Jacek Kobus Jacek Kobus
417
BLOG

Niemiecki pomysł na Europę

Jacek Kobus Jacek Kobus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Jakoś ostatnio dyskutowaliśmy z Lepszą Połową o procesach narodowotwórczych w Europie Środkowej. Również z perspektywy litewskiej – co akurat, nie jest może dla głównego toku rozważań najważniejsze.

Obecny kształt Europy Środkowej, a nawet, samo to pojęcie, to oczywiście pomysł przede wszystkim niemiecki (z istotnymi modyfikacjami rosyjskimi – o których już kiedyś pisałem osobno). 

Z grubsza rzecz biorąc idzie o to, aby każdy na każdego warczył i szczerzył kły, szukając ochrony przed bezpośrednimi sąsiadami w jednym z Wysokich Protektorów: w Niemczech (głównie), albo w Rosji (obecnie – jednak rzadziej…). 

Jewrosojuz bynajmniej tej strategii nie unieważnia – zauważcie, że sama „redystrybucyjna“ konstrukcja tej organizacji, gdzie najpierw zabiera się lwią część dyspozycyjnych zasobów, a potem je „w centrali“ rozdziela między aplikujące o to „prowincje“, tylko wzmacnia ten mechanizm – nawet, jeśli minęły już czasy, gdy po ulicach Warszawy krążyły demonstracje z transparentami „wodzu, prowadź na Kowno“. 

Teraz nienawidzieć sąsiada jest z jednej strony trudniej (bo jakby „nie wypada“: idzie to w każdym razie pod prąd obowiązującej nowomowie…) – ale z drugiej strony, czyli w praktyce, dużo łatwiej. Już nie trzeba się zbroić, granicy zamykać, od ust sobie odejmować, żeby zamiast masła kupować armaty. Teraz można odjąć od ust od razu sąsiadowi – podpier..lając, to jest, przepraszam, oczywiście – denuncjując go w Brukseli. 

Co jest aż nadto łatwe. Biorąc pod uwagę naturalne, ludzkie słabości zmontowanie „operacji wywiadowczej“, w wyniku której obnażona zostanie (oczywista przecież…) niekompetencja i/lub złodziejstwo GDDKiA, przez co wielomiliardowe środki „wrócą do centrali“, na szkodę nielubianego sąsiada – to zadanie w sam raz na miarę służb specjalnych, bo ja wiem..? Słowacji? 

W gruncie rzeczy, coś takiego mógłby zrobić, służb państwowych, a tym bardziej specjalnych nie angażując – przywódca dowolnego ugrupowania w państwie ościennym – partyjnej kasy wcale przy tym nie nadwyrężając… Sądzicie, że tak się NIE dzieje..? Nie wiem. Być może, nie jest to nawet potrzebne – bo Polacy (Słowacy, Litwini, Czesi…) sami się na wyścigi przed Brukselą podpier…lają, to jest, przepraszam, oczywiście – denuncjują. 

Skądinąd jednak, kolejne afery, a to z czeską wódką, a to z polską solą czy mięsem(ostatnio – bardzo intensywnie rozdmuchiwana przez TVN „afera weterynaryjna“…) – wglądają jak wyglądają – wnioski każdy może sobie wyciągnąć sam. 

Nawet jeśli sąsiedzi nasi czyści są w każdym z tych wypadków jak ta lelija – nie zmienia to faktu, że są konkurentami do jewrosojuznego cycka, a miejsce konfrontacji militarnej zajęły (na razie!) typowo szkolne zabawy w rodzaju kopania się po kostkach, ciągania za warkoczyk i wzajemnego donoszenia do Pana Nauczyciela. Czy raczej, co by bliżej realiów pozostać – do Pani Nauczycielki, Anieli Naszej… 

Jeśli coś wygląda jak słoń, śmierdzi jak słoń i zachowuje się  jak słoń – zapewne jest słoniem. 

Jeśli zatem nasza pozycja w Jewrosojuzie wygląda jak nasza pozycja w Mitteleuropie wzór 1915, jeśli tym samym cuchnie i takie same daje objawy – to najpewniej jest to po prostu – kolejna, rozwojowa wersja, tego samego wzoru… 

Fryderyk Naumann, twórca projektu "Mitteleuropy

Zaraz, zaraz – powiecie – ale przecież dopiero co „broniłem“ Niemców“, „prostowałem im historię“ – a tu nagle taka wolta..? 

Nie, proszę Państwa. Ja nie Niemcom „prostowałem historię“ – tylko Wam, Waszą – niebezpieczną – ignorancję. 

Jeśli piszę „Mitteleuropa wzór 1915“ – to nie bez powodu tak właśnie piszę! 

Przystępując do I wojny światowej (o czym obszerne ongiś rozważania wiodłem – można je znaleźć tutaj…), Niemcy, jak przystało na naród romantyków, kierujących się „Ideologią Czynu“ – nie za bardzo wiedzieli, po co to robią i czego oczekują w efekcie. 

O ile zatem wrogość między nacjonalizmem niemieckim a Polską datuje się na rok 1848 – to początek projektu „Mitteleuropa“ datowałbym na rok 1915. No – może rok wcześniej. Ale dopiero w 1915 projekt ten się ujawnił, więc przy tej dacie pozostanę. 

NIE MA DOWODÓW na istnienie koherentnego i kompletnego projektu „Mitteleuropy“ wcześniej. Choć chętnie się zgodzę, że przede wszystkim Austriacy – zrobili bardzo wiele, aby wymyślenie tego projektu stało się krokiem naturalnym – co najmniej od 1848 roku konsekwentnie popierając w Galicji „ukraińskość“, a nawet wręcz – stwarzając taki byt jak „naród ukraiński“ (o tym bardziej szczegółowo będzie niżej). 

Jeśli Niemcy działali na tej niwie wcześniej, to raczej – jak zauważyła Lepsza Połowa skądinąd – za pośrednictwem ruchów socjaldemokratycznych. Dla których podminowanie Imperium Rosyjskiego poprzez odwołanie się do sentymentów etnicznych (robotników żydowskich mówiących na co dzień w jidisz, robotników polskich mówiących na co dzień po polsku, itd., itp.) stało się stałą strategią działania gdzieś tak na przełomie lat 70 i 80 XIX wieku. 

Inna rzecz, że jeśli nawet socjaldemokracja już wtedy była infiltrowana przez służby niemieckie (podobnie jak przez rosyjskie…) – to raczej nie było mowy o takim jej wykorzystaniu, jak potem, podczas wojny światowej. Na tym polu zasługa pionierstwa przysługuje Japończykom – ówczesny pułkownik (potem generał) Akashi Motojiro wydał od 1902 do 1905 roku okrągły milion przedinflacyjnych jenów na pobudzanie ruchu rewolucyjnego wśród Polaków, Żydów, Azerów, Ormian, Gruzinów, ludów północnego Kaukazu, Ukraińców, Litwinów, Łotyszy, Finów – i Bóg raczy jeszcze wiedzieć kogo…

 

Generał Akashi Motojiro jako gubernator Tajwanu. Jest rzeczą symptomatyczną, że jego europejskie doświadczenie uznano za predestynujące go na kolonialne stanowisko... 

Tak więc schemat jest następujący – od 1848 roku pojawiały się różne inicjatywy, by tak rzec „lokalne“: austriacka polityka „budowania narodu ukraińskiego“ w Galicji, pruskie prowokacje w Polsce, zmierzające do „uwiązania“ Rosji nad Wisłą i scementowania prusko – rosyjskiego sojuszu (gdyby nie powstanie styczniowe, Bismarck w życiu by nie zjednoczył Niemiec!) – nie było jednak „planu“, czy też „projektu“. 

Wręcz przeciwnie: aż do 1914 roku WŁĄCZNIE, Niemcom w żadnym razie nie zależało na jakichś nabytkach w Europie Środkowej, ponieważ wydawało im się, że takie nabytki mogą tylko powiększyć ICH WŁASNE problemy z Polakami – za to, zależało im na „sterowaniu“ Rosją przy pomocy m.in. „zagrożenia polskiego“ (stąd też dbali o to, aby owo „zagrożenie“, nie przyjmując zbyt wielkich i przez to niebezpiecznych rozmiarów, mimo to nigdy całkiem nie wygasło…) – i, oczywiście, nie mieli nic przeciwko temu, aby podobnych „zagrożeń“, przykuwających uwagę Rosjan a to do północnego Kaukazu, a to do wybrzeży Zatoki Fińskiej – było więcej… 

Zauważcie, że w roku 1866, po zwycięskiej wojnie z Austrią (wojnie, która była możliwa TYLKO DZIĘKI TEMU, że trzy lata wcześniej w Kongresówce zaczęła się niepoważna i antypolska ruchawka, która zmusiła rząd carski do porzucenia rysującego się już wówczas porozumienia z Francją i powrotu do „rosyjsko – pruskiego braterstwa broni“…), Bismarck storpedował projekty pruskich wojskowych, którym marzyły się jakieś aneksje kosztem pokonanego – ponieważ widział w państwie Habsburgów przyszłego sojusznika i ponieważ NIE CHCIAŁ wypuszczać z butelki „dżina nacjonalizmu“, do czego niechybnie by doszło, gdyby wielonarodowa monarchia naddunajska miała przechodzić jeszcze gorszy wstrząs niż przeszła! 

Coś na kształt projektu „proto-Mitteleuropy“ zaczęli po roku 1890 przygotowywać Japończycy – pisałem ongiś o konnej wyprawie (ówczesnego) majora Fukushimy Yasumasy przez całą Rosję. Ich cele były jednak czysto „destrukcyjne“ – bo chodziło im tylko o to, żeby zająć czymś Rosję i sprawić jej kłopoty, przez które nie będzie w stanie wykorzystać na Dalekim Wschodzie całego swojego potencjału. 

Niewątpliwy sukces akcji japońskiej skłonił Niemców do usystematyzowania i rozwinięcia tej koncepcji. Dojrzały projekt „Mitteleuropa wzór 1915“ był już nie tylko pomysłem na to, jak osłabić czy pokonać Rosję – ale także na to, w jaki sposób rządzić potem przejętymi od niej obszarami: rządzić pośrednio, wykorzystując metodę „dziel i rządź“. 

Jedna z upublicznionych, propagandowych wersji planu z 1915 roku 

Ten sam pomysł, prawie w tym samym czasie chcieli zresztą wykorzystać przeciw Niemcom i Austriakom Rosjanie. Zaś skutek I wojny światowej, czyli przede wszystkim – likwidacja Austro – Węgier dały ten rezultat, że stała się „Mitteleuropa“ koncepcją „obrotową“, którą RÓWNIE DOBRZE mogą wykorzystywać Niemcy, jak Rosjanie. 

Już od pewnego czasu tych rozważań widzę oczyma duszy błysk w oku u sporej części z Państwa. Tak jest – zaraz będzie o „Międzymorzu“, „poziomach identyfikacji narodowej“, a nawet o „cywilizacji polskiej“… 

Powiem tak: piłsudczyznę i jej nowoczesne wcielenie w postaci „myśli i spuścizny“ xięcia Giedroycia mam za intelektualne dno, gdzie śladu trzeźwej myśli próżno by szukać – i nie wiem tylko, czy miałkość myślową tego pomysłu przypisywać typowej dla skażonych romantyczną „ideologią czynu“ słabych umysłów skłonności do „wishful thinking“ – czy wprost niemieckiej inspiracji, dla której koncepcja ta jest wprost idealnym „przykryciem“… 

Oczywiście, prawdą jest, że w pierwszej połowie wieku XVI mógł wielki wódz, książę Ostrogski pisać o sobie, że jest „genthe Ruthenus, natione Polonus“ – że mogła być cała masa szlachty prawosławnej i mówiącej na co dzień po rusku, a zarazem przejawiającej żywiołowy patriotyzm polski.

 

Konstanty Iwanowicz, książę Ostrogski, hetman Wielkiego Księstwa Litewskiego 

Cóż z tego jednak, Drodzy Państwo..? 

Po pierwsze – procesy „narodowotwórcze“ zachodziły już i w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie ma najmniejszych podstaw przypuszczać, iż procesy te, niezależnie od ewentualnego np. braku rozbiorów – i tak by nie przyspieszyły po (nieuchronnym raczej – bo szansa na „inne rozwiązanie problemu włościańskiego“, jakkolwiek nie całkiem zerowa, była jednak – niezmiernie wręcz mała…) uwłaszczeniu chłopów gdzieś, najpóźniej, w drugiej połowie XIX wieku. 

Nawet pomysł „Mitteleuropy“ mógł się w tym samym czasie pojawić – tyle, że byłby wówczas pomysłem po prostu „antypolskim“, a nie „antyrosyjskim“ czy „antyaustriackim“. 

Oczywiście – konkretny przebieg tychże procesów „narodowotwórczych“ to już osobna kwestia. W rzeczy samej poskładanie takiego bytu jak „naród ukraiński“ z różnych „Rusinów“, „Łemków“, „Bojków“, „Karpatorusinów“ i stu innych odmian żywiołu „ruskiego“ – i jeszcze, ideologiczne „adoptowanie się“ przez tak powstały byt do tradycji Chmielnickiego – było przedsięwzięciem tak karkołomnym, że bez sporych nakładów i intensywnej pracy służb wiadomych – trudno sobie coś takiego wyobrazić, a jeszcze trudniej – uwierzyć w tegoż procesu „spontaniczność“. 

Pierwotnie zresztą, to znaczy jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku, wyglądało na to, że podział „żywiołu ruskiego“ będzie przebiegał po liniach wyznaniowych – grekokatolicy się spolonizują, a prawosławni zrusyfikują. Prześladowania grekokatolików w zaborze rosyjskim w pierwszej połowie XIX wieku wyraźnie na to wskazywały – Rusini wyznający obrządek unicki, chcąc uniknąć przymusowej konwersji na prawosławie (lub ową przymusową konwersję po „dekrecie tolerancyjnym“ odrzucając) – przechodzili na katolicyzm i niemal automatycznie – zaczynali na co dzień mówić po polsku. 

