Obserwacja wyborów w Mołdawi, 20 października 2024. Fot. Autor.
Obserwacja wyborów w Mołdawi, 20 października 2024. Fot. Autor.
Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
559
BLOG

Go West Moldova! Go West!

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 23
Jak się to wszystko skończy? Zobaczymy. Pierwsze wyniki cieszą. Miejmy nadzieję, że prezydent Sandu uda się utrzymać kurs proeuropejski i Mołdawia nie będzie kolejnym krajem, gdzie umocnią się rosyjskie wpływy. Aż chciałoby się zawołać: Go West Moldova! Go West!

Wczoraj, jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, byłem jednym z 300 międzynarodowych obserwatorów, obserwujących wybory prezydenckie i referendum konstytucyjne w Mołdawii. 

Najpierw trochę statystyki i uwag technicznych.

Odwiedziłem 1 lokal w momencie otwarcia lokali wyborczych, 6 lokali w ciągu dnia – choć w planie było ich 7 – oraz 1 w trakcie liczenia głosów. 

W trakcie tych wizyt nie stwierdziłem żadnych istotnych naruszenie procesu wyborczego. Należy jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie. 

Po pierwsze. Urny, do których głosujący wrzucali swoje głosy, nie były całkowicie przezroczyste. Umieszczane w nich głosy były widoczne, ale niewyraźnie. Nie można więc było np. stwierdzić precyzyjnie, czy przed wrzuceniem pierwszych głosów do urny coś w nich się znajdowało czy też nie. 

Po drugie. Urny znajdowały się pod okiem kamer, ale zwykle kamera obejmowała 1 bądź 2 urny, a nie wszystkie urny znajdujące się w lokalu. Trzeba jednak dodać, że kamery te przydały się już przy samym procesie liczenia głosów, który był całkowicie filmowany.

Poza tym należy zauważyć, że więcej głosów oddawano w wyborach prezydenckich niż w referendum, co wydaje się naturalne, gdyż zwykle głosowanie „na osoby” powoduje większe zaangażowanie głosujących. 

Na szczególną uwagę zasługuje nie najlepsze dostosowanie lokali do potrzeb osób głosujących, będących osobami z niepełnosprawnością. Na odwiedzonych przeze mnie 8 lokali, jeden był całkowicie niedostosowany – chociaż udało mi się do niego dostać – jeden był tak dostosowany, że niestety musiałem zrezygnować z dostania się do jego wnętrza, pozostałe zaś pozwalały osobie z niepełnosprawnością na dotarcie do lokalu, chociaż zwykle to dostosowanie nie było w pełni właściwe i profesjonalne. 

Odrębną kwestią było przygotowanie lokalu gdy już osoba z niepełnosprawnością pokonała schody. Zwykle obsługa punktu wyborczego nie była na to przygotowana i pomagała mi się poruszać w środku „ad hoc”. 

Gdyby brać pod uwagę ten jeden lokal wyborczy to - jeżeli chodzi o wybory prezydenckie - pierwszą turę - i tak też się stało – wygrała wyraźnie urzędująca pro eropejska prezydent Maia Sandu. Także w referendum, które było głosowaniem „kierunkowym” czyli przez zgodę na wpisanie integracji europejskiej do Konstytucji, miało zatwierdzić europejski kierunek kraju. Tu wskazania były wyrównane - z delikatną przewagą „za” - ale znacznie większą niż ostateczny wynik ogólnokrajowy. Warto też zwrócić uwagę, że ja akurat obserwowałem najbardziej proeuropejski wycinek mołdawskiej rzeczywistości, gdyż wszystkie te lokale wyborcze były w stolicy. 

Teraz czas na wnioski społeczne. 

Pierwsza refleksja jest taka, że Kiszyniów - a pewnie tym bardziej i cały kraj – to miasto bardzo przemieszane.Na pytanie czy rozmawiasz po angielsku niemal wszyscy odpowiadali nie, a gdy padało pytanie czy rozmawiasz po rosyjsku każdy odpowiada twierdząco. Druga. Nawet jeśli wyborcy i pracujący w punktach wyborczych ludzie mówili po rumuńsku, to z bardzo silnym, rosyjskim akcentem. Są też jednak wy tym mieście dzielnice i lokalne wyborcze - byłem w takim – gdzie i wyborcy i pracownicy komisji wyborczych mówili wyłącznie po rosyjsku. 

Wreszcie uwagi polityczne. 

Po pierwsze. Trzeba też pamiętać o okupowanym Naddniestrzu. To nie do końca jest tak jak wiele osób w Polsce myśli, że jest to po prostu teren okupowany przez wojska rosyjskie. To raczej niewielki fragment terytorium mołdawskiego, oczywiście pod parasolem ochronnym Rosji, ale ten parasol zorganizowały sobie lokalne gangi rzezimieszków, które w zamian za korzyści gospodarcze, są gotowe realizować polityczne interesy Kremla. 

I po drugie. Nie ma w tym sprzeczności, że z jednej strony Maia Sandu oskarża Rosję o przekupienie 300 000 obywateli Mołdawi, aby w konkretny sposób oddali głos, a brakiem krytycznych uwag, co do samego procesu wyborczego. To kupowanie głosów, odbyło się bowiem na długo przed wyborami. Jak to się odbywało? 

Miejscowi relacjonują, że tak po prostu. Czyli ktoś zwoływał w dane miejsce grupę ludzi, ktoś inny przyjeżdżał z walizką rosyjskich pieniędzy i wypłacał żywą gotówkę. Mogę powiedzieć tylko tyle, że byłem świadkiem takich relacji. Takich opowieści. I że ci panowie z walizkami robili to odpowiednio długo przed wyborami. 

Jak się to wszystko skończy? Zobaczymy. Pierwsze wyniki cieszą. Miejmy nadzieję, że prezydent Sandu uda się utrzymać kurs proeuropejski i Mołdawia nie będzie kolejnym krajem, gdzie umocnią się rosyjskie wpływy. 

Aż chciałoby się zawołać: Go West Moldova! Go West!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka