Na Konfederację głosowali tacy sami obywatele jak my właśnie. Mający te same prawa. I to ich głosami Konfederacja ma w Sejmie klub parlamentarny – więc jak przysłowiowa psu zupa należy jej się wicemarszałek Sejmu.
Strona opozycyjna, która niebawem przejmie władzę, często lubiła się nazywać opozycją demokratyczną albo – jak w przypadku Senatu – demokratyczną większością w Senacie. Ja rzadko używałem takiego określenia. Dlaczego? Bo to prawda, PiS nie jest partią demokratyczną, ale jego wyborcy głosowali nań demokratycznie. To prawda. Rząd PIS pomagał partii w każdych wyborach w sposób nie cywilizowany, ale demokratyczność samych wyborów nie podlegała wątpliwości.
Dobrze to ujął mój senacki kolega Marek Borowski określając ustrój stworzony przez PiS mianem nie tyle dyktatury, co demokratury.
No więc jeśli z taką dumą nazywaliśmy się demokratyczną opozycja, albo demokratyczną większością w Senacie, to powinniśmy wszystkie, a zwłaszcza podstawowe zasady demokracji zwyczajnie szanować. Dlaczego o tym piszę?
Bo wygląda na to, że część naszych przyjaciół z opozycji nie chce tego zrobić. Chce pozwolić aby inni – nie bez pewnej racji – nazywali ich fałszywymi czy też pseudo demokratami. Co mam na myśli?
Ano to, że pojawiają się głosy aby klub sejmowy Konfederacji nie miał swojego wicemarszałka Sejmu. Tymczasem w tej sprawie zasady są proste. Na Konfederację głosowali tacy sami polscy obywatele jak na PiS, Platformę Obywatelską czy Trzecią Drogę. I można sobie mówić, że może byli mniej zorientowani, że może mniej wykształceni, że ksenofobiczni – niech każdy sobie mówi co chce – ale na tę Konfederację głosowali tacy sami obywatele jak my właśnie. Mający te same prawa. I to ich głosami Konfederacja ma w Sejmie klub parlamentarny – więc jak przysłowiowa psu zupa należy jej się wicemarszałek Sejmu.
No chyba, że na zewnątrz jesteśmy demokratami, a jak przychodzi co do czego, to chcemy stosować zasady, jakże trafnie nazwanej przez senatora Borowskiego PiSowskiej demokratury.
Inne tematy w dziale Polityka