Często słyszę od Państwa zarzut, że „wyciągam wnioski ogólne z osobistych doświadczeń“. A przepraszam bardzo – z czego mam takie wnioski wyciągać..?
Może z raportów Banku Światowego, albo z przemówień Donalda Tuska..?
Dziś też, tak jak przedwczoraj, zacznę od „osobistych doświadczeń“. Czyli od rozmów ze znajomymi i nieznajomymi, których zdarzało mi się spotykać czy to w trakcie załatwiania różnych spraw życiowych, czy to – w trakcie mojejnieudanej kariery prezentera sprzedaży bezpośredniej (a zjeździłem w tej roli sporą część Polski i rozmawiałem z setkami ludzi!).
W trakcie tych rozmów napotkałem dwie bardzo ciekawe fobie.
Obie fobie mają podłoże materialne, pieniężne. Obie spotyka się często wśród tzw. „prostego ludu“. Niekoniecznie u tych samych osób: to jest indywidualnie różne na tyle, że nie potrafię powiedzieć, pomimo oczywistego dość podobieństwa „formalnego“, czy fobie te są ze sobą związane, czy też – są od siebie niezależne i jeśli się u kogoś łączą, to jest to przypadek..?
Fobia pierwsza to zawiść w stosunku do rolników.
Zaskakujące..? Państwo są zdziwieni? Żydzi, masoni – w ostateczności niech już będą nawet cykliści – ale żeby ktoś źle życzył rolnikom..? Co to „żywią y bronią“..?
A jednak! Już o tym zresztą pisałem. Resentyment wobec rolników jest wśród miejskiej „niższej klasy średniej“ (głównie wśród drobnych przedsiębiorców, sklepikarzy, właścicieli warsztatów i małych firm usługowych) – OGROMNY. Wręcz – przybiera takie rozmiary, że stwarza to niejaki „potencjał wyborczy“ – i na tym właśnie opieram moje czarnowidztwo jak chodzi np. o przyszłość mięsnej hodowli koni w Polsce (ale ta sama gilotyna „utnie“ też pewnie ihodowlę zwierząt futerkowych i ubój rytualny i parę innych gałęzi naszego – i tak zdychającego w męczarniach – rolnictwa…).
Chodzi oczywiście o dopłaty.
To rzeczywiście jest wkurzające – no bo z jakiej racji ja dostaję te 10 tysiaków raz do roku, a na przykład nasz ulubiony mechanik samochodowy, Mistrz Dębski z ulicy Górczewskiej, u którego zwykle serwisujemy naszą „Wendi“ – nie..? W czym niby jestem od niego lepszy..?
Skądinąd: zachodzę w głowę komu i jakim sposobem udało się zrozumiałą niechęć najbardziej poszkodowanych przez panujący terror podatkowy drobnych przedsiębiorców odwrócić od rzeczywistego sprawcy ich nieszczęść, czyli od niemiłościwie nam panującego gosudarstwa i pchnąć ich przeciw innym drobnym przedsiębiorcom (fakt, że uprzywilejowanym – ale to są przywileje w dużym stopniu pozorne i przynoszące efekt zgoła przeciwny do deklarowanego celu – o czym już bardzo, bardzo dawno temu pisałem!)?
Być może: nikt nie musiał sobie takie trudu zadawać. Być może, taka już jest natura ludzka, a przynajmniej – natura Polaków – że „wrogiem“ może być tylko ktoś w miarę konkretny i rzeczywisty. „Gosudarstwo“, „Jewrosojuz“ – to byty jednak abstrakcyjne. Mogą się ukonkretyzować w postaci aroganckiej twarzy i rozbieganych oczek Donalda premiera Tuska – ale to przecież nie załatwia sprawy do końca: premierzy przychodzą i odchodzą, a podatkowy i ZUS-owy (co najbardziej drobnych przedsiębiorców z miasta dotyka i co ich najbardziej od rolników odróżnia…) terror trwa.
Potrzebny jest jakiś inny jeszcze „chłopiec do bicia“. No i takim „chłopcem do bicia“ może być jak najbardziej rolnik: ZUS-u nie płaci, dopłaty dostaje, preferencyjne kredyty dostaje, wypasioną furą jeździ, domy jak pałace dzieciom buduje – a huź go na! A bierz go, rwij, ujadaj!
Trudno o popularniejszą reformę niż likwidacja KRUS.
Co jest kompletnie bez sensu, jeśli się nad tym zastanowić na trzeźwo! Czyż nie rozsądniej byłoby – jeśli już jakiś „-US“ KONIECZNIE musimy mieć (czego wcale nie jestem taki pewien…) – zlikwidować ZUS i gremialnie przejść na KRUS..?
To się źle skończy. Niewolnicy, zamiast „powstać i zerwać kajdany“ – powstaną i zakują w kajdany innych niewolników. Co zresztą – niejeden raz już w dziejach bywało…
Druga fobia to nienawiść do Kościoła i księży.
