Jacek Kobus Jacek Kobus
419
BLOG

Chata za wsią

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 0

Ponieważ pod nieobecność Lepszej Połowy, nie mając do kogo się odezwać, pochłonąłem prawie wszystkie lektury, jakie ostatnio przywiozłem z gminnej biblioteki - przyszło mi przeczytać na koniec także i "Chatę za wsią" Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Lektura z początku wymaga niejakiego przymuszenia się. Trudno i darmo - styl narracji zmienił się jednak bardzo od połowy XIX wieku. We współczesnej literaturze polskiej przynajmniej - miejsce wówczas stosowanych afektownych wykrzykników i refleksji moralnej zajął sarkazm.

 
Muszę jednak przyznać, że z czasem powieść mnie wciągnęła. Jest tam parę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę..!
 
 
Sprawa pierwsza, to relacje między dworem a gromadą wiejską (akcja powieści dzieje się przed uwłaszczeniem, zresztą - została ona wtedy też i napisana...). Oczywiście - nikomu nie będzie się chciało bodaj kartkować takiej książki (zresztą - niezbyt grubej...), tylko po to, żeby przyznać mi rację bądź zaprzeczyć. Cóż zrobić! Kto nie czytał - ten trąba..!
 
W każdym razie: istota akcji polega na tym, że gromada wiejska biernym oporem spokojnie sobie radzi z fanaberiami dworu. Ci, co widzą w chłopach pańszczyźnianych jakieś "narzędzia mówiące", własnej woli pozbawione, na każdym kroku upokarzane i do gleby przyginane (podczas dyskusji o rzekomym "prawie pierwszej nocy" rozbawił mnie do łez komentarz, wedle któregowprawdzie nie ma na to żadnych dowodów, ale to oczywiste, że "prawo pierwszej nocy" musiało istnieć, bo chodziło o to, żeby na każdym kroku przypominać chłopom, gdzie ich miejsce...) - nie tylko przeczą zarówno źródłom historycznym i zdrowemu rozsądkowi, ale też pokazują przy okazji nader niepiękną zawartość własnych łepetyn.
 
Nie będę tu zdradzał szczegółów akcji - zakładam, że znakomita większość z Państwa tej powieści nie czytała, więc psułbym w ten sposób niespodziankę - warto jednak zaznaczyć, że ów bierny opór gromady względem pańskich fanaberii nie jest bynajmniej oporem "w słusznej sprawie". Jak w klasycznej greckiej tragedii, każda ze stron ma tu swoje racje: gromada prezentuje konserwatyzm tak zacietrzewiony, że aż ślepy. Prezentuje też gromadne właśnie, stadne, a nawet - anty-indywidualistyczne podejście do życia.
 
 
 
Druga kwestia, która wydała mi się interesującą, to zagadnienie nędzy. A dokładnie: pytanie, czy da się pogodzić nędzę z miłością - i z cnotą..?
 
To, że nędzy z miłością pogodzić się nie da, że kochankowie nie mogą żyć powietrzem i przetrwać, kochając się wciąż tylko mocniej i mocniej - aż mnie zaskoczyło, boż połowa XIX wieku, to wciąż jeszcze czasy romantyzmu..!
 
Widać tu jednak szkołę Balzaca. Już choćby dla tej konkluzji - warto do "Chaty za wsią" raz w życiu sięgnąć.
 
Czy da się jednak pogodzić nędzę z cnotą..? Kraszewski w rozwiązaniu akcji zdaje się utrzymywać, że można. Co więcej - owa cudem prawdziwym zrodzona wśród najgorszej opresji cnota zyskuje także w nagrodę i miłość (aczkolwiek autor zostawia sobie otwartą furtkę do nie-aż-tak-sielankowego dalszego ciągu...).
 
Czy to być może? Czy to prawdopodobne..? Doświadczenia następnych 150 lat dowodzą dość jednoznacznie, że jeśli nawet nie niemożliwy - to jest taki obrót spraw niezmiernie mało prawdopodobnym. Nędza niemal z zasady deprawuje.
 
Cóż: jeśli nawet nie jest to zakończenie, które wydawałoby się nam realistycznym, to z całą pewnością - CHCIELIBYŚMY w potencjalną bodaj możliwość takiego cudu uwierzyć..!
 
Wygląda na to, że ta powieść została kiedyś już zekranizowana..?
 
I jeszcze jedna rzecz, już na koniec. Osią dramatyczną powieści jest konflikt pokoleń na tle doboru partnerów. Konflikt wyrosły z przesądów i konwenansów, to prawda. Skądinąd jednak, właśnie ta tematyka mnie do książki przykuła: są to, siłą rzeczy, problemy, które mnie dość obchodzą.
 
Przez bardzo długi czas literatura śniła na jawie, że upadek tego rodzaju przesądów i konwenansów, zniesie także samą możliwość pojawienia się podobnych konfliktów - otwierając przed zrodzoną na nowo ludzkością jeśli nie aż arkadyjskie gaje, to przynajmniej - solidne podstawy do szerokiego upowszechnienia się szczęścia.
 
Wprost takie właśnie nadzieje wyraża na ten przykład Prus w "Lalce".
 
Otóż, w drugiej połowie XX wieku DOŚWIADCZALNIE sprawdziliśmy - że nic z tego! Żadnych można przesądów względem wyboru partnera nie żywić, żadnymi konwenansami się nie kierować - a i tak wcale nie ma obecnie więcej szczęśliwych związków niż 150 lat temu - i nawet: wcale nie doszło do zaniku konfliktów międzypokoleniowych na tym tle..!
 
No i teraz pytanie: czy warto było..? Po kiego Dyabła ten cały szpas..? Obalanie przywilejów stanowych, przeorywanie świadomości powszechną indoktrynacją (dla niepoznaki nazywaną "edukacją"...) - i cała ta rewolucja obyczajowa na koniec..? Żeby, po tylu zmianach, wysiłkach i cierpieniach - na koniec wszystko zostało po staremu, tylko w innej formie..?
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura