Jacek Kobus Jacek Kobus
454
BLOG

Rolnictwo przyszłości, czyli: weganie to imbecyle

Jacek Kobus Jacek Kobus Gospodarka Obserwuj notkę 0

Nie miałbym czym Państwa zabawiać, gdyby nie oczywisty kretynizm naszych wrogów. Tym razem, niejaki „FidoWege“ popisał się stwierdzeniem, cytuję:nie nosimy syntetyków...eko znaczy naturalne z roślin które nadaja się na tworzenie tkanin. Syntetyki to raczej tacy jak ty noszą, ponieważ ochrona środowiska jest tobie obca. A śmiem tak twierdzić ponieważ zgadzasz się na przemysłową hodowlę zwierząt, co przyczynia się w największym stopniu do degradacji środowiska. Ciekawe czy jako ten wszystko wiedzący, nie tylko o koniach ale i polityk i dziennikarz, znasz najnowsze dane i to instytutów nie zależnych od jak to pieszczotliwie nazywasz ekofaszystów. 

Paradoksem jest to, że wszyscy eko-oszołomy bardziej dbają o przyszłość waszych dzieci i wnuków niż wy sami. Czepiacie się każdego słowa, obrażacie, manipulujecie zachowujecie się na zasadzie, wazne, że ja, tu i teraz inne pokolenia niech się martwią później co z tym bagnem zrobić które po sobie zostawicie. 

W zasadzie, rozprawiłem się z jawnym idiotyzmem tego dziwnego stwierdzenia wieki temu – starczy sobie przypomnieć, co też od razu zrobiłem. Po namyśle jednak, dochodzę do wniosku, że jednak po drodze dowiedziałem się kilku nowych rzeczy, warto zatem temat zrekapitulować ponownie. 

Jak więc może wyglądać rolnictwo w (stosunkowo nieodległej, bo sięgającej 30, może 40 lat) przyszłości..? 

Wersja optymistyczna, lub też – jak kto woli „optymistyczna“ – jest taka, że go nie będzie w ogóle. Bo nie będzie potrzebne. Zapewne będziemy do tego dochodzić stopniowo, pokonując różne etapy przejściowe: na początek może zaniknąć „produkcja zwierzęca“, gdy mięso i inne produkty odzwierzęce zostaną zastąpione przez „drukarki 3D“, względnie – tkanki wyhodowane metodą in vitro. Jednocześnie drastycznie skurczy się obszar upraw – w miarę jak rośliny „tradycyjne“, będą wypierane przez o wiele wydajniejsze uprawy GMO. 

Ale i te czeka rychły kres, jako niepotrzebne. Po co bawić się w sadzenie i zbieranie czegokolwiek – skoro można sobie „wydrukować“ od razu gotowy produkt finalny, w postaci czy to sałatki do zjedzenia, czy to – gaci do ubrania..? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby „drukarki 3D“ produkowały także śrubokręty, żarówki, telewizory, komputery i… nowe „drukarki 3D“. Wszystko – co tylko zechcecie! 

Ostatecznym etapem tej ewolucji jest „drukarka 3D“ w każdym domu (w każdym szanującym się domu…). Zasilana tylko różnymi rodzajami „atramentów“, produkowanych w sterylnie czystych laboratoriach gdzieś w południowych Chinach (mniejsza o to, z czego będą te „atramenty“ robione – acz, przy niedoborach pewnych substancji, o których to niedoborach zaraz opowiem, różnie to może wyglądać…: zielonego atramentu, w każdym razie – nie radziłbym tykać..!). 

W popularnym serialu sf "drukarka 3D" występuje pod nazwą "asgardzkiego rdzenia". Ale to właśnie - dokładnie ten gadżet... 

Całe „gotowanie“, a też i całe „zakupy“ w przyszłości – ograniczą się do ściągnięcia z sieci odpowiedniego programu dla domowej „drukarki 3D“ – i załadowaniu odpowiedniego „atramentu“. Zapewne, w warunkach domowych utrudnione będzie produkowanie obiektów większych gabarytowo, takich jak samochody na przykład (zresztą – jest oczywiście pewnym problemem, jak zrobić w ten sposób złożony obiekt, posiadający części ruchome – wierzę jednak głęboko, że i ta trudność ma charakter jedynie przejściowy…). 

Poza tym – dla bogatych snobów oraz waryatów różnej proweniencji – naturalnie pozostanie jakiś śladowy sektor „organic food“, serwowanych w drogich restauracjach, ewentualnie – rozprowadzanych przez luksusowe butiki. 

Kto wie zresztą? Być może dzieci pana FidoWege doprowadzą do penalizacji tak obrzydliwie elitarnych i obrzydliwie naturalnych gustów? Wówczas, za uprawianie ogródka grozić będzie przymusowa reedukacja (przecież kopiąc w ziemi – masowo morduje się dżdżownice!), a za recydywę – psychuszka. Bogacze sobie poradzą – jak zwykle: w Chinach… 

O bezrobocie specjalnie się nie martwię. Co prawda, nie będą już potrzebni rolnicy, ani robotnicy w fabrykach, ani inżynierowie czy programiści (komputery kolejnej generacji będą się już same programować – i same będą budować coraz to zmyślniejsze komputery generacji potomnych…) – wierzę jednak głęboko, że nigdy nie ustanie zapotrzebowanie na sprzątaczy, czyścicieli rynsztoków i kanałów burzowych, konduktorów, ochroniarzy, niańki, prostytuki i prostytutków (choć tu – masowy dostęp do „seksu w przestrzeni wirtualnej 3D“ – może jednak tego rodzaju usługom zadać cios: ostatni – bo po tym większość ludzkości szczęśliwie przestanie się rozmnażać i na świecie zostaną tylko amisze i staroobrzędowcy, którzy i tak z płatnej miłości nie korzystają…). Tego rodzaju czynności manualne trudno jest zautomatyzować – a przy dużej podaży gdzie indziej niepotrzebnej, taniej siły roboczej – nie będzie też i do tego bodźca. 

Tkaniny naturalne? Wolne żarty! Zresztą – kto zauważy różnicę, jeśli produkt z „drukarki 3D“ (wcześniej, na poprzednim etapie, przemysł włókienniczy może zostać zastąpiony przez hodowle genetycznie zmodyfikowanych bakterii: które też będą z jakiejś organicznej papki wytwarzać jedwabie, brokaty, muśliny – i co tylko chcecie…), NICZYM nie różni się, od produktu „naturalnego“? 

Pożądanie „naturalności“, czy też „produktów organicznych“ – będzie wówczas tym samym, czym dzisiaj jest pasja kolekcjonowania samych tylko oryginałów dawnych mistrzów: przejawem snobizmu, a nie – życiowej potrzeby. Stąd: możliwość, a nawet – duże prawdopodobieństwo – penalizacji tak aspołecznej pasji. 

Powiedzmy to sobie szczerze i otwarcie: pomysł, że można mieć „naturalny len“, „naturalną bawełnę“ – BEZ PRODUKCJI ZWIERZĘCEJ – to sen pijanego idioty, rojenia imbecyla, jawny i oczywisty dowód totalnego kretynizmu. 

Albo – albo. Albo rezygnujemy z „naturalnego“ rolnictwa całkowicie – albo, jeśli mają być tkaniny pozyskane z roślin, to te rośliny – czymś trzeba nawozić i jakoś uprawiać. 

Wszyscy znamy durne wyliczenia, iluż to ludzi można by dodatkowo wyżywić, gdyby zamiast karmić krowy – wszędzie posiać soję. Albo kartofle. 

Otóż: jest to kompletna bzdura! Każdego, kto mi będzie jeszcze raz z takimi tekstami wyjeżdżał – nazwę z punktu imbecylem i nie będę się z nim w żadne dyskusje wdawał. 

Soja czy kartofle mogą sobie rosnąć i karmić ludzi – jeśli są nawożone. Bez nawożenia, ich uprawa skończy się po kilku latach kompletną katastrofą. Nawozić zaś można tylko na dwa sposoby. Albo używając ciężkiej chemii – albotrzymając odpowiednią liczbę zwierząt, które wyprodukują nawóz organiczny.[1] Koniec dyskusji. 

Model rolnictwa przyszłości, który w kilku słowach opisałem powyżej – a więc: model całkowitej likwidacji rolnictwa – to jest akurat najbliżej tego, co się weganom roi. Bo rzeczywiście – w tym modelu żadne zwierzęta nie muszą być ani hodowane, ani zabijane – a większość naszej planety porośnie z powrotem „pierwotna puszcza“[2] 

Nic to jednak nie ma wspólnego z „naturalnością“, „organicznością“, czy też – zmiłuj się Panie Boże – z tzw. „ekologią“. 

No i są tu dwie pułapki. 

Pułapka pierwsza – ten model: czyli model optymistyczny, względnie „optymistyczny“ – zakłada ciągłość nieograniczonego dostępu do taniej i uniwersalnej w zastosowaniach energii. Możemy się tego realnie spodziewać..? 

Pułapka druga – odstąpienie od „tradycyjnego“ rolnictwa i całkowite przejście na „drukarki 3D“ (a wcześniej: na uprawy roślin GMO, uprawy hydroponiczne, produkty zmodyfikowanych genetycznie bakterii, itp.) wiąże się z nieznanymi ryzykami. Których to ryzyk PRAWIE NA PEWNO – nikt nie przebada należycie, nim krok taki (o ile będzie – z uwagi na dostępność energii – możliwy…) zostanie wykonany. 

Tymczasem, niczego nie świadoma, Lepsza Połowa założyła w minioną sobotę własną "uprawę hydroponiczną"... 

Skąd mam (prawie) pewność, że ryzyka te nie zostaną należycie przebadane? 

A stąd, że nauka JUŻ uległa porażeniu „bombą megabitową“. Czyli, innymi słowy: ogrom „informacji naukowych“, którymi dysponujemy  - przekracza nasze możliwości rozeznania wśród tej obfitości. Owe coraz to zmyślniejsze komputery, które będą płodziły następne komputery, jeszcze zmyślniejsze – mogą nam co bardziej katastrofalne skutki tego stanu rzeczy nieco oddalić w czasie – ale też sobie z tym nie poradzą. Ponieważ problem „bomby megabitowej“ jest w ogólności – nierozwiązywalny w ramach fizyki naszego Wszechświata. 

Techniki, będące implementacją tych lub owych informacji z zasobu „wiedzy naukowej“ – będą, w miarę upływu czasu, coraz to bardziej przypadkowe. Już obecnie, widać wyraźnie trend, że wprowadzać w praktykę próbuje się w pierwszej kolejności te informacje, które obiecują jak najwięcej, możliwie jak najszybszych zysków. Nie byłoby w tym nic dziwnego czy nagannego, gdyby nie fakt – że coraz trudniej jest nam rozsądnie przewidywać: KTÓRE spośród możliwych technik – rzeczywiście zysk przyniosą? 

Tymczasem rozstrzygnięcie dylematu, czy „drukarki 3D“ są rzeczywiście nieszkodliwe, czy jednak nie do końca – wymagałoby albo doświadczenia trwającego wiele pokoleń (na to nikt nie pójdzie – a dzieci FidoWege, penalizując przydomowe ogródki, kurniki, chlewiki i obórki – kompletnie możliwość przeprowadzenia takiego eksperymentu uniemożliwią) – albo też: użycia jakichś technik, które prawdopodobnie NIE ZOSTANĄ WDROŻONE, bo będzie to – pozornie przynajmniej – nieopłacalne. Albo też – nikt nie zauważy, że takimi technikami dysponować możemy… 

Wersja pesymistyczna – względnie „pesymistyczna“, zależy jak kto na to patrzy – jest zgoła inna. Bynajmniej wcale nie musi nam grozić głód, zapaść i postapokaliptyczna sceneria rodem z „Mad Maxa“. Przyrost liczby ludności na naszej planecie wyraźnie wyhamowuje. Ósmy miliard osiągniemy o wiele później, niż to zakładano jeszcze kilkanaście lat temu. Czy kiedykolwiek będzie nas więcej niż dziesięć miliardów? 

Nawet piętnaście miliardów – to bynajmniej jeszcze nic, co by miało nas wprawiać w „bojaźń i drżenie“. NIE DOSZLIŚMY do kresu możliwości, jak chodzi o wzrost wydajności „rolnictwa tradycyjnego“, czyli opartego na takim płodozmianie, który został opracowany w wieku XVIII w Anglii i Holandii – nim owo „rolnictwo tradycyjne“ zostało zastąpione energochłonnym, opartym na konsumpcji węglowodorów „rolnictwem zmechanizowanym“. 

Jeśli zatem, czy to na skutek wzrostu cen nośników energii, czy to na skutek – świadomej decyzji podjętej przynajmniej przez część populacji w obliczu nieznanych ryzyk wiążących się z dalszym „postępem“ – będziemy przymuszeni, lub też zdecydujemy się na „zorganizowany odwrót“ – to wcale NIE MUSI to być odwrót „w ruiny i zgliszcza“

Tyle tylko, że w żadnym razie – nie będzie to też „odwrót“ do „wegańskiego raju“, ponieważ całkiem po prostu – NIE JEST MOŻLIWE „rolnictwo tradycyjne“, bez „produkcji zwierzęcej“, dotrzymującej kroku „produkcji roślinnej“. 

