Gdy kilka miesięcy temu – zapytałem mojego znajomego z Katowic, bliskiego Kościołowi jak tam nowy arcybiskup? Odpowiedział mi: nie rzuca się w oczy, normalny człowiek. Każdy, kto zna trochę polski świat klerykalny, zwłaszcza biskupi, wie, że powiedzenie o kimś „normalny człowiek” jest naprawdę bardzo dużym i rzadko formułowanym komplementem. To jest chyba nawet jeden z poważniejszych problemów polskiego Kościoła. Arcybiskup Adrian Galbas właśnie taki jest.
Był listopad 2012 roku. Żegnałem w Poznaniu zaprzyjaźnionego z moją rodziną od lat pallotyna, księdza Floriana Kniotka. Na pogrzebie przemawiał jego prowincjał – ksiądz Adrian Galbas. Od wczoraj – nowy metropolita warszawski.
Pamiętam z tego – nawet nie tyle przemówienia, ale po prostu kazania – trzy rzeczy. Po pierwsze – jak się zaczęło. Boisz się? Jej? Śmierci? – pytał kaznodzieja. Każdy się boi. Ksiądz Florian też się jej bał.
Po drugie. Mówił o jego zaangażowaniu w pomoc Solidarności. O tym, że mimo licznych zabiegów, SB go nie złamała. Że był niezłomny.
I po trzecie. Pamiętam, że kiedy mówił to kazanie, to w kościele można było usłyszeć przelatującą muchę. Potem – już na cmentarzu – jako przełożony księdza Floriana, dziękował moim rodzicom za prawie 40 lat przyjaźni (tutaj link do mojego pożegnania księdza Floriana, które 12 lat temu zamieściłem na tym blogu: https://www.salon24.pl/u/jflibicki/463914,ksiadz-florian)
Uderzyła mnie wtedy jego prostota. Naturalność. Normalność. Pamiętam, że opowiadał, iż pogrzeb był tak późno, bo współbracia czekali na jego powrót z Korei Południowej. Bo Korea - mówił - należy do naszej prowincji. I ma dużo powołań.
Parę lat później spotkałem mojego przyjaciela. Wiesz – powiedział mi – wszedłem do poznańskiej fary. Było kazanie. Nie pamiętam nazwiska kaznodziei, ale wszedłem i zostałem. Bo i ja i wszyscy pozostali zebrani, słuchali go po prostu z zapartym tchem. Nie wiem jak się nazywał kaznodzieja, ale pamiętam że miał na imię Adrian - powiedział. A nie nazywał się przypadkiem Adrian Galbas? - zapytałem. O tak, tak właśnie tak - odpowiedział.
Potem rozmawialiśmy w roku 2022 w Płocku na ingresie biskupa Szymona Stułkowskiego. Pamiętał mnie. I znowu było to samo wrażenie. Prostota, naturalność, otwartość.
Gdy został więc biskupem pomocniczym w Ełku to się zwyczajnie ucieszyłem. Może kiedyś będzie arcybiskupem poznańskim? - myślałem sobie. Przecież przez wiele lat był tutaj prowincjałem pallotynów, więc diecezję świetnie zna. Jak widać stało się inaczej.
Ujął mnie także czymś innym. Bo ledwo został biskupem pomocniczym w Ełku, to udał się także do wspólnoty, która korzystała i budowała swoją duchowość na mszy sprzed soboru. To także pokazywało otwartość. Zresztą – gdy kilka miesięcy temu – zapytałem mojego znajomego z Katowic, bliskiego Kościołowi jak tam nowy arcybiskup?, odpowiedział mi: nie rzuca się w oczy, normalny człowiek. Każdy, kto zna trochę polski świat klerykalny, zwłaszcza biskupi, wie, że powiedzenie o kimś „normalny człowiek” jest naprawdę bardzo dużym i rzadko formułowanym komplementem. To jest chyba nawet jeden z poważniejszych problemów polskiego Kościoła. Arcybiskup Adrian Galbas właśnie taki jest.
Wreszcie dwie ostatnie uwagi. Pierwsza, to odpowiedź na pytanie dlaczego jest normalny? I tu pomocą może być jego szefowanie komisji ds. świeckich Episkopatu. Ujmując to może trochę skomplikowanie, dziś poważnym wyzwaniem dla duchownych jest to, by z jednej strony nie być zbyt klerykalnym, być ludzkim, a z drugiej strony nie być księdzem – że tak powiem - zlaicyzowanym. Będąc kapłanem, umieć współpracować ze świeckimi. Bo przecież w dzisiejszych warunkach, spora część trudu ewangelizacji spoczywa na nich. I będzie na nich spoczywać tego trudu coraz więcej. Bo zwyczajnie, świeccy mogą dotrzeć ze swoim świadectwem chrześcijańskim tam, gdzie kapłanowi może być trudno, a może nawet będzie to niemożliwe. Nowy metropolita warszawski to rozumie.
I uwaga druga. Słuchałem kilku kazań arcybiskupa Galbasa. Nie tylko na żywo, ale także w internecie. I nie znalazłem w nich polityki. Ani patriotycznych frazesów. Ani jakiegoś intelektualnego grochu z kapustą, z którego wynikałoby, że Kościół to Polska, a Polska to Kościół. Ani mechanicznych cytatów z Jana Pawła II. To są wszystko bardzo głębokie, duchowe kazania.
I wreszcie na koniec. Ktoś mi opowiedział taką anegdotę. Że Warszawa tak długo czekała na nowego arcybiskupa, bo nie można się było dogadać. I w końcu papież Franciszek powiedział: jak się nie dogadacie, to prześlę wam zakonnika! No i przysłał zakonnika. Pallotyna. Dobrego zakonnika. Udało się w Warszawie! A nawet jej trochę zazdroszczę…
Inne tematy w dziale Społeczeństwo