Jacek Kobus Jacek Kobus
673
BLOG

Zasada kopernikańska

Jacek Kobus Jacek Kobus Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Wczoraj minęło 470 lat od śmierci szacownego kanonika warmińskiego. To dobry moment, żeby przypomnieć fundamentalną zasadę WSZELKIEJ nauki. Od czasów Kanta łączoną właśnie z nazwiskiem Kopernika.[1]

 

Wedle tej zasady, jeśli chcemy myśleć naukowo, musimy odrzucić założenie, iż czy to my sami (jako obserwator świata), czy to przedmiot którym się zajmujemy – jest w jakikolwiek sposób OBIEKTYWNIE (tj. niezależnie od naszych wyborów) wyróżniony względem całej reszty rzeczywistości.


 

Dzięki przyjęciu tej zasady prawa wykrywane przez naukę (niezależnie od tego, czy jest to fizyka, astronomia, ekonomia, historia czy socjologia), o ile tylko spełniają pozostałe kryteria „naukowości“ (tj., przede wszystkim – o ile istnieje możliwość ich obalenia w drodze testu eksperymentalnego lub obserwacji) – uważamy za obowiązujące dla całego świata dostępnego naszym zmysłom. 

Jest to zatem zasada wprowadzająca niejaką ekonomię myślenia do nauki – tak samo jak znana wszystkim „brzytwa Ockhama“. Jak do tej pory – nikt nigdy skutecznie „zasady kopernikańskiej“ nie zakwestionował (na gruncie nauki rzecz jasna…). 

Istnieje niejakie napięcie pomiędzy „zasadą kopernikańską“, z której wynika i to, że Wszechświat w żadnym razie NIE MOŻE zajmować się ze współczuciem i sympatią swoimi ewentualnymi mieszkańcami (bo byliby wówczas niewątpliwie wyróżnieni i uprzywilejowani), a tzw. „zasadą antropiczną“ w kosmologii. 

Ponieważ jednak nasza wiedza kosmologiczna jak na razie nie jest wielka – można tę sprzeczność uznać za typową chorobę wieku dziecięcego – i liczyć na to, że przyszłe badania wyjaśnią, jakim to sposobem i dlaczego zdają się być prawa fizyki tak przychylne zjawisku życia. 

Oczywiście, że istnieje bardzo poważne napięcie pomiędzy „zasadą kopernikańską“, a wszelkim myśleniem nienaukowym. To właśnie „zasada kopernikańska“ jest tym kryterium, które wygoniło z królestwa nauk teologię wraz z dyscyplinami pokrewnymi – i które sprawia, że ŻADEN z istniejących na świecie podręczników szkolnych do historii (na przykład…), a i spora część literatury historycznej niesłusznie uważanej za „poważną“ – nie przedstawia najmniejszej zgoła wartości naukowej. 

Co do teologii, pozwolicie Państwo, że tym razem skorzystam z okazji, aby milczeć. 

O historii natomiast – kilka słów opowiem, bo po to właśnie siadłem do klawiatury. 

Aplikacja „zasady kopernikańskiej“ w naukach historycznych nie jest rzeczą prostą. Po pierwsze dlatego, że sama materia rzeczy, stawia tu zaciekły opór. Historyk, badając świadectwa pozostałe po naszych przodkach, natrafia na ich intencjonalne lub nie-intencjonalne, ale zawsze przecież – subiektywne świadectwa. Poprawnie wykonana krytyka źródeł pozwala subiektywizm tych świadectw przezwyciężyć – ale ileż to wymaga pracy..? 

Praca historyczna może być zatem „nie-kopernikańska“, czyli pozbawiona waloru naukowości, po prostu dlatego, że została źle napisana i zbyt dowierza jakiejś, jednostronnej relacji, nie weryfikując tego, co ludzie powszechnie na swój temat zmyślają. 

Po drugie dlatego, że historia, opisując czyny ludzi, pisana jest przez ludzi i dla ludzi – i zawsze jakaś przymieszka subiektywizmu, siłą rzeczy nawet do dobrze wykonanej pracy – może się wkraść. 

Nie jest przypadkiem, na co narzekał ostatnio nasz młody kolega, że miłośnicy historii z Polski, zajmują się przede wszystkim historią Polski. Historia Wysp Owczych, jako żywo – mało nas interesuje, a i znawców historii Chin – choć łatwiej o takich – też nie ma wśród Polaków zbyt wielu. 

Osobnym zupełnie przypadkiem, jawnie gwałcącym „zasadę kopernikańską“ jest, gdy autor pracy historycznej wprowadza do swojej narracji „zasady porządkujące“ i „aksjologie“, inne niż te, które bezpośrednio wynikają z badanego materiału. 

Tym sposobem nienaukowym bełkotem jest np. „mesjanizm narodowy“ Józefa Hoene – Wrońskiego, o którym wspominałem dwa wpisy temu. Generalnie, jak gdzieś widać takie sformułowania jak „cywilizacja polska“, „przeznaczenie narodu“, „duch narodu“, itp. – to już nie ma co dalej czytać, od razu wiadomo że wariat i że czytelnik, który nie jest psychiatrą klinicznym i nie studiuje przypadków manii – może z lektury takiego tekstu odnieść co najwyżej szkody na umyśle. 

Jest natomiast pracą jak najbardziej naukową – tyle, że – po ponad pół wieku – negatywnie zweryfikowaną, a więc, należącą do historii historiografii – np. dzieło „O wielości cywilizacji“ prof. Feliksa Konecznego. 

Koneczny zbyt mało wiedział o innych niż tzw. „łacińska“ cywilizacjach, by zadanie ich opisu wykonać poprawnie. Nawet jego „Cywilizacja bizantyńska“ jest rozpaczliwie wtórna, oparta na dawno zakwestionowanych, prymitywnych opracowaniach, pozbawionych obecnie najmniejszego znaczenia jak chodzi o wartość poznawczą. Opis „cywilizacji turańskiej“ który dał, tak się ma do rzeczywistego życia ludów Wielkiego Stepu Eurazjatyckiego, jak Kolumba rewelacja o odkryciu drogi do Indii do prawdy. W efekcie całość „teorii wielości cywilizacji“ pozostaje pewną propozycją metodyczną bez treści.

Kto powołuje się na tę teorię jako na „ustalony fakt naukowy“ – bredzi, bo takiego statusu w chwili obecnej mieć ona żadną miarą nie może. Sam Koneczny jednak, choć zbłądził na koniec, przecież usiłował swojej historiozofii, czyli właśnie „zasady porządkującej dzieje powszechne“ – dojść na podstawie faktów. Błędu w metodzie zatem – nie popełnił. Tyle, że faktów znał zbyt mało. 

Prawdopodobnie zadanie, które sobie postawił – było zwyczajnie niewykonalne dla samotnego badacza, którego pod koniec życia komunistyczny reżim nawet do biblioteki uniwersyteckiej nie wpuszczał… 

Niewielką lub żadną zgoła wartość naukową posiada obecnie prawie cała nasza historiografia wieku XIX i zdecydowana większość publikacji wydanych w wieku XX. 

Historiografia polska wieku XIX pochłonięta jest sporem o przyczyny upadku I Rzeczypospolitej. Zarówno o owych przyczynach, jak i o pospolitych błędach historyków, którzy je opisują – całkiem niedawno oddzielnie pisałem. 

Historiografia polska wieku XX to w dużej mierze „propaganda historyczna“, a nie nauka. 

Jest pewną utartą praktyką, co najmniej od czasów „nauczyciela spod Sadowy“, a kto wie, może i od czasów Marcina Lutra – używać opisu dziejów do pobudzania lojalności, patriotyzmu i oddania poddanych gosudarstwa. Oczywiście, takie pisarstwo to w najlepszym razie apologetyka (jak nie bajkopisarstwo wręcz…) – a nie nauka. I właśnie „zasadę kopernikańską“ gwałcą owe podręczniki szkolne i owe publikacje pozornie naukowe, a w rzeczy samej – wychwalaniu (lub poniżaniu, bo i takie mamy – już za komuny wiele takowych się pojawiło, a ostatnio to wręcz modne…) dziejów własnych poświęcone. 

Z „zasady kopernikańskiej“ wynika, iż w żadnym razie NIE MOGĄ być dzieje Polski w jakikolwiek bądź sposób „wyróżnione“, „niezwykłe“, „obarczone szczególną misją“. Gdybym usiłował teraz dyskutować rzecz tę w szczegółach, wyszłoby jakieś „opus magnum“ na wiele dziesiątków stron co najmniej. Poniekąd zresztą – nie muszę robić wszystkiego naraz, mogę się odwołać do wcześniejszych na ten temat publikacji – a jeśli jakiś szczególny wątek będzie Państwa interesował, zawsze możemy do niego wrócić w przyszłości. 

Chciałbym tylko zwrócić uwagę – po raz kolejny! – na oczywisty zdawałoby się fakt, że fałszywa historia jest matką fałszywej polityki. O czym też pisałem wiele razy. 

Jeśli nawet taka „historyczna apologetyka“ pozostaje nieodzowną dla utrzymania mas poddanych w stanie pożądanego przez władzę oddania i lojalności (mam co do tego wątpliwości – ale to też temat na osobną dyskusję…) – to, na Boga, dokąd mogą zaprowadzić ten naród ludzie pretendujący do bycia elitą, ludzie którzy pragną formułować jakieś programy na przyszłość, jeśli posługują się wyświechtanymi kliszami myślowymi rodem z podrzędnej publicystyki historycznej – zamiast prawdziwej wiedzy..?

Co by ułatwić Państwu zrozumienie, dam – na razie bez szczegółów – zgubny spis wybranych „błędów i wypaczeń“ względem „zasady kopernikańskiej“ na podstawie jednego tylko tekstu z „Nowego Ekranu“ i dykusji, jaką wywołał:

1) Rzekomy brak „instynktu państwowego“ u Polaków to teza wywodząca się z XIX-wiecznej „szkoły krakowskiej“, rozwinięta potem przez Jasienicę. Pięknie to się wkomponowywało w narodowo – państwowy nurt propagandy PRL i kult silnej władzy. Źródła historyczne w sposób oczywisty tej tezie przeczą.

2) Teza o wyjątkowości ustroju „demokracji szlacheckiej“ – nie ma podstaw źródłowych. To czysty przypadek, że u nas pewne rozwiązania ustrojowe, które były powszechne co najmniej w całej Europie Środkowej (a sporą część da się zidentyfikować wszędzie, od Atlantyku po Ural, albo i dalej…), nie zanikły w XVII wieku jak gdzie indziej, tylko trwały JEDNO stulecie dłużej.

3) Niemieckiej „V kolumny żyjącej wśród nas od wieków“, przez wzgląd na tytułowego Kopernika, to już wręcz – wstyd komentować…

4) „słowiańska Polska“ i „Polska żydowsko – niemiecka“ – taa…

5) rzekoma różność cywilizacyjna Polski od całej reszty świata – no właśnie…

No i tym sposobem – zdaje się, że po raz pierwszy popełniłem wpis, który w zasadzie w pierwszej kolejności powinien pójść na „Nowy Ekran“..? No cóż – i tak zapewne, podobnie jak wczoraj, ciekawsza dyskusja będzie przecież – tutaj…
--------------------------------------
[1]Acz nie zawsze i niekoniecznie - zależy to do pewnego stopnia od zastosowania – por. dość zgrabne ujęcie angielskiej Wikipedii jak chodzi zarówno o „zasadę kopernikańską“, jak i jej bardziej ogólne sformułowanie, które tu nas interesuje.

Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Technologie