Na Campus Polska wystąpił marszałek Senatu, Tomasz Grodzki. I media żyją od kilku dni informacją, że ogłosił tam, iż chce zlikwidować większość polskich szpitali.
Wypowiedź Tomasza Grodzkiego trzeba rozpatrywać w dwóch płaszczyznach: politycznej i merytorycznej. A więc najpierw strona polityczna.
Polityk powinien uważać co mówi. A jeśli już mówi, to powinien mówić tak, żeby przeciwnicy polityczni nie mogli wyrwać jego zdania z kontekstu. Tutaj ewidentnie Tomasz Grodzki popełnił błąd. I to błąd, który będzie mu długo wypominany. Rządzący tylko czekają na takie prezenty. Jak wygląda merytoryczna płaszczyzna wypowiedzi marszałka?
Podam to na przykładzie mojego okręgu wyborczego. Mój okręg składa się z sześciu powiatów i w tych sześciu powiatach jest sześć szpitali. Odległość między szpitalami jest średnio między 20, a 30 kilometrów. W skrajnym przypadku, odległość między szpitalami w stolicach sąsiednich powiatów – licząc od drzwi do drzwi – wynosi 16 kilometrów.
Czy Państwo myślą, że te szpitale ze sobą współpracują? Że dyrekcja jednego szpitala mówi sobie tak: dobrze, skoro 16 kilometrów od nas jest oddział ginekologiczny, to my otwieramy ortopedię albo kardiologię?
Nie. Wszyscy chcą mieć wszystko. Na moje pytanie: dlaczego w szpitalu powiatowym w jednym mieście otworzono oddział ginekologiczny, skoro taki oddział istnieje już w mieście w odległości 16 kilometrów odpowiedziano mi: no chyba Pan nie sądzi, że nasi mieszkańcy będą się rodzić w sąsiednim powiecie?! Mają się rodzić u nas!
Rozumiem, że to są lokalne ambicje. One są zrozumiałe, ale – powiedzmy to sobie wprost – są też bardzo kosztowne. Starostowie – gospodarze tych szpitali – zdają sobie sprawę z tej nieracjonalności. I nawet czasem próbują się dogadać z sąsiadami tyle, że jeśli nawet dogadają się z jednym czy drugim sąsiednim starostą, to ambicje mocarstwowe dyrektorów placówek na takie dogadanie się już nie pozwalają.
Wręcz przeciwnie. Dyrektorzy przychodzą do starostów – właścicieli tych szpitali i mówią im tak: Panie starosto! Sąsiedzi właśnie kupili takie i takie urządzenie, my też musimy, bo zarzucą Panu przed wyborami, że nie dba Pan o zdrowie mieszkańców!
Takie zjawisko występuje przy zakupach sprzętu, a co dopiero przy ewentualnych zwolnieniach personelu! Starosta wie, że jeśli się za to zabierze, to zwyczajnie przegra kolejne wybory. Jeżeli w szpitalu pracuje 300 – 400 osób, to z rodzinami daje to dokładnie tyle, żeby wybory wygrać lub przegrać. Dlatego szpitalny „wyścig zbrojeń” jest kontynuowany. Zwykle wbrew zdrowemu rozsądkowi i zasadom ekonomii.
Myślę że jeśli popatrzy się na to w ten sposób, to każdy wie, że coś z tym trzeba zrobić. I to właśnie miał na myśli Tomasz Grodzki, kiedy w Olsztynie powiedział to, co powiedział. Powiedział coś, co się pewno będzie za nim długo ciągnęło niestety. Tak jak za mną słynne już darmowe leki dla emerytów.
Ale nie powiedział źle. Powiedział nieprecyzyjnie, czego polityk robić nie powinien.
A co zrobić ze szpitalami? Nie jestem specjalistą od służby zdrowia, ale wydaje mi się, że jakimś rozwiązaniem byłoby przekazanie szpitali powiatowych samorządom wojewódzkim. Dla nich, ewentualne zmiany w sieci szpitali i racjonalizacja zarządzanie nimi nie byłyby równoznaczne – tak jak w przypadku starostów – z oczywistą porażką wyborczą.
Zresztą - nie ujawniając prywatnych rozmów - ale kilka lat temu, jeden z głównych specjalistów PiS od zdrowia powiedział mi, że trzeba to rozwiązać oddając szpitale powiatowe wojewodom.
Uważam to za gorszy pomysł. Ale trzeba o tym rozmawiać. Jak pogodzić lokalne ambicje – które rozumiem, choć często się z nimi nie zgadzam - z racjonalnym gospodarowaniem.
Tomasz Grodzki próbował taką rozmowę prowadzić. Tyle, że polska polityka nie jest obszarem rozmowy. Za to jest znakomitym polem awantury. Tym razem szpitalnej…
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna
http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl
Inne tematy w dziale Społeczeństwo