Nie sposób na 100% powiedzieć, co by było, gdyby – nie było rozbiorów. Tak czy inaczej jednak – obrządek unicki „latynizował się“ bardzo intensywnie w XVIII i XIX wieku, bez różnicy, czy działo się to jeszcze w Polsce, czy już – pod zaborami. Jak to się stało, że ci sami, „latynizujący się“ grekokatolicy, jednocześnie nagle ujrzeli duchowego protoplastę w Chmielnickim, zwalczającym swego czasu nie co innego, jak właśnie ich Kościół (i przysparzającym mu zdecydowaną większość męczenników) – jest zaiste jedną z większych zagadek dziejów..! 

Tym niemniej – erozja owej „dwupoziomowej identyfikacji narodowej“ następowała już za I Rzeczypospolitej. Przybierając formę zwykłej polonizacji – czego wyrazem było choćby porzucenie przez szlachtę Wielkiego Księstwa Litewskiego języka ruskiego jako kancelaryjnego i przyjęcie, w roku 1697 języka polskiego. 

Zresztą, już w 100 lat po śmierci wspomnianego wyżej księcia Ostrogskiego takich, którzy byliby jednocześnie mówiącymi na co dzień „po rusku“ prawosławnymi i gorącymi patriotami polskimi, prawie już nie było – ostał się jeno, z „Trylogii“ znany wojewoda Kisiel jako ten ostatni z ostatnich.

 

Adam Świętołdycz Kisiel, wojewoda kijowski i kasztelan czernihowski 

Wygląda na to, że „dwupozioma identyfikacja narodowa“, czy też „identyfikacja cywilizacyjna“, jak chcieliby inni – TAK CZY INACZEJ ulegała erozji. Można nad tym płakać, jak to niektórzy pisarze historyczni czynią – ale cóż takie płacze zmienią..? 

Wynikiem tej erozji TAK CZY INACZEJ byłoby ukształtowanie się na obszarze I Rzeczypospolitej narodów „nowoczesnych“ – z tą tylko różnicą, że bez rozbiorów, naród polski byłby zapewne liczebnie i terytorialnie o wiele większy niż się faktycznie ostał (już o to by zadbało modernizujące się państwo – jak wszędzie indziej w Europie…) – kto wie: może nawet dorównując pod tym względem Niemcom..? 

Po drugie wreszcie i najważniejsze – żadne płacze i rozpamiętywania minionej chwały nie zmienią faktu, że takie „nowoczesne świadomości narodowe“ JUŻ POWSTAŁY – i NIE DA SIĘ TEGO COFNĄĆ. Pomijając już wszystko inne, „nowoczesna“ świadomość narodowa jest sentymentem bardziej prymitywnym, prostszym i mniej wymagającym od owej „świadomości dwupoziomowej“ – a, jak całkiem słusznie pod tym akurat względem twiedził Feliks Koneczny – w przypadku cywilizacyjnej mieszanki, wygrywa ta, która stawia ludziom mniejsze wymagania… 

W tej sytuacji rojenia o „Międzymorzu“ wyglądają wręcz na dywersję – bo właśnie, podobnie jak konkurencja do jewrosojuznego cycka, wzmacniają tylko wzajemną podejrzliwość (Państwo chyba jesteście na tyle inteligentni, żeby zdać sobie sprawę, iż żadnego „Międzymorza“ POD POLSKIM PRZYWÓDZTWEM – nikt, ale to kompletnie nikt poza samymi Polakami – NIE CHCE..? Jest to idea, którą w życie dałoby się wcielić li i jedynie PRZEMOCĄ. A niezależnie od tego, czy uważamy użycie w tym celu przemocy za słuszne, czy niesłuszne - cóż nam po tym, skoro mocy dla owej przemocy - i tak nie mamy..?). 

Niemiecki pomysł na Europę działa. Podobnie jak Volkswageny, autobany i cała masa innych niemieckich pomysłów. No cóż – „dobre pachołki, nie oddadzą prochów..!“ 

Jest tak naprawdę tylko jedna nadzieja na przyszłość. Jak już wspominałem, naród niemiecki jest przesiąknięty tą samą romantyczną „ideologią czynu“ co naród polski – bardzo wiele mitów i stereotypów dzielimy pospólnie, nawet tego nie wiedząc. 

Kto wie – może ci romantyczni Niemcy RZECZYWIŚCIE UWIERZYLI – a jeśli nawet nie uwierzyli już teraz, to uwierzą w przyszłości (nic tak nie poraża umysłu jak własna propaganda..!) – w te całe bzdety o „pojednaniu“, „pokoju“, „tolerancji“, „globalnym oci(e)pleniu“ i inne takie..?

Jeśli tak – to są już bezbronni, a cały ten Jewrosojuz wraz z Mitteleuropą – to trupy chodzące, które tylko z rozpędu jeszcze utrzymują kurs…

Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Kultura