Rolnicy, używając tylko i wyłącznie takich narzędzi i takich technik, które znane były już w końcu XIX, czy na początku XX wieku – o czym przecież dyskutowaliśmy wieki temu – spokojnie wyżywią całą obecną ludność Polski i wyprodukują nadwyżki, które mogą albo pójść na eksport, albo – utrzymać jeszcze większą populację. 

Oczywiście, wiąże się to z kosztami: pracą na roli musiałoby się zająć nie 4 – 5% populacji, jak obecnie, a najmniej 25 – 30% (w roku 1913 była to ponad połowa „zawodowo czynnych“ – ale bierzmy poprawkę na dokonany przez ostatnie 100 lat postęp w jakości zwierząt i roślin…). I potrzebowalibyśmy nie 300 tysięcy, a 3 milionów koni (które, póki jeszcze będzie ropa do traktorów, byłyby zjadane – a potem: najpierw używane do pracy, a dopiero później – zjadane lub przerabiane…). 

Jeśli tak się NIE STANIE – to nie dlatego, że na pewno nie będzie takiej potrzeby – ani nie dlatego, że to niemożliwe – tylko dlatego, że ogromna większość istniejącej populacji będzie, jak najbardziej świadomie – wolała zdechnąć z głodu, niż wziąć się za widły i wrócić do przewracania gnoju. Ta psychologiczna bariera, oraz polityka gosudartstwa – to są jedyne czynniki, które istotnie mogą na nas sprowadzić Apokalipsę. 

Jest to zresztą, tak naprawdę, tylko i wyłącznie przypowieść – rodzaj historyjki z morałem, która z pewnością nie wydarzy się w życiu realnym. Jeśli ją Państwu opowiadam, i to w dodatku – po raz kolejny – to po to, aby tym dobitniej ukazać imbecylizm tytułowych wegan. 

Ich postawa jest skrajnie alogiczna i a-racjonalna. Tym samym – nigdy niczego konstruktywnego nie osiągną. 

Realny jest wybór. Albo kieruje nimi wstręt do „brudnych rolników“, „śmierdzącego gnoju“, „gumofilców“, „wieśniaków“ – i co tam jeszcze – i wówczas winni z podniesionym czołem opowiedzieć się po stronie wielkiego agrobiznesu. Nie ulega wątpliwości, że wielki agrobiznes za kilkadziesiąt lat wykończy „tradycyjnych rolników“ – i już nic, nigdzie, nikomu, nie będzie śmierdzieć. 

Albo też – kieruje nimi wstręt do „tego co nienaturalne“, chęć „powrotu do przyrody“: wówczas mogą się stać naszymi przyjaciółmi – o ile przyznają, że zbłądzili – i że ich durne rojenie o „świecie bez drutów kolczastych i zagród“ – to tylko rojenie i nic więcej. Nie można mieć bowiem JEDNOCZEŚNIE „organicznego rolnictwa“ – i braku „produkcji zwierzęcej“

Czystą hipokryzją, lub czystym samouszstwem i samouwielbieniem jest twierdzenie wegan, że „to oni myślą o przyszłości planety“. Gówno tam myślą! Te bezmózgie ameby, zatrzymane na etapie życia płodowego jak chodzi o rozwój intelektualny i emocjonalny – miałyby myśleć..? 

Tekst powyższy opublikowałem po raz pierwszy w marcu tego roku. Wywołał ożywioną dyskusję, z którą można się zapoznać tutaj.


[1] I nie. Tzw. „nawóz zielony“ NIE rozwiązuje problemu. Gdyby dało się problem rozwiązać w tak prosty sposób – mielibyśmy płodozmian tysiące lat wcześniej, niżeśmy się go dorobili w rzeczywistości.
[2] To jest w rzeczywistości o wiele bardziej skomplikowane. Nikt z żyjących, ani nawet – nikt z tych, którzy mogli nam swoje obserwacje na piśmie przekazać w dawnych wiekach – „pierwotnej puszczy“ na oczy nie widział, botakie zjawisko, odkąd tylko człowiek panuje na tej planecie – NIGDZIE nie wystąpiło, o czym też pisałem.
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka