Pruscy agenci (płatni, zachowały się pokwitowania…), którzy zmajstrowali antyrosyjską prowokację, znaną jako „konstytucja 3 maja“ – przezwali się, o czym każde dziecko wie, „patriotami“.
Od tej pory „patriotyzm polski“ to było stałe modus operandi pruskich, a potem niemieckich służb specjalnych, używane ilekroć tylko potrzebna była ruchawka nad Wisłą. Bo, na ten przykład – można było dzięki takiej ruchawce uniknąć wojny na dwa fronty (pomysł sprawdził się doskonale i w 1870 i w 1939…).
Rosjanie jednak też nie w ciemię bici. Już w 1914 roku wpadli na koncepcję, że da się ten sam „patriotyzm polski“ także i przeciw Niemcom użyć. Co wprowadził w życie Stalin w 1945 – tyle, że przesadził, bo eksperyment ustrojowy, który jednocześnie narzucił Polakom (choć sam przecież, podobno dostrzegł, iż Polsce socjalizm pasuje jak krowie siodło…), był tak absurdalny i tak nieludzki – że żadne antyniemieckie resentymenty nie mogły się ostać wobec perspektywy lepszego życia w „Reichu“.
Stąd – mamy obecnie „sztamę“ z Niemcami, a w pewnym sensie „oficjalna“ partia przyjaciół Niemiec – zamiast „patriotyzmu polskiego“, propaguje „pragmatyczny, umiarkowany euroentuzjazm“ (co jest, wedle starej, dobrej i zgubnej metody płk Józefa Becka – taką współczesną odmianą „balansowania na dwóch krzesłach“, względnie, po staropolsku – „palenia diabłu ogarka“, gdy zapala się Bogu świeczkę: o to chodzi, żeby zarobić, a się nie narobić, czyli – wydoić Jewrosojuz, nie pchając się w pierwszej kolejności pod gilotynę euro, jak durni Grecy czy inni Włosi…).

Prawdziwy, choć nie tylko mimowolny, a wręcz - "przeciw-wolny" sprawca obecnego polsko - niemieckiego pojednania...
Nic dziwnego, że niemiecki mocodawca, zirytowany tym nazbyt ostentacyjnym oportunizmem – wyciąga jak Dyabła z pudełka Palikota. Widać zresztą, co tak naprawdę przeraża obecnie rządzącą ekipę. Bynajmniej nie PiS (który na tej awanturze NIE MOŻE NIE SKORZYSTAĆ). I nie zdrowy rozsądek „milczącej większości“, dla której toczące się od kilku miesięcy debaty o „prawach odmieńców“ – w najlepszym razie wyglądają jak kabaret czy jakaś inna szopka.
Skoro rząd z całą powagą niczym więcej się nie zajmuje od tylu miesięcy, jak tylko kwestią „związków partnerskich“, „zmiany płci“, „zapłodnienia in vitro“ i temu podobnych pierdół – znakiem tego: Tusk boi się nie kogo innego, a właśnie – Palikota. Który spokojnie mógłby go zastąpić w roli „ukochanej duszeńki“ (jak to zwykł pan Michalkiewicz pisywać…).
Ponieważ nie wypada podejrzewać Ukochanego Premiera Wszystkich Polaków o głupotę – należy założyć, że Tusk wie, czego się boi i ma po temu dobre powody. Jedyny wyobrażalny rozsądny powód, dla którego Tusk miałby się bać Palikota – to ten właśnie, że Palikot, jako zdeklarowany zwolennik jewropiejskiego sojuza, może zostać przez „służby tajne, jawne i dwupłciowej“ Wysokiego Protektora – namaszczony na nowego wodza tubylców nad Wisłą.
W ostatecznym rachunku może dojść do nowej polaryzacji polskiej sceny politycznej. PO, które okazało się „nazbyt oportunistyczne“, „zbyt eurorealistyczne“ – zniknie, a jego miejsce zajmie bardziej wobec Brukseli (a raczej – Berlina…) entuzjastyczny Palikot, wymieniając się u władzy z narodowo – socjalistycznym PiS-em, któremu jednak jego zoologiczna anty-rosyjskość nigdy nie pozwoli urwać się z niemieckiej smyczy.
Tak, w każdym razie, zdają się planować służby niemieckie – wnosząc z tego, co się dzieje i o czym się wśród nadwiślańskich tubylców rozprawia…
Co mogą planować służby rosyjskie..? Służby rosyjskie mogą, po staremu – obstawić „patriotyzm polski“. W wersji ortodoksyjnie narodowej, a nawet – narodowo – katolickiej.
Jeśli mam rację, to pomiędzy służbami niemieckimi, a służbami rosyjskimi – powinna toczyć się walka o kontrolę nad istniejącym wciąż raczej jako byt potencjalny „ruchem narodowym“.
W interesie Niemców jest zniszczenie tego ruchu i zagospodarowanie jego elektoratu przez antyrosyjski PiS. W interesie Rosjan jest – rozbicie PiS-u i budowa własnej, wielkiej, zdolnej do sprawowania rządów w Polsce „partii narodowej“.
Jeśli są jeszcze w Polsce naiwniacy, którzy wzorem Leszka Millera, przewerbowali się kiedyś na służbę dla CIA i wciąż śnią „amerykański sen“ – to radzę im się obudzić: nad Potomakiem Polska nikogo już nie obchodzi – o ile kiedykolwiek kogoś obchodziła szczerze…
Można się zastanawiać, co jest lepsze: gdy u władzy wymieniają się dwie partie kontrolowane przez tego samego mocodawcę (jak obecnie PO i PiS, czy – po ewentualnej podmiance – PiS z Palikotem…), czy też – dwie partie konrolowane przez dwóch różnych mocodawców (Palikot vs „ruch narodowy“..?).
Nie po to jednak zagłębiłem się w świat polskiej polityki, czego przecież nie robię na co dzień – żeby oddawać się na koniec tak trywialnym i tak mało wnoszącym rozważaniom.
Tak naprawdę, chciałem Państwu uprzytomnić, że PRAKTYCZNIE NIEMOŻLIWYM jest istnienie obecnie w Polsce znaczącego i zdolnego do faktycznego przejęcia władzy ruchu politycznego, który nie byłby – W TAKI, CZY W INNY SPOSÓB – kontrolowany z zagranicy.
Właśnie dlatego – zajmowanie się na codzień i na poważnie polityką polską – nie ma sensu!
Zalecam, jak chodzi o politykę polską – niedziałanie. Co to oznacza w praktyce? W praktyce oznacza to, że nie ma większego znaczenia, kto jaką partię popiera i w jakiej tkwi klice. Jeśli chce być przydatny Polsce i pożyteczny swoim rodakom – powinien wszędzie i na każdym stanowisku politycznym – robić to samo. Powinien – jak za okupacji – uprawiać „mały sabotaż“.
To akurat naszym politykom i biurokratom wychodzi na ogół samo z siebie, nawet starać się nie muszą. Ale chętnie widziałbym w ich lenistwie, tumiwisizmie i niekompetencji – maleńką ociupinkę ideowości. Naprawdę – niewiele potrzeba!
Ot – legislacje płynące z Brukseli, z zasady wewnętrznie sprzeczne (przy takiej sraczce legislacyjnej – inaczej być nie może…) – sabotować już na szczeblu centralnym, nim to się rozlezie po gminach. Dlaczego to nasz Pan Wójt ma ryzykować własną dupą i NIEWYKONYWAĆ tej lub innej dyrektywy (której przecież i tak wykonać się NIE DA – bo jest niewspółwykonalna z setką innych dyrektyw…)? A nie może ta dyrektywa utknąć gdzieś na etapie tłumaczenia, lub zgoła – zgubić się w stercie papierzysk..?
Oczywiście – wszyscy wiemy, że umowna „Bruksela“ to bardzo wygodny pretekst, pozwalający na ukrycie dowolnej indolencji i dowolnej względem poddanych złośliwości. Postąpiłbym skrajnie idealistycznie i naiwnie – faktycznie wierząc w dobrą wolę polityków i biurokratów.
Skądinąd – kafkowska pozorność, teatralność, idiotyzm wreszcie – spraw którymi się zajmują – niejednemu z nich musi w skrytości ducha dokuczać. Też są ludźmi! Uwikłanymi, słabymi, zależnymi – ale: ludźmi. Na kamieniu się politycy i biurokraci nie rodzą – tylko z łona niewiasty wyszli. Mają rodziny, przyjaciół, hobby, życie prywatne – i co: naprawdę nie dostrzegają, że to już wszystko – jeno dekoracja..?
Jedyny praktyczny patriotyzm, jedyny patriotyzm który obecnie ma sens – to walka z głupotą. Na niepodległość (bez ruiny, wojny i totalnego Mad Max-a!) – i tak nie ma szans. Co to zresztą byłby za sukces – gdyby owa „niepodległość“ miała oznaczać, że ci sami politycy i biurokraci, dalej robią swoje, a tylko – nie używają już „Brukseli“ jako listka figowego, kryjącego ich głupotę i złośliwość..?
W myśl zatem mickiewiczowskiej zasady: „każdy dusi swego“ – lepiej porzucić geopolityczne mrzonki i złudne nadzieje – a skupić się na tym, co by w otaczającym nas ze wszystkich stron morzu głupoty – jakieś wysepki, tratwy chociaż – zdrowego rozsądu wywalczyć sobie. Inaczej będzie KAŻDY patriotyzm – niczym więcej, jak tylko opaską na oczy w kolorze biało – czerwonym. Tak samo, jak każda inna opaska – powodującym ślepotę i dezorientację!
Oryginalnie, ten tekst publikowany był tutaj.
bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka