Kolejny dzień naszej podróży. Wyruszamy z nad jeziora Issykul. Kierunek Biszkek i wesele moich asystentów, Maksata i Bermet.
Do hotelu Europa dojeżdżamy po 14 czasu miejscowego. Do formalnej godziny rozpoczęcia wesela zostało tych godzin 3. Ale to tylko godzina formalna. Wkrótce się to okaże. Przebieramy się i o 18 podjeżdżają samochody. Tu pierwsze zaskoczenie. Godzina formalna rozpoczęcie uroczystości nie ma nic wspólnego z faktyczną godziną jej rozpoczęciu. Kiedy dojeżdżamy na miejsce – półtorej godziny od momentu kiedy wesele miałoby się rozpocząć – jest już trochę ludzi, ale schodzą że powoli. Głównie stoją przed wejściem. Rozmawiają. Panowie z naszej grupy zakładają kirgiskie kołpaki, panie chusty. Sala powoli się zapełnia, ale młodej pary wciąż nie ma. Ta pojawia się dopiero około godziny 19:30, uroczyście wchodząc na salę. Wcześniej, na tej wyglądającej jak pałac z tysiąca i jednej nocy sali, na monitorze, organizatorzy wyświetlają krótki instruktaż – w formie zabawnego filmiku – czego na weselu robić nie należy.
Impreza jest z nieprawdopodobnym rozmachem. Gości jest 360 osób, stoły ugina ją się od jedzenia, a jego scenariusz wygląda tak, że składa się z przemówień gości przeplatanych tańcami uczestników - w tym tańcami młodej pary - oraz występami artystycznymi. Kiedy pytam Maksata dwa dni po weselu, jak zapamięta tę uroczystość, zaskakuje mnie – oboje byliśmy głodni – mówi.
Nic dziwnego. Młoda para, na podwyższeniu, musi tych wszystkich przemówień, które zajmują około połowy wesela - wysłuchiwać na stojąco. Kolejną atrakcją jest wodzirej, który cały czas, niezwykle dynamicznie, prowadzi imprezę. W zasadzie cały czas coś się dzieje. A to występy zamówionych tancerek w strojach ludowych, a to show iluzjonisty, a to tańce. Hitami imprezy stają się nie tylko tańce pary młodej – to oczywiste, ale także choćby pojawienie się na parkiecie olbrzymiej pandy, która całkiem żwawo tańczy z gośćmi. Gigantycznej pandy, przypominającej naszego misia na Krupówkach. Polska grupa też prezentuje się dobrze. Otwarciem naszego wystąpienia staje się spontaniczny taniec, do zaaranżowanej na kirgiskim weselu polskiej muzyki.
Udaje mi się wreszcie przemówić – także po kirgisku oraz zaśpiewać 2 piosenki w tym języku – czym wzbudzam aplauz publiczności. To oczywiście zasługa Maksata, który intensywnie mnie tego wszystkiego uczył.
Zaskakujący jest koniec uroczystości. O godzinie 1 w nocy wodzirej po prostu ogłasza, że o tu następuje koniec. Kłania się i wychodzi. Zebrani – ku naszemu zaskoczeniu – sprawnie zabierają pozostałe na stołach jedzenie do domu. Więc my też.
W różnej formie fizycznej i z niemałym trudem ładujemy się do taksówek. Kiedy o 01:30 w nocy wracam ulicami Biszkeku, myślę sobie, że na zorganizowanym z takim rozmachem weselu jeszcze nie byłem. Inna kultura, inne obyczaje i korzystny przelicznik złotówki robią swoje - myślę sobie, zasypiając w hotelowym łóżku.
Poniżej zdjęcia i filmiki z uroczystości. Zapraszam do oglądania!
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna
http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl
Inne tematy w dziale Rozmaitości