Fobia ta, wedle MOICH osobistych doświadczeń – najsilniejsza jest obecnie nie wśród „młodych, wykształconych z wielkich miast“ („młodzi, wykształceni z wielkich miast“ mają Kościół i księży w przysłowiowej d…ie – jeśli zdarza im się bywać w świątyni, to przy okazji wypasionego wesela, kontakt z Kościołem mają głównie za pośrednictwem notek Onetu, „obnażających“ pedofilię, „homofobię“ i temu podobne – jeśli jeszcze zajmują się w ogóle sprawami Kościoła, to z malejącym zapałem, ot: tu czy tam skrobnie się zjadliwy komentarz w necie – i to wszystko…).
Nienawiść do Kościoła i księży najsilniejsza jest wśród prostych, biednych, ciężko pracujących ludzi – na wsi i w małych miasteczkach. Co ważne: nienawiść ta NIE ZALEŻY od stopnia osobistej religijności. Bardzo wielu jest ludzi mocno wierzących, którzy jednak na każdym kroku podkreślają, że „wierzą w Boga, a nie w księży“.
Nienawiść do Kościoła i do księży ma podłoże czysto materialne: wynika z zawiści wobec stylu życia wiejskich czy małomiasteczkowych proboszczów (niedościgłego dla zdecydowanej większości ich owieczek…) – oraz z wysokich stawek opłat za usługi, które świadczą (zauważcie, że takie źródło antykościelnej fobii jest możliwe TYLKO wśród praktykujących katolików: kto nie chrzci i nie posyła do Pierwszej Komunii czwórki dzieci, temu wisi, że chrzest kosztuje 200 złotych, a komunia 1000…).
Jest w tym pewna tradycja. Już w XVI wieku bodaj Jan Franciszek Commendone, o którym kiedyś mimochodem wspominałem stwierdził, że gdy rozmawia z Polakami o liturgii i rytuale – są gorliwymi katolikami. Gdy rozmowa schodzi na jurysdykcję sądów kościelnych – ci sami rozmówcy przeistaczają się w jednej chwili w zapartych kalwinów. A gdy dochodzi do kwestii dziesięcin – ma przed samą samych tylko antytrynitarzy..!
Tyle, że w XVI wieku tak było ze szlachtą i to raczej – tylko tą zamożniejszą. A teraz podobne zjawisko zachodzi na skalę masową wśród najbiedniejszego, najliczniejszego „ludu“.
Zjawisko to jest niezmiernie wręcz niebezpieczne. Co prawda, nie wydaje mi się, aby mogło się to przekuć na wyborczy sukces „filozofa z Biłgoraju“ – ale kto to może wiedzieć: może trafi się nam w przyszłości mniej zmanierowany i strawniejszy dla prostego ludu antyklerykał..? No i – sukces wyborczy to jedno – a życie to zupełnie co innego: czy nasz współczesny „prosty lud“ powstanie w obronie swojego Kościoła, gdy jakaś władza będzie chciała się za niego zabrać..?
Czy fobia antykościelna jest sterowana z zewnątrz i stanowi efekt działania jakiegoś planu? Może tak, może nie.
Na pewno OBIE wyżej nazwane fobie są zjawiskami bardzo niepokojącymi. Obie bowiem zapowiadają, co się stanie, gdy czar dobrobytu, w którym wciąż się nużamy – pryśnie. Polacy, zamiast zwalczać „system“, zamiast „walczyć o niepodległość“, czy też „wykuwać nowy paradygmat cywilizacyjny“ – jak tego chce Pan Piotr w jednym z ostatnich komentarzy – rzucą się sobie nawzajem do gardeł.
Miejski lumpenproletariat (spauparyzowanych „młodych, wykształconych z wielkich miast“ NIE wyłączając) rzezał będzie „posiadaczy“ bez rozróżniania kto zacz. Mechanicy samochodowi, hydraulicy i tynkarze – przyłączą się ochotniczo do „trójek stalinowskich“ wizytujących gospodarstwa wiejskie w poszukiwaniu ukrytych świń i zapasów zboża. Wierni wiejskich i małomiasteczkowych parafii z radością asystować będą publicznemu przeganianiu swoich proboszczów „ścieżkami hańby“.
Skorzysta na tym, urośnie, władzę zdobędzie i utrwali – Nowy Tyran. Nowy Heliogobal, którego dawno temu przepowiadałem – a może jakiś „Nowy Stalin“ w rzeczy samej..?
-----------------------------------------------
Do której NIE dochodzi tylko dzięki osławionej „zdolności koalicyjnej“ PSL-u: o czym na innym miejscu i w trochę innej sprawie, też już dawno temu pisałem…
Cóż: w XVI wieku Kościół utrzymywał się ze swoich dóbr ziemskich – i był dla chłopów poddanych w tychże dobrach „lżejszym“ panem, niż właściciele prywatni – trudno było narzekać. Od półwiecza z okładem – utrzymuje się głównie dzięki ofiarności wiernych i opłatom za rzeczone „usługi“. Sądzicie może, że „podatek kościelny“ rozwiąże ten problem..? Oj, nie wydaje mi się, nie wydaje…
bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka