Jeszcze słów parę o wyborach w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj jednak w innym kontekście.
Taka postawa musi mieć jednak jakieś granice. A u nas tych granic nie ma. Co mam na myśli?
To proste. Myślę tu o wypowiedzi Mariusza Błaszczaka, żeby w związku z tym, że Donald Trump wygrał wybory w Ameryce, to rząd Donalda Tuska powinien się podać do dymisji.
Otóż – mówi Błaszczak – były wicepremier i minister obrony Rzeczpospolitej - że to, kto będzie rządził w Polsce, zależy najzwyczajniej w świecie od wyniku wyborów w USA.
Te wszystkie oklaski PiS na sali sejmowej pod adresem Donalda Trumpa, te zachwyty Telewizji Republika, to nie są reakcje ludzi, którzy po prostu rozumieją, że ich bezpieczeństwo zależy od dużo silniejszego partnera. Że porównali sobie potencjały, wiedzą, że są mniejsi i po prostu przyjmują postawę adekwatną do różnicy tych potencjałów. To by każdy zrozumiał. Ale niezależnie od tej różnicy jest jeszcze jakaś godność i szacunek do samego siebie. Można wiedzieć, że jest się dużo mniejszym, a jednak domagać się partnerskiego traktowania.
Ani Mariusz Błaszczak i jego wypowiedź, ani podane przeze mnie przykłady o tym nie świadczą. Świadczą o tym, że obóz PiS ma wobec wyborów w Stanach Zjednoczonych po prostu mentalność mieszkańców amerykańskiego kondominium. Żeby było jasno i sprawiedliwie. Wielu w naszym obozie ma też często taką mentalność wobec Brukseli.
Komentarze
Pokaż komentarze (61)