniach, że jej mąż wszystko powyrzucał z kartonów, popakowanych do przeprowadzki, a Bartek R. zeznał, że to jego żona po rano wszystko zaczęła wyrzucać z kartonów, bo czegoś w nich szukała. Faktem jest, że gdy prokurator robiła oględziny mieszkania, to udokumentowała wielki bałagan w mieszkaniu.
Co do metalowej rurki, to już wcześniej, w odcinku drugim zostało dokładnie i rzetelnie wykazane, że żadnej metalowej rurki nie było. Nikt jej nie znalazł, ani policja, ani Marek R. gdy opróżniał mieszkanie do sprzedaży, chociaż bardzo mu na tym zależało. Więc już widać, że żona Bartka R. nie jest wiarygodna. W jej zeznaniach jest więcej takich momentów, gdy coś się nie zgadza, nie pasuje. Chociażby to, gdy podczas zeznań 3 czerwca, czyli jeszcze na świeżo zaraz po zdarzeniu, zeznała w szpitalu: nie wiem czy ktoś mnie widział jak zsuwałam się z balkonu, córka tego nie widziała, tak jak i nie widziała tego, jak mąż mnie bije. Bardzo ciekawe.. żona Bartka R. zeznała, że mąż zabrał jej okulary i z tego powodu nie widziała robotników pracujących tuż koło ich domu, więc zamiast zawołać ich po pomoc, to zsunęła się balkonu, aby iść do teściów. Ale z całą pewnością wie, że córka nie widziała jak ona się zsuwała z balkonu i nie widziała jak mąż ją bije. Przecież wiadomo, że dziecko potrafi obserwować coś, co je zainteresuje, zaniepokoi nawet przez małą szparkę. Jakim cudem, żona Bartka R. z taką pewnością twierdziła, że córka nie widziała jak mąż ją bił? Przecież zeznała także, że mąż krzyczał na nią. Skąd żona Bartka R. jest taka pewna, że córka nie widziała, co się działo w mieszkaniu? Dlaczego nikt nie dopytał żony Bartka R, skąd ona to wie?
Jest więcej takich dziwnych zeznań. Żona Bartka R. zeznała, że miała tego dnia w torebce telefon i zaraz dodała, że mąż zawsze jej zabierał telefon podczas kłótni, aby nie mogła wezwać pomocy. Ale to także nie pasuje do faktów, ponieważ w jedynych udokumentowanych "kłótniach" (interwencje policji) właśnie to ona dzwoniła do ojca. Tego kluczowego dnia 2 czerwca, również miała ze sobą telefon. Gdyby prawdą było, że Bartek R. zawsze zabierał jej telefon, to każdą relację o rzekomej przemocy, rozpoczynałaby słowami: najpierw mąż zabrał mi telefon, abym nie mogła wezwać pomocy, a później zrobił to i to... lecz nigdy tak nie zeznała. Zresztą o rzekomej przemocy zeznaje bardzo ogólnikowo, bez szczegółów i przykładów. Nawet laik, a nie prawnik, zwraca na to uwagę, że brak w tych zeznaniach szczegółów. Nie mówiąc o braku spójności.
Warto to zdarzenie z 2 czerwca osadzić w kontekście ówczesnych zdarzeń. Pamiętajmy, że młodzi od dziesięciu miesięcy próbowali przekonać MOPS i dzielnicowego, że nie ma żadnej przemocy w ich domu, a fałszywy donos ojca kobiety do MOPS jest związany z konfliktem o mieszkanie. Ostatnia notatka z próby kontaktu MOPS z nimi jest w aktach z dania 31 maja, więc na dwa dni przed zdarzeniami... czy to możliwe, że Bartek R. byłby tak głupi, że "produkowałby" na siebie dowody, dowody na przemoc, bijąc swoją żonę nieistniejącą metalową rurką tak, że byłaby cała posiniaczona? Biegli wszystkie obrażenia żony Bartka R. przypisali biciu metolową rurką, której nikt nie widział na oczy. Tylko jeden biegły pan Wojciech M, napisał w swojej opinii, że nie jest w stanie oddzielić obrażeń z pobicia od obrażeń po upadku z balkonu.
Oceniając sytuacje racjonalnie, trzeba zadać pytania:
- dlaczego żona Bartka R, dysponując telefonem nie skorzystała z niego, aby wezwać pomoc?
- dlaczego żona Bartka R, nie zawołała do robotników o pomoc? właściwie nie musiała nawet wołać, mogła powiedzieć zwykłym głosem, byli tak blisko i mogli ją usłyszeć.
Żona Bartka R. twierdzi, że nie mogła wołać po pomoc, bo mąż by ją wciągnął do mieszkania i już by stamtąd nie wyszła. Ale to jest kłamstwo i można z pełną odpowiedzialnością tak twierdzić, ponieważ balkon był bardzo zagracony i miał 3 metry długości. Wejście na balkon było po przeciwnej stronie niż stała żona Bartka R. Mogła poprosić robotników o pomoc, nawet bez wołania. Gdyby Bartek R. nawet usłyszał, że rozmawia z kimś i faktycznie chciał ją wciągnąć, to zanim by do niej dotarł przedzierając się przez te wszystkie klamoty na balkonie, to żona Bartek R. na 100% uzyskałaby pomoc.
Bartek R. do dziś nie potrafi zrozumieć dlaczego jego żona wyszła z mieszkania przez balkon. Jego wersja jest taka, że chciała ściągnąć baner z ogłoszeniem sprzedaży mieszkania, który wisiał na balkonie i wypadła.
No i na koniec warto dodać, że podczas zeznań w szpitalu, żona Bartka R. wielokrotnie powtarzała, że sama zsunęła się z balkonu, że męża przy niej nie było, gdy wychodziła przez balkon z mieszkania.
W następnym odcinku opowiem o dowodach i faktach zebranych w toku postępowania przygotowawczego, które są cały czas w aktach.
CIĄG DALSZY
Inne tematy w dziale Społeczeństwo