Ludzie zwykle osiągają to, czego chcą. Problem polega na tym, że na ogół - nie zdają sobie do końca sprawy, czego tak naprawdę chcą...
Toteż nic dziwnego, że skutki realizacji takich zamiarów, bywają nader zaskakujące.
Ten, kto niczego nie pożąda usilniej niż bogactw, rozkoszy i przyjemności - ma bardzo wielkie szanse umrzeć w najgorszej nędzy. Jak to się niezliczonym legionom kondotierów, poszukiwaczy Eldorado i graczy w ruletkę przytrafiło. Zbyt licznym - aby podawać jakieś konkretne przykłady...
Żyjący na wciąż prolongowany i wciąż powiększany kredyt tzw. "świat rozwinięty" - jest takim utracjuszem - poszukiwaczem przygód. Nie trzeba być geniuszem by dostrzec, że to się nie może dobrze skończyć.
Ten zaś, kto niczego tak nie pragnie jak ubóstwa i prostoty - ma niemalże
gwarancję osiągnięcia ogromnych bogactw..! Czego najlepszym przykładem są zakony żebracze, bynajmniej nie tylko chrześcijańskie: przez ostatnie 2,5 tysiąca lat, im który miał surowszą regułę, tym szybciej dochodził do wielkich bogactw.
Ostatnio setki milionów pracujących za przysłowiową miskę ryżu Chińczyków po raz kolejny praktycznie udowodniło słuszność tej tezy!
Zwolennicy przywrócenia dawnego protekcjonizmu, zamknięcia granic przed "chińską tandetą" i ograniczenia chińskiego eksportu do wyrobów z laki czy papieru ryżowego (co w praktyce oznaczałoby skazanie paruset milionów ludzi na śmierć głodową...) - powinni zdać sobie sprawę z tego, czego się tak naprawdę domagają. Nie tylko ludobójstwa i niesprawiedliwości (bo pracowici i skromni mają być ukarani za to, że... są pracowici i skromni!). Ale też: oczywistej niemożliwości.
Bogactwa wcześniej czy później przejdą od hulaków i utracjuszy do pracowitych i skromnych. To jest prawo natury, a nie "
prawo moralne" - i działa w dziejach z nieomylną, choć stuleciami mierzoną regularnością. Przemoc, spryt, "historyczna przewaga" - mogą działanie tego prawa opóźnić - ale na dłuższą metę nie są w stanie mu zaprzeczyć. Jeszcze nie było w dziejach takiego imperium, takiej korporacji czy takiej dynastii -
która by w końcu z hukiem nie upadła..!
Zaprawdę, słusznie napisane jest: ktoby chciał zachować duszę swoje, straci ją, a ktoby stracił duszę swoje dla mnie, najdzie ją (Mt. 16, 25).
Tyle, że tutaj, na tym świecie - tak się przejawia całkiem ziemska i całkiem naturalistyczna równowaga.
Dlaczego jednak w tym śnie był jeszcze papież Franciszek i Donek T...? Dalibóg - nie śmiem nawet przypuszczać, a szczegółów już nie pamiętam... Lepsza Połowa twierdzi jednak, że jest cała w sińcach, tak się rzucałem - a pościel rano była zmięta i przepocona jak borsuczy barłóg...
A następnym razem, kontynuując służewiecko - achałtekińsko - resentymentalno - rozliczeniowy cykl, który za przyczyną grzejącego się leptopa i mojej przyrodzonej rozwlekłości, trochę już mi się wymyka spod kontroli - spróbuję wrócić do tematu ściśle końskiego i snobistycznego i opowiedzieć trochę o tym, jaka była naprawdę ta tradycja hodowlano - wyścigowa, która nam teraz na oczach ginie - i dlaczego nie będzie raczej możliwe jej odtworzenie, gdy już zginie całkiem do końca. Nie obiecuję jednak, że uda się to zamknąć w jednym odcinku i pojęcia nie mam, co z tego koniec końców wyniknie...
bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka