Jacek Kobus Jacek Kobus
678
BLOG

Nasi najbliżsi bracia, Niemcy…

Jacek Kobus Jacek Kobus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Pół dnia się zastanawiałem, co by tu napisać kontrowersyjnego, co wzbudzi burzę krytyki. Wypieliłem kilka grządek w ogródku, przelonżowałem wszystkie 7 koni (źrebiąt nie wyłączając…) – i wciąż nic.

Na szczęście – zajrzałem do komentarzy pod ostatnim wpisem pani KOSSOBOR na „Nowym Ekranie“ – o Krzyżakach. Sprawa stała się jasna: nie ma lepszego pomysłu – trzeba wetknąć Wam, Drodzy Czytelnicy, palec w oko i wykpić Wasze NICZYM NIEUZASADNIONE antyniemieckie fobie… 

Żeby nie było: akurat tak się przypadkiem składa, że nie przyjaźnię się z ani jednym Niemcem (natomiast mam przyjaciół Moskali i bardzo sobie ich przyjaźń cenię…), a krótkie i przelotne wizyty, które zdarzało mi się składać u naszych zachodnich sąsiadów pozostawiły we mnie jak najgorsze wrażenia (kiedyś może zrecyklinguję opowieść o stadninie w Neustadt am Dosse, gdzie byłem w ramach „podyplomu“ i gdzie BARDZO mi się nie podobało…) – znowu: w przeciwieństwie do wizyt w Rosji, w którym to kraju jestem wprost zakochany.[1] Żeby tylko Dyabli wzięli rosyjską drogówkę, a zaraz bym tam emigrował… 

Jednak – jak to już wczoraj cytowałem – „tylko prawda jest ciekawa“. 

Prawda jest taka, że tzw. „tysiącletni Drang nach Osten“, „odwieczne dybanie złowrogich Germańców na słowiańskie ziemie“ i temu podobne „cliché" PRL-owskiej propagandy, to pomysł tak żenująco młody i niedawny, że zaiste – do głębokiego namysłu nad słabością ludzkiej natury i zawodnością ludzkiej pamięci prowokuje, gdy się historii tego mitu przyjrzeć… 

Pierwszy RZECZYWISTY konflikt pomiędzy Polakami występującymi jako „Polacy“ właśnie (a nie jako poddani takiego lub innego króla, ceniący sobie ponad wszystko osobistą wolność obywatele szlacheckiej Rzeczypospolitej, którym nie w smak habsburgski absolutyzm, itp.), a Niemcami, występującymi jako „Niemcy“ (a nie poddani Cesarza RZYMSKIEGO, lub któregoś z licznych, ale przecież NIGDY nie reprezentujących „Niemiec jako całości“ państw Rzeszy) miał miejsce w Roku Pańskim 1848. 

W trakcie obrad rewolucyjnego Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie nad Menem stanęła sprawa uregulowania kwestii „Wielkiego Księstwa Poznańskiego“, utworzonego na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego. Początkowo Izba niemal jednogłośnie przychylała się do tego, aby owemu „Wielkiemu Księstwu“ nadać szeroką autonomię (aż do tworzenia własnej siły zbrojnej włącznie) – a po zwycięstwie w rychle spodziewanej wojnie z Rosją – odstąpić je odrodzonej Polsce. 

Im dłużej jednak i im szczegółowiej problem roztrząsano, tym więcej pojawiało się zastrzeżeń. Koniec końców, liberalno – demokratyczna większość Zgromadzenia przegłosowało ograniczenie owej autonomii do Gniezna z przysiółkami (Poznań jako ważna twierdza nie mógł być przecież oddany „niezorganizowanym, niecywilizowanym Polakom“…) – z zakresem rzeczowym tej autonomii tak małym, że de facto więcej praw dawały wcześniej Polakom reakcyjne i kontrrewolucyjne Prusy… 

Musiało się to oczywiście skończyć rozlewem krwi – na szczęście dla niemieckich liberałów i demokratów, rolę kata pacyfikującego insurekcję pod wodzą niejakiego Ludwika Mierosławskiego (mamy zaiste szczęście, żeśmy byli za życia tego pana pod zaborami – gdyby istniała wówczas niepodległa, a nie daj Panie Boże mocarstwowa Polska, a Ludwiczek miał taki pociąg do wojowania jaki miał – i gdyby zrobił karierę w wojsku – to by nam dopiero Cecorę z Batohem i Maciejowicami pospołu sprokurował – tak wielka była skala zadufania i wojskowego anty-talentu tego szczególnego „geniusza“..! Niewielu wodzów w historii powszechnej mogło się taką głupotą poszczycić…) wzięły na siebie owe „reakcyjne i kontrrewolucyjne“ Prusy, które też zresztą całe owo frankfurckie „Zgromadzenie“ na cztery wiatry rozgoniły… 

Prusy zresztą, kilka lat potem, nadały sobie wcale liberalną konstytucję – i przez kolejne 20 lat to Poznań był ośrodkiem polskiego ruchu wydawniczego (liberalizmowi pruskiej konstytucji zawdzięczamy m.in. Maryana hrabiego Hutten – Czapskiego „Historyę powszechną konia“, wydaną właśnie w Poznaniu, w roku 1873 – pierwsze i przez następne niemal 100 lat najważniejsze dzieło nowoczesnej hipologii polskiej…) i życia umysłowego – drugim po… Paryżu!

  

Wydawało się przez chwilę, że rok 1848 to było „nieporozumienie“, i że przecież, koniec końców niemieccy „liberałowie i demokraci“, gdy już dojdą do władzy, to będą MUSIELI Polakom oddać sprawiedliwość. Schyłek rządów Bismarcka rozwiał to złudzenie. Nawet odwołanie „Kulturkampfu“ – nie złagodziło antypolskiej polityki odrodzonej, II Rzeszy: zaś ostatnie przed I wojną światową, budzące wówczas powszechny, światowy skandal, ustawy o przymusowym wywłaszczeniu Polaków – przeszły w Reichstagu głosami nie kogo innego, jak właśnie – „narodowych liberałów“. 

Rok 1848 to ważna cezura. To jest właśnie ten moment, gdy w skali europejskiej (a przynajmniej – zachodnioeuropejskiej) na arenę dziejów wkraczają tzw „masy“. Oczywiście – „masy“ organizowane, manipulowane i kierowane przez predystynowane ku temu „elity“. Które to „elity“ potrzebują jednak jakiegoś rodzaju „pasa transmisyjnego“, jakiejś idei, która zapewni im trwałą kontrolę nad masami. 

Wcześniejszym, jakobińskim wzorem francuskim, tym „pasem transmisyjnym“ stał się w całej prawie Europie w roku 1848 nacjonalizm. Rok 1848 DLATEGO WŁAŚNIE jest ostatecznym kresem rojeń o „wielonarodowej Rzeczypospolitej“: JUŻ w roku 1848 Austriacy wymyślili „Ukraińców“ jako sposób na pacyfikację Galicji – gdy rabacji nie wystarczyło… 

Tylko pozornie paradoksem jest, że rewolucyjne, demokratyczne Niemcy, uosabiane przez frankfurckie „Zgromadzenie Narodowe“ były o wiele mniej łaskawe dla Polaków niż reakcyjny, kontrrewolucyjny król Prus.

Cóż w tym dziwnego..? Król Prus MÓGŁ BYĆ tak samo królem dla każdego ze swoich poddanych – czy był to niemiecki luteranin, mówiący po polsku katolik, czy też modlący się w archaicznym języku ruskim staroobrzędowiec.

Ale demokratyczny przywódca „Zgromadzenia Narodowego“..? Demokratyczny przywódca „Zgromadzenia Narodowego“ sam przemawiał po niemiecku – i jeśli miał skutecznie mobilizować masy wokół swego przywództwa – te masy TAKŻE musiały KONIECZNIE mówić, myśleć i czuć – po niemiecku..! 

Nic w tym zresztą nowego. Granica etnograficzna, granica pomiędzy językami germańskimi, a językami słowiańskimi – przebiegałaby o wiele dalej na zachód, gdyby nie reformacja. Aż do czasów Lutra JAKIMŚ (bliżej nieokreślonym) językiem „wendyjskim“ posługiwali się wieśniacy aż pod Lubeką. Dopiero odejście od łaciny i wprowadzenie języka niemieckiego jako języka nabożeństwa – w ciągu bardzo krótkiego czasu, bo przez około stulecie, przesunęło tę granicę o kilkaset kilometrów na wschód. 

Zauważcie jednak, Drodzy Czytelnicy, że mamy tu do czynienia z procesem – w pewnym sensie – „naturalnym“. To znaczy – NIE BYŁO żadnego „Generalplan Ost“, którego wykonawcą był Luter. W tak absurdalny spisek nie uwierzę, bo to urąga zdrowemu rozsądkowi. Luter zrobił to co zrobił – smaży się za to pewnie w Piekle tuż obok całej gromady ówczesnych papieży. Miał jednak na oku nie doczesne, a pozaświatowe cele – a że, całkiem przypadkowo, stworzył w praktyce narzędzie germanizacji..?

Na katolickim Śląsku jeszcze w rzeczonym roku 1848 polskojęzyczna była większość wsi wokół Wrocławia (NIE TYLKO od strony Oleśnicy…). Niestety, rzeczony rok 1848 wzbogacił arsenał „naturalnej“, „mimowlnej“ germanizacji o jeszcze jedno narzędzie – oto rząd reakcyjnych i kontrrewolucyjnych Prus, aby zdobyć oparcie przeciw zrewoltowanym, liberalno – demokratycznym miastom, postanowił wreszcie zrealizować uwłaszczenie chłopów.[2] 

Uwłaszczenie „w wersji pruskiej“ polegało na tym, że chłopi otrzymywali tytuły własności posiadanej przez siebie ziemi, jednakowoż tylko i wyłącznie pod warunkiem, że:

  • Potrafili przedstawić jakiś prawny dowód na legalność jej posiadania.
  • Oddali 1/3 posiadanego areału ziemianom jako rekompensatę za udzielane im wcześniej wsparcie materialne.
  • Poddali się komasacji gruntów.

W efekcie tylko kilka procent pańszczyźnianych chłopów uzyskało ziemię. Czy można się dziwić, że byli to najczęściej stosunkowo niedawno przybyli osadnicy z Niemiec..? Oni mieli „papiery“ – autochtoni nie… 

Mechanizmów popychających świeżo uwłaszczonych chłopów do germanizacji było zresztą więcej. Ci, którym udało się zdobyć ziemię – wchodzili w nową klasę „agrariuszy“ – wspólne interesy i wspólny pogląd na świat łączył ich od tej pory z wrogim dawniej ziemiaństwem (to dlatego w zaborze pruskim nie było PSL…). 

Ci, którzy ziemi nie zdobyli, albo stawali się wędrownymi robotnikami rolnymi, albo migrowali do miast – i w jednym i w drugim przypadku, było im łatwiej, gdy uczyli się mówić po niemiecku i zarzucali swoją wcześniejszą, „chłopską mowę“. 

Zresztą – ten sam dokładnie mechanizm działał W KAŻDYM PRZYPADKU na korzyść „etnicznej większości“ i na korzyść „etnosu uprzywilejowanego“. W efekcie w Poznańskiem, gdzie większość ziemiaństwa była jednak wciąż polska – tamtejsi „bambrowie“, pokolenie czy dwa pokolenia wcześniej sprowadzeni z głębi Niemiec osadnicy – polonizowali się na potęgę. 

Połowa mojej własnej rodziny to właśnie tacy, w końcu XIX wieku spolonizowani – osadnicy z Bambergu… 

Antypolski spisek? Odwieczne „Drang nach Osten“? Nie! Prawidła ekonomii i psychologii w działaniu – natomiast, chętnie się zgodzę, że NIE JEST PRZYPADKIEM, iż uwłaszczenie w zaborze rosyjskim A TAKŻE w zaborze austriackim – przebiegło wedle całkiem zgoła przeciwnych reguł! 

Oczywiście, że uwłaszczenie w tych dwóch zaborach MUSIAŁO przebiegać wedle całkiem przeciwnych reguł – bo, gdyby przebiegało na sposób pruski, to nie byłoby (nie na taką skalę w każdym razie…), takiego fenomenu jak „naród ukraiński“ – Rusini spod Lwowa czy z Wołynia, poddani takiej samej presji, jak mówiący „po wendyjsku“ włościanie z okolic Głogowa czy Wrocławia – pewnie by się w większości spolonizowali. 

Dlaczego jednak cesarz Franciszek Józef i car Aleksander II mieli robić takie „prezenty“ polskiej szlachcie, skoro ta szlachta była wobec nich permanentnie nielojalna i zajmowała się głównie antypaństwowym spiskowaniem..? 

Pora na wnioski. 

Brednie o „tysiącletnim Drang nach Osten“ – to tylko brednie i, prawdę powiedziawszy, NIE CHCE MI SIĘ z nimi polemizować. Spośród wszystkich granic I Rzeczypospolitej, granica zachodnia była najtrwalszą i najbardziej pokojową. Przebieg linii granicznej między Śląskiem (zagarniętym przez królów Czechnota bene..! A że się czeska szlachta z czasem zgermanizowała..? A do Wiśniowieckich macie pretensje, że się spolonizowali..? Jasienica miał – i Kaczmarski to za nim powtórzył…) a Wielkopolską nie zmienił się od czasów Kazimierza Wielkiego do roku 1792. Między Śląskiem a Małopolską – od czasów Kazimierza Jagiellończyka do roku 1772…

Niemcy współcześni to nasi najbliżsi „bracia krwi“ – lekko licząc pewnie z jakaś 1/3 z nich ma słowiańskich przodków. Podobnie zresztą, całkiem sporo Polaków ma przodków germańskich. To zresztą „widać, słychać i czuć“ – już pomijając fakt, że ogromna większość „prostego ludu“ w Polsce szanuje, a nawet wręcz – czci i wielbi Niemcy. Istnieje dowód całkowicie i bezaplecyjnie rozstrzygający, który nie pozostawia w tej materii najmniejszych wątpliwości! 

Otóż – TYLKO w Polsce tak dobrze rozchodzi się… niemiecka pornografia! Nader słusznie uchodząca za absolutne dno tego rodzaju twórczości. Jeszcze zrozumiałbym, gdyby niemiecka sieć „Media Markt“ sprzedawała to gówno kierując się niemieckim patriotyzmem – ale, jeśli to samo gówno, zamiast (o wiele jednak subtelniejszej…) produkcji francuskiej sprzedaje także francuskie Inmedio..?

------------------------------------------------------

[1] Oczywiście: mowa jest o Rosji POŁUDNIOWEJ! Jak słusznie opowiadał Aleksandr Stiepanowicz: лучше жить на северном Кавказе, чем на южной Сибирий

[2] Proszę NIE SŁUCHAĆ, gdy jakiś idiota opowiada o „pruskim uwłaszczeniu“ w pierwszej połowie XIX wieku. Owszem – wtedy wydano stosowne prawa. Były jednak w praktyce tak skomplikowane, że do roku 1848 na CAŁYM Śląsku uwłaszczyło się raptem… kilkanaście chłopskich rodzin..! Dopiero rewolucja sprawiła, że proces te nabrał przyspieszenia – i zakończył się w ciągu następnego dwudziestolecia…

Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Kultura