Czy zasada Salus animarum est suprema lex Ecclesiae nie wskazuje, że na tej konferencji trzeba było starać się dać sygnał, że chce się właśnie pomóc duszom ofiar, pomóc im, aby na stałe nie odeszły od Kościoła, zamiast bronić korporacyjnego i często ziemskiego ducha instytucji? A tak się niestety stało. Zwyciężyła korporacyjna perspektywa zawodowa.
Mój znajomy, z którym dość mocno różnimy się poglądami - i który spiera się ze mną po moich wypowiedziach przeciw deklaracjom wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja - zachęcił mnie do tego, abym przedstawił swoje stanowisko na temat konferencji prasowej przedstawicieli Episkopatu Polski, która dotyczyła pedofilii. Problem jest oczywiście bardzo szeroki i nie wiem czy wyczerpię wszystkie jego aspekty w jednym wpisie, ale jeśli nie -podzielę go na dwie części. A teraz do rzeczy.
Zacznę od pewnej anegdoty. Kilka dni temu byłem na rekolekcjach zamkniętych. Grono ludzi to inteligenci, świadomi katolicy, ludzie wykształceni. Ortodoksyjni, a nie chadzający po obrzeżach ortodoksji. W przerwach między poszczególnymi konferencjami rozmawialiśmy miedzy sobą o problemach polskiego Kościoła. Także o problemach z polskimi księżmi.
Byłem zaskoczony, bo w zasadzie ze wszystkich tych rozmów wynikały dwa – dość proste - wnioski. Pierwszy jest taki, że większość księży w Polsce jest jednak oderwana od społecznej rzeczywistości. Drugi wniosek jest taki, że przez ostatnie 30 lat chyba szybciej rósł stopień wykształcenia wiernych niż ich duszpasterzy. Oczywiście. Nie można uogólniać. Ale też nie można o tych opiniach nie mówić, jeśli mówią o tym świadomi, wykształceni i zaangażowani wierni.
Otóż kiedy czytałem o konferencji prasowej przedstawicieli Episkopatu dotyczącej raportu o pedofilii w polskim Kościele, a zakładam, że cytaty były wierne, to właśnie miałem takie wrażenie. Miałem wrażenie kompletnego oderwania od rzeczywistości tych przedstawicieli Episkopatu, którzy – może z wyjątkiem arcybiskupa Polaka – się tam wypowiadali.
Nie będę odnosił się do wszystkich cytatów. Skupię się tylko na dwóch. Przykład pierwszy. Arcybiskup Stanisław Gądecki powiedział między innymi tak:
"Do tej pory przyzwyczailiśmy się do tego hasła ukutego ideologicznie mianowicie: pedofilia w Kościele. To hasło dość zręcznie dobrane miało w sumie z jednej strony wskazać na problem, który istnieje, z drugiej zaś strony poderwać też autorytet Kościoła i doprowadzić do tego, żeby zaufanie wiernych w ogóle do instytucji Kościoła zostało zniszczone." (https://www.tvp.info/41743632/episkopat-publikuje-dane-na-temat-pedofilii-w-polskim-kosciele).
No to w sprawie niszczenie autorytetu Kościoła dwie uwagi. Uwaga pierwsza jest taka, że już ładnych kilkanaście lat temu skończyły się w Polsce, tak bym to nazwał, „autorytety instytucjonalne”. Burmistrz nie ma autorytetu tylko z tego powodu, że jest burmistrzem, lekarz nie ma autorytetu tylko z tego powodu, że jest lekarzem, adwokat nie ma autorytetu tylko z tego powodu, że jest adwokatem. Jeśli cieszą się oni autorytetem, to cieszą się nim dlatego, że swoją pracą i sposobem wykonywania swojego zawodu na ten autorytet zasłużyli. To dziś rozumie chyba każdy lekarz, a z całą pewnością rozumie to każdy samorządowy polityk. Wiem to, bo się z nimi spotykam i o tym rozmawiam. Rozmawiam też z księżmi w moim okręgu wyborczym. I tutaj też wielu rozumie, że autorytet będą mieli wtedy, kiedy sobie go wypracują, a nie będą go mieli tylko dlatego, że są księżmi. Jeśli – w przypadku ich „zawodu” będą przykładnymi chrześcijanami. Będą po prostu święci.
I tu uwaga istotna. W moim okręgu wyborczym rozumie to znacznie mniej księży niż samorządowców. Samorządowcy rozumieją to wszyscy, a księża tylko niektórzy. Jak widać do tej grupy, należy chyba także mój ordynariusz, Ksiądz Arcybiskup Gądecki. Otóż autorytet Kościoła w dzisiejszych czasach można zbudować choćby przez to, w jaki sposób wiarygodnie przedstawi się opinii publicznej ten problem. Problem pedofilii. Utyskiwanie zaś, że sama konieczność jego przedstawienia i rozmowa o tej sprawie sama w sobie jest już atakiem na Kościół. jest po prostu świadectwem życia w jakiejś równoległej rzeczywistości.
Oczywiście, zgadzam się, że są środowiska którym zależy na poderwanie autorytetu Kościoła. Tylko, że podrywać ten autorytet można wtedy, kiedy próbuje się oskarżać kogoś, kto może być niewinny. Takim przypadkiem jest choćby budzący wiele wątpliwości na świecie proces australijskiego kardynała George'a Pella. Tymczasem tutaj Episkopat sam przedstawił uznane za faktyczne i udowodnione przypadki pedofilii. A więc powiedzmy sobie jasno: to ci, którzy się takiej zbrodni dopuścili uderzają wprost w autorytet Kościoła, a nie ci, którzy o tym mówią. Bo wszyscy ci, którzy mówią o przypadkach udowodnionych, nawet jeśli mówią ze złą intencją, mają po prostu do tego pełne prawo. To jest właśnie to kompletne oderwanie od rzeczywistości, o którym rozmawialiśmy podczas naszych rekolekcji.
Kwestia następna na kanwie tej wypowiedzi. Bardzo wielu obrońców Kościoła mówi, że niech także inne grupy społeczne, a nie tylko księża, zajmą się pedofilią we własnych szeregach. Oczywiście. Każda grupa społeczna powinna z tą zbrodnią walczyć. Jest jednak pewna istotna różnica, dlaczego Kościół powinien to robić w sposób szczególny. Otóż księża są – nazwijmy to w ten sposób – specjalistami od moralności. A więc rzeczą szczególnie drastyczną jest, gdy tą moralność w sposób dramatyczny naruszają. Bo wtedy zachowują się jak lekarz, który zamiast leczyć morduje, jak adwokat, który zamiast bronić swojego klienta, robi wszystko, aby ten dostał jak najwyższy wyrok. Takie sytuacje są szczególnie godne potępienia. I właśnie dlatego - nawet jeśli inne grupy społeczne też dopuszczają się tego odrażającego przestępstwa - to Kościół hierarchiczny musi z nim walczyć w sposób szczególny stanowczy. Czy tak jest? Otóż powątpiewam.
Tu sięgam po drugi cytat. Arcybiskup Marek Jędraszewski na tej samej konferencji prasowej powiedział: "Kiedy nazizm hitlerowski walczył z Żydami stosował wobec nich "zero tolerancji" w wyniku czego powstał Holokaust. Kiedy w systemie bolszewickim stosowano zero tolerancji wobec wrogów ludu, doszło do kolejnej masakry, w skali liczącej dziesiątki a może nawet setki milionów ludzi. Natomiast Kościół musi być nieskazitelnie stanowczy w piętnowaniu zła, w walce ze złem. Ale musi także, zgodnie z tym czego uczył Pan Jezus, wzywać do nawrócenia, pokuty i okazywać miłosierdzie sprawcom, jeśli oni chcą rzeczywiście podjąć nowe życie, szczerze żałują i dążą do wewnętrznego nawrócenia" (http://www.tvn24.pl)
Otóż muszę powiedzieć, że jest to wypowiedź w ustach profesora filozofii – a takim jest arcybiskup Jędraszewski – delikatnie mówiąc - zaskakująca. Odwołam się znów do przykładu. Jestem przeciwny, angażowaniu się księży w politykę. Zwłaszcza w politykę partyjną. Drażnią mnie pielgrzymki parlamentarzystów do Torunia i cała ta ostentacja. Uznaje tylko jedną sytuację, kiedy Kościół ma obowiązek wtrącić się w politykę. Jest to sytuacja, kiedy jakaś osoba, bądź akt prawny, wprost stoi w kolizji z nauczaniem Kościoła. Wtedy Kościół ma nie tylko prawo, ale i obowiązek, głośno o tym mówić. Tu znów przykład z mojego okręgu wyborczego. W żadnej z moich gmin, w ostatnich wyborach, żaden kandydat nie stawiał w swoim programie kwestii związków homoseksualnych, in vitro, zakazu niedzielnego handlu czy tym podobnych rzeczy. A jednak – w kilku przypadkach - księża mojego okręgu wyborczego wprost wspierali konkretnych kandydatów. Czyniąc to ze szkodą dla autorytetu Kościoła. Wtrącając się w obszarach, w które wtrącać się nie powinni.
Dlaczego o tym mówię na kanwie wypowiedzieli arcybiskupa Jędraszewskiego? Bo kiedy w rozmowach zwracałem na to uwagę, to spotykałem się z argumentem: jak to nam nie wolno? Przecież też jesteśmy obywatelami! To prawda, księża też są obywatelami, ale skoro tak to – jak każdy obywatel - mają obowiązek donosić o przestępstwie, którym ponad wszelka wątpliwość jest pedofilia. Czy donosili? W nielicznych przypadkach pewnie tak, ale w większości sytuacji zwyciężyła korporacyjna logika zamiatania pod dywan. Jeśli twierdzimy, że jako obywatele mamy prawo włączyć się w kampanię wyborczą, to jako obywatele mamy też obowiązek – mówię cały czas o księżach – donosić o przestępstwach, o których wiemy, a jeśli tego nie robimy, to sami podlegamy pod konkretne przepisy kodeksu karnego. Dlaczego zdziwiła mnie wypowiedź arcybiskupa Jędraszewskiego?
Bo arcybiskup Marek Jędraszewski, profesor filozofii, po prostu myli porządki. Miłosierdzie dla sprawców, ale dopiero po spełnieniu wszystkich warunków dobrej spowiedzi i po miłosierdziu dla ofiar, jest wydarzeniem w porządku duchowym, w porządku sakramentalnym. A przecież i tu wiemy, że istnieje instytucja kary za grzechy już odpuszczone. Inaczej nie było by przecież odpustów. Natomiast w porządku ziemskim, obywatelskim, istnieje kodeks karny i sprawiedliwość, którą wymierzają niezawisłe sądy. Nie może więc być tak, że jak się wtrącamy w politykę – my duchowni – to mamy prawa obywatelskie, a jak mamy donieść, że wiemy o przestępstwie we własnych szeregach, to już tymi obywatelami nie jesteśmy. Tego typu postawienie sprawy jest jednak dowodem na jakiś głęboki i zdeformowane korporacjonizm.
Na koniec dwie uwagi. Pierwsza taka, iż konferencję tę można podsumować jako podjęcie się fałszywej obrony instytucji i patrzenie z jej perspektywy, a nie z perspektywy ofiar, które nie tylko przeszły dramatyczne przeżycia, ale - pozostając w porządku duchowym – mogą pewnie na trwale, odejść od Kościoła, a w ten sposób narazić swoją duszę. Czy zasada Salus animarum est suprema lex Ecclesiae nie wskazuje, że na tej konferencji trzeba było starać się dać sygnał, że chce się właśnie pomóc duszom ofiar, pomóc im, aby na stałe nie odeszły od Kościoła, zamiast bronić korporacyjnego i często ziemskiego ducha instytucji? A tak się niestety stało. Zwyciężyła korporacyjna perspektywa zawodowa.
I kwestia ostatnia. Właśnie tego oderwania od rzeczywistości. Otóż mówienie w tym przypadku o totalitaryzmach jest jakimś nieporozumieniem. Jest właśnie dowodem na oderwanie od rzeczywistości. To mógł mówić na przykład prymas Wyszyński, gdy zmagał się z totalitarnym ustrojem komunistycznym, kiedy arcybiskup Jędraszewski był młodym klerykiem. Dziś arcybiskup Jędraszewski po prostu to powtarza, jakby nie zauważając, że za trzy miesiące obchodzimy trzydziestą rocznicę upadku ostatniego u nas systemu totalitarnego.
O zasadzie „zero tolerancji” mówił wielokrotnie arcybiskup Wojciech Polak. Do zasady „zero tolerancji” wzywa przecież papież Franciszek. Czy arcybiskup Jędraszewski jego też nazwie totalitarystą?
Jutro napiszę o tym, jak moim zdaniem to oderwanie się od rzeczywistości można by zmienić.
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna
http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl
www.facebook.com/flibicki
Inne tematy w dziale Społeczeństwo