Pisanie o przeszłości rodziców jest dla mnie – jeszcze raz powtarzam – przekroczeniem granic dziennikarstwa i przesunięciem się do sfery po prostu partyjnego pałkarstwa, na prostej zasadzie dojedźmy ich bo są z Platformy.
Od rana w mediach Gazety Polskiej prezentowany jest artykuł na temat przeszłości ojca posłanki Kingi Gajewskiej i jednocześnie teścia wiceministra Arkadiusza Myrchy.
Nie wchodząc w szczegóły, autorzy piszą, że był skazany za poważne przestępstwo. Nie wiem, jakie jeszcze zarzuty pojawiają się w tym artykule przeciw Myrchom, ale ten – trudno to nawet nazwać zarzutem – uważam za drastyczne złamanie etyki i standardów dziennikarskich.
Bo wszyscy dobrze wiedzą, że w cywilizacji europejskiej ludzie odpowiadają za własne czyny, a nie za cudze, nawet za czyny swoich rodziców. Sprawa Myrchów może budzić różne wątpliwości. Moje na przykład budzi w tym względzie, że z jednej strony jest przez nich deklarowane zameldowanie w Warszawie, a z drugiej strony pobierają dodatek mieszkaniowy dla posłów zamiejscowych.
To wymaga wyjaśnienia, ale pisanie o przeszłości rodziców jest dla mnie – jeszcze raz powtarzam – przekroczeniem granic dziennikarstwa i przesunięciem się do sfery po prostu partyjnego pałkarstwa, na prostej zasadzie dojedźmy ich bo są z Platformy.
Przyjmując takie postępowanie za standard, trzeba by było pytać o ojca Ryszarda Terleckiego, którego on sam zlustrował, albo o ojca zmarłego już dziennikarza Gazety Polskiej Antoniego Zambrowskiego, który był stalinowskim działaczem komunistycznym, a którego swego czasu – i ma do tego prawo – Tomasz Sakiewicz żegnał ze wzruszeniem. Abstrahując od tego, że młodość samego Antoniego Zambrowskiego też jakoś chwalebna nie była.
A jednak Gazeta Polska - i słusznie - tego nie robi. Czy dlatego, że Zambrowski i Terlecki to „my”, a Myrchowie to „oni”? To pytanie pozostawiam otwarte.
Inne tematy w dziale Kultura