Co pan tak ciągle opowiada o tym Kirgistanie? – zapytał mnie pewnego razu w smsie związany z tym portalem Sławomir Jastrzębowski. No mówię ciągle o tym Kirgistanie, bo jestem bardzo związany z poznańskimi Kirgizami. A już niedługo, 7 sierpnia będę na weselu w Biszkeku. Wesele będzie dwójki moich asystentów: Maksata i Bermet. Jak się to wszystko zaczęło?
Ci bardziej wierzący powiedzieliby, że to Opatrzność, a ci mniej – że przypadek. Jak zwał tak zwał. Pewne jest tylko, że na Wigilii roku 2009 zjawił się u mnie młody Kirgiz, przyszły doktor fizyki z dziedziny jądrowego rezonansu magnetycznego – Bakyt Orozbaev. Miał perspektywę spędzenia Świąt w akademiku więc mój brat – który poznał go u swoich znajomych – zaprosił go do naszego rodzinnego domu. Przyjechał do Polski 9 lat wcześniej. Odwiedzający kraje Azji Środkowej, ówczesny rektor poznańskiego uniwersytetu, Stefan Jurga, fizyk, w każdym z tych krajów proponował jednemu z młodych naukowców roczne stypendium w swoim instytucie. Postawił też dość surowe kryteria. Bakyt ich nie spełniał i nie chciał jechać, ale zdaniem jego szefa to było miejsce dla Kirgiza. Nie dla Rosjanina, który kryteria akurat spełniał. Tu chodziło o narodową dumę.
Zobacz galerię zdjęć:
Konie, góry i kumys
No więc wysłali zgłoszenie i niespełniający do końca kryteriów Bakyt Orozbaev przyjechał do Polski. Do Poznania. Profesor Jurga naprawdę solidnie się zdziwił, gdy w miejsce człowieka, który miał płynnie znać 3 języki zjawił się młodzieniec mówiące tylko po rosyjsku. Speszony i skonfundowany wyjaśnił profesorowi, że w całej sprawie właśnie o narodową dumę poszło i że tylko dlatego tu jest. Profesor wyraźnie zmiękł i dał mu roczne stypendium. Stypendium przemieniło się w doktorat, a z czasem w etat na uniwersytecie. I na takim właśnie etapie ja Bakyta poznałem. To był wtedy jedyny Kirgiz w Poznaniu. To był też jedyny Kingiz jakiego znałem.
Wspólne Święta okazały się bardzo owocne. Ja wtedy jeszcze piłem alkohol, Bakyt pije go do dziś, a jak wiadomo płyn ten sprzyja zacieśnianiu relacji. No więc uzgodniliśmy w te Święta, że powołamy do życia Polsko – Kirgistanńską Grupę Parlamentarną. I ją powołałem tyle, że nie zostałem jej przewodniczącym. Zostałem wice przewodniczącym, a jej szefową jej była, jakże wówczas barwna posłanka – absolwentka uniwersytetu w Biszkeku – Nelly Rokita. Dopiero kiedy utraciła swój mandat, ja zająłem jej miejsce w fotelu przewodniczącego.
No i tak zacieśniały się moje więzy z Kirgistanem, ale przełomowy dla całej sprawy był rok 2015. Wtedy to pewna młoda dama, z miejscowości Karakoł w obwodzie Issykulskim, pasjonująca się kuchnią, postanowiła studiować gastronomię w Europie. I jakoś tak się złożyło, że pierwsza w internetowej wyszukiwarce pojawiła się Wyższa Szkoła Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu. Od znajomych dowiedziała się też, że w Poznaniu mieszka pewien Kirgiz, który pomaga studentom z Azji Środkowej. Skontaktowała się z nim i podjęła decyzję o rozpoczęcie nauki w Poznaniu. Jak postanowiła, tak zrobiła, a kiedy dojeżdżała pociągiem z Warszawy do Poznania na dworcu czekał na nią młody doktor fizyki. Pomógł załatwić akademik, ale po jakimś czasie z akademikiem wystąpiły przejściowe problemy więc zaproponował, że przez parę dni jest gotów ją u siebie przechować. Jak to zwykle bywa - w tak romantycznych historiach - kilka dni zmieniło się w całe życie. Tak oto w życiu Bakyta oraz moim pojawiła się Aipo czyli Aiperi Tynchbekova. Wcześniej jednak Bakyt postanowił zaprosić do Polski także swojego siostrzeńca Maksata. To ważny fakt. Do niego jeszcze wrócę.
Jak wiadomo Aiperi sprowadziła do Polski miłość do gotowania, obok miłości do Bakyta oczywiście. I obie je zrealizowała, tyle że w odwrotnej kolejności. Najpierw było więc wesele, wydarzenie, w którym miałem zaszczyt brać udział.
Był rok 2016. Konie, góry i kumys. Tak można by było opisać tę wizytę. Piękna przyroda, wspaniałe góry, gościnni Kirgizi, konieczność zjedzenia baraniego oka, której musiałem sprostać, gdyż uznano mnie za jednego z najważniejszych gości oraz wypicia końskiego i wielbłądziego mleka. To były te wszystkie atrakcje, które towarzyszyły wspaniałemu weselu młodej pary, na blisko 300 osób, odbywającemu się w Amanbaevie, rodzinnej miejscowości pana młodego, gdzie jego brat Merbek był wójtem. Nie będę tego wszystkiego szczegółowo tutaj opisywał, po prostu pod tekstem znajdziesz Drogi Czytelniku linki do relacji – dzień po dniu – którą 5 lat temu zamieściłem na tym blogu. Myślę, że to lepsze rozwiązanie, a jeśli te teksty zachęcą Cię do odwiedzenia Kirgistanu, to mogę się tylko cieszyć.
Minęły kolejne lata, Moje relacje z Bakytem, Aipo i ich urodzoną w 2017 roku córeczką Elwirką zacieśniały się. No ale pozostało w głowie Aiperi jeszcze jedno marzenie. Marzenie o gotowaniu, a ściślej mówiąc, o posiadaniu własnej, kirgiskiej restauracji.
Wcześniej jednak był rok 2018. Szczerze mówiąc miałem kryzys asystencki. Z jedną osobą musiałem się rozstać, trudno było znaleźć kogoś na jej miejsce. A może, nadałby się mój siostrzeniec? - zapytał mnie pewnego dnia Bakyt. Spróbujmy – odpowiedziałem. Spróbowaliśmy. Okazało się, że od pierwszego dnia z Maksatem do siebie pasujemy. I tak współpracujemy już ponad 3 lata.
W następnym roku, 2019 spełniło się marzenie Aiperi. Z duszą na ramieniu, Bakyt porzucił karierę naukowca, wybierając profesję restauratora. Wystartowali w październiku 2019. Z małym lokalnym, bardziej bistro niż restauracją, serwującym tradycyjne, kirgiskie potrawy. I mimo, że po paru miesiącach przyszła pandemia, to bajecznie pyszne jedzenie, urok osobisty właścicieli i kirgiska egzotyka przyniosły sukces. Dziś to lokal już na 45 osób, na poznańskich Jeżycach, przy ulicy Szamarzewskiego 8, który już dwa razy odwiedzał sam Robert Makłowicz! No, ale wracamy do Maksata.
Pracowaliśmy sobie więc spokojnie od 2018 roku, Maksat zyskał powszechną sympatię w Senacie i w PSLu aż do lutego tego roku. Pewnego wieczoru zapytał mnie, czy jeśli będziemy w Warszawie, to w środę możemy tak ułożyć plan dnia, aby już od 18 miał wolne. Dlaczego? - zapytałem. Ja nic panu nie mówiłem - odpowiedział, ale od kilku miesięcy spotykam się z pewną dziewczyną z mojej rodzinnej miejscowości i właśnie w środę chce ją zapytać, czy wyjdzie za mnie za mąż. Oczywiście! - wykrzyknąłem. Skończymy nie o 18, a nawet o 16 jak będzie trzeba! Jak się poznali? Paradoksalnie nie znali się z Amanbaeva, chociaż każde z nich chodziła do klasy z bratem lub siostrą drugiego. Kiedy Bermet przyjechała na studia do Polski, miała kłopoty z ich opłaceniem, jakieś techniczne nie do końca wiem jakie. Wtedy, z rodzinnej wioski Maksata rodzina zadzwoniła do niego aby jej pomógł. Spotkał się z nią i zaczął jej pomagać. I tak zorganizował sobie żonę.
Ślub pary młodej odbył się w meczecie w Raszynie pod Warszawą 29 marca, a po nim - kiedy młodzi zamieszkali w Poznaniu – z przyjemnością zaproponowałem Bermet by ze mną pracowała.
Teraz przed nami wesele w Biszkeku na 360 osób! Z całą pewnością będzie co opowiadać i opisywać na Salonie24! Proszę śledzić relację z tej podróży!
Z Kirgistanem wiąże się jeszcze jedna anegdota. Kiedy już nasza grupa parlamentarna była rozwinięta pojawił się u mnie Bakyt z kirgiskim posłem Sadyrem Dżaparowem. Był on przewodniczącym specjalnej komisji parlamentarnej, która badała ewentualną korupcję przy prywatyzacji jedynego złoża naturalnego Kirgistanu – kopalni złota Kumtor. Jak to zwykle bywa, przy tej pracy zderzył się z czyimiś interesami i wraz z rodziną musiał uciekać z kraju. Przyjechał do Polski – zresztą do dziś mieszka tutaj jego siostra z rodziną – i Bakyt przyszedł z nim do mnie, z prośbą bym poparł jego wniosek azylowy. Odmówiłem, bo parę miesięcy wcześniej popierałem już wniosek innego obywatela Kirgistanu. Pan Dżaparow wrócił do ojczyzny i został więźniem politycznym. W zeszłym roku, po sfałszowaniu wyborów przez prezydenta Dżeembekowa, wybuchła rewolucja, w wyniku której Sadyra Dżaparowa uwolniono, wystartował wyborach prezydenckich i je wygrał. Dziś jest demokratycznym prezydentem Kirgistanu. Paradoks polega na tym, że gdybym wtedy pomógł mu w sprawie wniosku azylowego, to być może dziś tym prezydentem by nie był. Jak widać, czasem nawet odmowa pomocy przez parlamentarzystę może jednak wyjść na dobre proszącemu.
Dziś więc w Poznaniu funkcjonuje świetnie rozwijająca się restauracja kirgiska pod nazwą „U Aipo” czyli krótko mówiąc u żony mojego przyjaciela Bakyta. Społeczność kirgiska liczy około 50 osób. Mamy więc mały Kirgistan - albo inaczej - mały Biszkek w Poznaniu. Gorzej tylko z górami , kumysem i końmi. Jeśli ktoś jednak chce doświadczyć tych wszystkich atrakcji, to chyba jednak musi lecieć do Kirgistanu. Ale jeśli się obawia – bo jest to jednak ponad 7000 km – to może przyjechać do Poznania. Nie jest to to samo, ale jednak możemy już powiedzieć, że mamy w Poznaniu swój mały Kirgistan, dzięki któremu można choć trochę poczuć klimat tego niewielkiego kraju w Azji Środkowej…
PS: A oto obiecane powyżej linki :
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724362,gory-konie-i-kumys-czyli-kirgistan
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724439,kirgiskie-wesele
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724482,polacy-buduja-jurte
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724600,kirgistan-miedzy-chinami-a-rosja
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724813,u-kazachskich-sasiadow-kirgizow-pan-feliks-jezioro-i-wielbladzie-mleko
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/724906,pozegnanie-z-kirgistanem
https://www.salon24.pl/u/jflibicki/482233,kirgiz-jest-krolem
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna
http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl
Inne tematy w dziale Rozmaitości