Jacek Kobus Jacek Kobus
414
BLOG

Fobie nasze powszechne

Jacek Kobus Jacek Kobus Polityka Obserwuj notkę 2

Często słyszę od Państwa zarzut, że „wyciągam wnioski ogólne z osobistych doświadczeń“. A przepraszam bardzo – z czego mam takie wnioski wyciągać..?

Może z raportów Banku Światowego, albo z przemówień Donalda Tuska..? 

Dziś też, tak jak przedwczoraj, zacznę od „osobistych doświadczeń“. Czyli od rozmów ze znajomymi i nieznajomymi, których zdarzało mi się spotykać czy to w trakcie załatwiania różnych spraw życiowych, czy to – w trakcie mojejnieudanej kariery prezentera sprzedaży bezpośredniej (a zjeździłem w tej roli sporą część Polski i rozmawiałem z setkami ludzi!). 

W trakcie tych rozmów napotkałem dwie bardzo ciekawe fobie.

Obie fobie mają podłoże materialne, pieniężne. Obie spotyka się często wśród tzw. „prostego ludu“. Niekoniecznie u tych samych osób: to jest indywidualnie różne na tyle, że nie potrafię powiedzieć, pomimo oczywistego dość podobieństwa „formalnego“, czy fobie te są ze sobą związane, czy też – są od siebie niezależne i jeśli się u kogoś łączą, to jest to przypadek..? 

Fobia pierwsza to zawiść w stosunku do rolników.

   

Zaskakujące..? Państwo są zdziwieni? Żydzi, masoni – w ostateczności niech już będą nawet cykliści – ale żeby ktoś źle życzył rolnikom..? Co to „żywią y bronią“..? 

A jednak! Już o tym zresztą pisałem. Resentyment wobec rolników jest wśród miejskiej „niższej klasy średniej“ (głównie wśród drobnych przedsiębiorców, sklepikarzy, właścicieli warsztatów i małych firm usługowych) – OGROMNY. Wręcz – przybiera takie rozmiary, że stwarza to niejaki „potencjał wyborczy“ – i na tym właśnie opieram moje czarnowidztwo jak chodzi np. o przyszłość mięsnej hodowli koni w Polsce (ale ta sama gilotyna „utnie“ też pewnie ihodowlę zwierząt futerkowych i ubój rytualny i parę innych gałęzi naszego – i tak zdychającego w męczarniach – rolnictwa…).

Chodzi oczywiście o dopłaty. 

To rzeczywiście jest wkurzające – no bo z jakiej racji ja dostaję te 10 tysiaków raz do roku, a na przykład nasz ulubiony mechanik samochodowy, Mistrz Dębski z ulicy Górczewskiej, u którego zwykle serwisujemy naszą „Wendi“ – nie..? W czym niby jestem od niego lepszy..? 

Skądinąd: zachodzę w głowę komu i jakim sposobem udało się zrozumiałą niechęć najbardziej poszkodowanych przez panujący terror podatkowy drobnych przedsiębiorców odwrócić od rzeczywistego sprawcy ich nieszczęść, czyli od niemiłościwie nam panującego gosudarstwa i pchnąć ich przeciw innym drobnym przedsiębiorcom (fakt, że uprzywilejowanym – ale to są przywileje w dużym stopniu pozorne i przynoszące efekt zgoła przeciwny do deklarowanego celu – o czym już bardzo, bardzo dawno temu pisałem!)? 

Być może: nikt nie musiał sobie takie trudu zadawać. Być może, taka już jest natura ludzka, a przynajmniej – natura Polaków – że „wrogiem“ może być tylko ktoś w miarę konkretny i rzeczywisty. „Gosudarstwo“, „Jewrosojuz“ – to byty jednak abstrakcyjne. Mogą się ukonkretyzować w postaci aroganckiej twarzy i rozbieganych oczek Donalda premiera Tuska – ale to przecież nie załatwia sprawy do końca: premierzy przychodzą i odchodzą, a podatkowy i ZUS-owy (co najbardziej drobnych przedsiębiorców z miasta dotyka i co ich najbardziej od rolników odróżnia…) terror trwa.

Potrzebny jest jakiś inny jeszcze „chłopiec do bicia“. No i takim „chłopcem do bicia“ może być jak najbardziej rolnik: ZUS-u nie płaci, dopłaty dostaje, preferencyjne kredyty dostaje, wypasioną furą jeździ, domy jak pałace dzieciom buduje – a huź go na! A bierz go, rwij, ujadaj! 

Trudno o popularniejszą reformę niż likwidacja KRUS.[1] 

Co jest kompletnie bez sensu, jeśli się nad tym zastanowić na trzeźwo! Czyż nie rozsądniej byłoby – jeśli już jakiś „-US“ KONIECZNIE musimy mieć (czego wcale nie jestem taki pewien…) – zlikwidować ZUS i gremialnie przejść na KRUS..? 

To się źle skończy. Niewolnicy, zamiast „powstać i zerwać kajdany“ – powstaną i zakują w kajdany innych niewolników. Co zresztą – niejeden raz już w dziejach bywało… 

Druga fobia to nienawiść do Kościoła i księży. 

  

Fobia ta, wedle MOICH osobistych doświadczeń – najsilniejsza jest obecnie nie wśród „młodych, wykształconych z wielkich miast“ („młodzi, wykształceni z wielkich miast“ mają Kościół i księży w przysłowiowej d…ie – jeśli zdarza im się bywać w świątyni, to przy okazji wypasionego wesela, kontakt z Kościołem mają głównie za pośrednictwem notek Onetu, „obnażających“ pedofilię, „homofobię“ i temu podobne – jeśli jeszcze zajmują się w ogóle sprawami Kościoła, to z malejącym zapałem, ot: tu czy tam skrobnie się zjadliwy komentarz w necie – i to wszystko…). 

Nienawiść do Kościoła i księży najsilniejsza jest wśród prostych, biednych, ciężko pracujących ludzi – na wsi i w małych miasteczkach. Co ważne: nienawiść ta NIE ZALEŻY od stopnia osobistej religijności. Bardzo wielu jest ludzi mocno wierzących, którzy jednak na każdym kroku podkreślają, że „wierzą w Boga, a nie w księży“. 

Nienawiść do Kościoła i do księży ma podłoże czysto materialne: wynika z zawiści wobec stylu życia wiejskich czy małomiasteczkowych proboszczów (niedościgłego dla zdecydowanej większości ich owieczek…) – oraz z wysokich stawek opłat za usługi, które świadczą (zauważcie, że takie źródło antykościelnej fobii jest możliwe TYLKO wśród praktykujących katolików: kto nie chrzci i nie posyła do Pierwszej Komunii czwórki dzieci, temu wisi, że chrzest kosztuje 200 złotych, a komunia 1000…). 

Jest w tym pewna tradycja. Już w XVI wieku bodaj Jan Franciszek Commendone, o którym kiedyś mimochodem wspominałem stwierdził, że gdy rozmawia z Polakami o liturgii i rytuale – są gorliwymi katolikami. Gdy rozmowa schodzi na jurysdykcję sądów kościelnych – ci sami rozmówcy przeistaczają się w jednej chwili w zapartych kalwinów. A gdy dochodzi do kwestii dziesięcin – ma przed samą samych tylko antytrynitarzy..!

Tyle, że w XVI wieku tak było ze szlachtą i to raczej – tylko tą zamożniejszą. A teraz podobne zjawisko zachodzi na skalę masową wśród najbiedniejszego, najliczniejszego „ludu“.[2] 

Zjawisko to jest niezmiernie wręcz niebezpieczne. Co prawda, nie wydaje mi się, aby mogło się to przekuć na wyborczy sukces „filozofa z Biłgoraju“ – ale kto to może wiedzieć: może trafi się nam w przyszłości mniej zmanierowany i strawniejszy dla prostego ludu antyklerykał..? No i – sukces wyborczy to jedno – a życie to zupełnie co innego: czy nasz współczesny „prosty lud“ powstanie w obronie swojego Kościoła, gdy jakaś władza będzie chciała się za niego zabrać..?

Czy fobia antykościelna jest sterowana z zewnątrz i stanowi efekt działania jakiegoś planu? Może tak, może nie. 

Na pewno OBIE wyżej nazwane fobie są zjawiskami bardzo niepokojącymi. Obie bowiem zapowiadają, co się stanie, gdy czar dobrobytu, w którym wciąż się nużamy – pryśnie. Polacy, zamiast zwalczać „system“, zamiast „walczyć o niepodległość“, czy też „wykuwać nowy paradygmat cywilizacyjny“ – jak tego chce Pan Piotr w jednym z ostatnich komentarzy – rzucą się sobie nawzajem do gardeł. 

Miejski lumpenproletariat (spauparyzowanych „młodych, wykształconych z wielkich miast“ NIE wyłączając) rzezał będzie „posiadaczy“ bez rozróżniania kto zacz. Mechanicy samochodowi, hydraulicy i tynkarze – przyłączą się ochotniczo do „trójek stalinowskich“ wizytujących gospodarstwa wiejskie w poszukiwaniu ukrytych świń i zapasów zboża. Wierni wiejskich i małomiasteczkowych parafii z radością asystować będą publicznemu przeganianiu swoich proboszczów „ścieżkami hańby“.

Skorzysta na tym, urośnie, władzę zdobędzie i utrwali – Nowy Tyran. Nowy Heliogobal, którego dawno temu przepowiadałem – a może jakiś „Nowy Stalin“ w rzeczy samej..?

-----------------------------------------------
[1] Do której NIE dochodzi tylko dzięki osławionej „zdolności koalicyjnej“ PSL-u: o czym na innym miejscu i w trochę innej sprawie, też już dawno temu pisałem

[2] Cóż: w XVI wieku Kościół utrzymywał się ze swoich dóbr ziemskich – i był dla chłopów poddanych w tychże dobrach „lżejszym“ panem, niż właściciele prywatni – trudno było narzekać. Od półwiecza z okładem – utrzymuje się głównie dzięki ofiarności wiernych i opłatom za rzeczone „usługi“. Sądzicie może, że „podatek kościelny“ rozwiąże ten problem..? Oj, nie wydaje mi się, nie wydaje…

Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka