Pierwsze powojenne spotkanie emigrantów polskich w Australii odbyło się w 1947 roku. Przybyło około 150 osób w większości byli to żołnierze z armii Andersa.
Marsz żołnierzy w innych ale eleganckich mundurach wywołał dość znaczne poruszenie i zainteresowanie wśród mieszkańców Sydney - stolicy Nowej Południowej Walii na ulicach wielkiego miasta, które bardzo przychylnie witało wszystkich emigrantów, szczególnie z Polski.
Polacy dali się już wcześniej poznać jako bardzo uczciwi i pracowici ludzie.
Po krótkiej paradzie i herbacie w stylu angielskim dokonano zbiorki pieniędzy na pomoc odbudowującej się Warszawie – zebrano kilkaset funtów co na te czasy było sumą ogromną.
Nie byłoby nic dziwnego w tym, że spotkali się emigranci z Polski bo od czasu do czasu prasa australijska podawała, ze inne grupy etniczne organizują również podobne spotkania.
Był to okres, kiedy Australia bardzo ostro chyliła się w kierunku socjalizmu.
Po tym spotkaniu umundurowany z szabla u boku rotmistrz Marian Okoński lat 42 /nazwisko celowo zmienione na prośbę rodziny emigranta/ maszerował ulica Liverpool do miejsca swego zamieszkania - malutkiego pokoju, który wynajmował w jednej z dzielnic Sydney.
Kiedy mijał Pub na rogu ulicy z Norton Street napotkał tam podchmielonych osobników, którzy zaczęli szukać zaczepki z polskim oficerem.
Pan Marian dobrze władał angielskim i próbował załagodzić i nie dopuścić do awantury, która zaczynała się rozwijać bez kontroli ale napastnicy zdecydowanie szukali zwady.
W pewnym momencie jeden z natrętów uderzył rotmistrza w twarz aż spadła jemu czapka, która potoczyła się na ulice.
Zęby pana Okońskiego zacisnęły się mocno a postać jego zadygotała ale jeszcze nie dawał po sobie poznać, ze – To już za wiele!
Kiedy jednak schylił się aby podnieść czapkę napastnik opluł polskiego oficera.
Nastąpiła chwila niezdecydowania z obu stron, ale rotmistrz podniósł nakrycie głowy i nałożył je regulaminowo, skłonił głowę przed napastnikiem i z szybkością błyskawicy wyjął szable wraz z zamachem jednym cieciem odciął napastnikowi lewe ucho.
Ten z jękiem i zdziwieniem otworzył swoja zdziczała z bolu gebe wytrzeszczajac przy tym oszalałe z wscieklosci oczy. Złapał się jednocześnie za krwawiąca cześć głowy, /coś tam bełkocząc, wyzywając/ ale oficer kontynuował swój regulaminowy fechtunek i wykonał słynnego młyńca przed arogantem zadając jemu drugie ciecie w ta cześć gdzie powinno znajdować się drugie ucho. Niestety szabla trafiła na rękę próbującego zasłonić się zbira i skaleczyła ją dość mocno.
Bardzo szybko na miejsce przybiegł policjant, /były to czasy, kiedy praktycznie pod każdą latarnia stał policjant i „panna dobrych obyczajów”/ który nie słuchał żadnych wyjaśnień stron a dokonał swoje czynności służbowe.
Polak został oczywiście aresztowanym i znalazł się szybko za kratami na posterunku, najpierw w Blacktown potem w Liverpool.
Stanął przed sądem i przedstawiono jemu zarzut: napaści z bronią w ręku ze skutkami spowodowania kalectwa;
Był to jedyny proces i ewenement w historii australijskiego sądownictwa w którym dopuszczono dowody ze starego polskiego regulaminu rycerskiego w którym jest mowa, że oficer “oficyjer” obrażony i narażony na utratę godności i honoru ma prawo użyć swej szabli i uciąć uszy każdemu kto narazi te cnoty na szwank.
Na pytanie sędziego - "Dlaczego użył dwukrotnie szabli, przecież po pierwszym i tak paskudnym cieciu napastnik miał dość?” odpowiedział, ze "Regulamin mówi o uszach a nie o uchu!”
Tak też się stało w tej sprawie i lokalny Sąd uznał te argumenty i wiele innych nie przytoczonych tutaj zeznań świadków, ze dowody są wystarczające aby uniewinnić Polskiego Oficera.
Dla przypomnienia dodam, że nie było wtedy polskich placówek dyplomatycznych a oficjalne kontakty Polska podpisała z Australia dopiero w 1972 roku. Osobiście wątpię, żeby akurat ten emigrant otrzymał jakąkolwiek pomoc ze strony komunistycznej placówki dyplomatycznej gdyby nawet ona istniała.
Polacy jako ci najbardziej pokrzywdzeni w okresie II-gej wojny światowej jako najbiedniejsza grupa etniczna na antypodach miała jednak poparcie wśród lokalnych władz a co najważniejsze – Polaków wspiera i łączy BIEDA!
Kiedy człowiek pozbawiony jest małżowiny usznej nie jest w stanie zorientować się dokładnie skąd dochodzi głos. Niektórych werbuje się do specjalnych służb dorabiając im – Gumowe ucho!
Od autora:
Sytuacja ta zdarzyła się naprawdę ale ze względów oczywistych / bohater opowiadania zmarł kilka lat temu, brak dokumentów, chociaż są jeszcze świadkowie/ czyni ta opowieść niepełną, jakby nieskończona i zawieszoną w przestrzeni podobnie do sytuacji w jakiej obecnie znajduje się – Nasza Ojczyzna!
Joe Chal - autor
Jestem prezesem i fundatorem Polsko Australijskiej Fundacji działającej na Rzecz Zdrowia i Rozwoju Dziecka. Prowadzę badania naukowe na temat „Autyzmu” (rehabilitacji) z wykorzystaniem komory hiperbarycznej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura