#Sądownictwo #przemoc #wymiarsprawiedliwosci
Materiał opracowany na podstawie dowodów zgromadzonych w aktach sprawy oraz nagrań dokumentujących zdarzenia będące przedmiotem śledztwa i analizy procesowej na rozprawie sądowej.
W kolejnym odcinku tej skandalicznej i bulwersującej sprawy, opowiem o tym, dlaczego ojciec kobiety, (byłej już żony Bartka R) nie znosił swojego zięcia. Z pozoru trudne pytanie, ale po zapoznaniu się z całym materiałem dowodowym odpowiedź okazuje się oczywista. Ten pan (Marek R), działa w branży nieruchomości. Sprzedaje, kupuje, wynajmuje mieszkania. Jedno z mieszkań zakupił za pomocą pozornej darowizny na swoje córki, czyli żonę Bartka R. oraz jej siostrę. Czynność ta została wykonana poprzez przelanie na konta córek pieniędzy z tytułem "darowizna", a córki za te pieniądze niemalże natychmiast zakupiły wspólnie mieszkanie. Nota bene właśnie to, w którym później mieszkał Bartek R. z żoną i córeczką i które w końcowym efekcie zostało przez pana Marka R. sprzedane.
Marek R. był spokojny o swoją własność (mieszkanie), ponieważ cała rodzina, żona, córki, teściowa, wszyscy wykonywali posłusznie jego polecenia. Ponadto, współwłasność mieszkania również była skutecznym zabezpieczeniem przed niekontrolowanym przejęciem mieszkania przez niepowołane osoby.
Wśród nagrań zrealizowanych ukrytą kamerą przez młodych, jest jedno, na którym Marek R. przez dwie godziny wygłasza monolog do swojej teściowej, strasząc ją, stosując różnego rodzaju naciski emocjonalne, manipulując starszą panią (wówczas miała dobrze po siedemdziesiątce i była już wdową) tak, że w końcu starsza pani popłakała się. Jaki był cel tego monologu Marka R? wyłudzenie od starszej pani jej pięknego ponad stumetrowego mieszkania. Właśnie na tym spotkaniu powiedział swojej teściowej, że „mają dziewczyny swoje mieszkanie” jako argument dla starszej pani, że ona też powinna przekazać swoje mieszkanie. Teściowa przepisała w końcu mieszkanie na swoją córkę i wyprowadziła się ze swego mieszkania. Starsza pani później w rozmowie ze swoją wnuczką, żoną Bartka R. mówi, że nie może sobie podarować tego, że wyszła ze swojego mieszkania. Rozmowa ta, też została nagrana przez żonę Bartka R. Co ciekawe, rodzice kobiety na procesie twierdzili, że starszą panią zabrali bliżej siebie ze względu na jej podupadające zdrowie, ale w nagraniach dokumentujących całą tę sprawę przejęcia mieszkania od starszej pani, nie ma ani słowa o jej zdrowiu, nie mówiąc już o tym, że starsza pani popłakała się. Kolejne fałszywe zeznania rodziców żony Bartka R.
Mało tego, dowiadujemy się z tych nagrań, że mieszkanie kupione na córki, raz było obiecywane córkom, a innym razem starszej pani, właśnie wtedy, gdy nakłaniano ją do opuszczenia jej własnego mieszkania. Pod koniec nagrania dokumentującego wyłudzenie mieszkania od starszej pani, pojawia się inny wątek:
Ewa R żona Marka R: Bartek wyszkolił.
Bartek R: Czemu ją wyszkolił?
Ewa R: No, jak (to czemu)...(niewyraźnie) w załatwianiu spraw, cha, cha. Jeszcze trochę… wszystkich przerobi tu."
Podsumowując: Rodzice kobiety doskonale wiedzieli, że ich córka przy swoim mężu się zmienia, że przestaje już być tak uległa wobec nich i łatwa w sterowaniu. Matka jej mówi: "Jeszcze trochę… wszystkich przerobi tu. " Więc mamy kolejne fałszywe zeznania, a właściwie zatajenie ważnych z punktu widzenia sprawy faktów. Rodzice kobiety ani słowem nie zeznali, że ich córka zawsze miała osobowość uległą. Milcząc, pozwalali aby Bartek R. był obciążany kolejnymi winami.
I teraz zbliżamy się do meritum. Jak to już wcześniej zostało wspomniane, młodzi w pewnym momencie zamieszkali w mieszkaniu, które było współwłasnością żony Bartka R. i jej siostry. Pewnego dnia, na skutek różnicy zdań, żona Bartka R, zgodnie ze swoją osobowością, nie potrafiąc dogadać się z mężem, przekazała sprawę ojcu do rozstrzygnięcia. Jednak ten natychmiast zjawił się na miejscu i wezwał policję (!). To była normalna taktyka Marka R. Wiele nieporozumień rodzinnych, sąsiedzkich załatwiał poprzez sądy, zawiadomienia na policję. Z własnym ojcem toczył wieloletni spór o nieruchomość, nazywając go "byłym ojcem". Więc dla Marka R, policja to był jedyny pomysł na sytuacje rodzinne. Zarazem w grę wchodziło jego mieszkanie, więc prawdopodobnie dlatego wezwał policję, aby w przyszłości móc to wykorzystać, gdyby chciał pozbyć się swojego zięcia. Policja przyjechała, rozejrzała się, oceniła sytuację jako nieporozumienie małżeńskie i odjechali. Sporządzili notatkę o braku podstaw do interwencji pisząc: "nieporozumienie małżeńskie".
Trzeba dodać, że kobieta wypiła po pracy parę smakowych piw. Na jednym z nagrań ojciec kobiety mówi do niej: "na tej interwencji widziałem wyraźnie, że byłaś pod wpływem, po Bartku nie było widać, ale po tobie tak". Natomiast na rozprawie sądowej zeznawał, że Bartek R. był wówczas pijany, od córki czuł alkohol, ale to nie był zapach od wypitego alkoholu, ale od wylanego na nią. Kolejne fałszywe zeznania. Zresztą, ta pierwsza interwencja w zeznaniach rodziców kobiety urosła do rozmiarów wyjątkowej przemocy, ponieważ zeznawali w sądzie, że jak przyjechali do młodych, to widzieli siniaki na nosie i na rękach ich córki oraz potłuczone okulary i rozbity telefon. Policja niczego takiego nie widziała, według policji było to nieporozumienie małżeńskie, co potwierdza notatka policyjna. Ale sędzia nie wierzy notatce policyjnej sporządzonej przez osoby specjalnie przeszkolone do interwencji domowych, ale wierzy państwu R, chociaż Marek R. nawet nie potrafi ukryć na rozprawie swojej niechęci do Bartka R. i tego, jak bardzo źle mu życzy.
Minęło kilka dni, emocje opadły. Kobieta zrozumiała, że nie ma sensu wciągać jej ojca w ich nieporozumienia małżeńskie, a ponieważ jej ojciec wyrzucał jej męża z mieszkania, krzycząc, że „to nie jest twoje mieszkanie” wyprowadzili się do innego wynajmowanego mieszkania. Ustalili, że są młodą, niezależną rodziną i powinni mieszkać na swoim, z dala od napastliwego ojca. Ale mieli pecha, bo tuż obok ich nowego mieszkania mieszkała znajoma ojca kobiety, pani Gosia. Gdy mieszkali w wynajętym mieszkaniu znów przyjechała do nich policja, ponieważ jakaś „anonimowa osoba” zawiadomiła, że z ich mieszkania dochodzi płacz dziecka i szczekanie psa. Oni nigdy nie mieli psa. Tym razem młodzi nie chcieli wpuścić policji i doszło do siłowej próby wejścia, na co młodzi otworzyli drzwi. Policja niczego nie stwierdziła, ale dla spokoju zabrali żonę Bartka R. i córeczkę na obdukcję do szpitala. Obdukcja oczywiście niczego nie wykazała. Młodzi napisali skargę na zachowanie policji.
Młodzi postanowili wrócić do mieszkania, które było w połowie własnością żony Bartka R. i podjęli decyzję, że sprzedadzą to mieszkanie, oddadzą połowę pieniędzy drugiej córce Marka R, a do swojej części dołożą i kupią swoje własne mieszkanie tam gdzie chcą i takie jak chcą. Zadowoleni ze swego pomysłu, postanowili poinformować o nim rodziców kobiety oraz jej siostrę. Nie spodziewali się wówczas, że to zapoczątkuje ostry, 3 letni konflikt z rodziną R o to mieszkanie, a Bartek R. pewnie nawet nie domyślał się, jak bardzo ten pomysł zrujnuje mu życie - że wręcz straci rodzinę i wyląduje w więzieniu z wyrokiem 15 lat! Kobieta pojechała do rodziców, aby im o tym powiedzieć, ale wróciła zapłakana i czerwona na twarzy. Jej ojciec natychmiast odciął Bartka R. od kontaktów z nimi i zaczęli robić wszystko, aby uprzykrzać życie młodym. Zwłaszcza pan Marek R. był bardzo kreatywny w pomysłach, jak zablokować sprzedaż mieszkania.
W następnym odcinku opowiem o tym, jak Marek R. walczył o swoje mieszkanie, które formalnie (ale tylko pozornie) było jego córek.
Komentarze
Pokaż komentarze (7)