Lewactwo, które jakieś sto lat temu dokonało podboju Kontynentu Europejskiego, wprowadziło do obiegu społecznego szereg mitów i fałszywych paradygmatów, jakie zostały entuzjastycznie przyjęte przez lewicową inteligencję i zakorzeniły się w świadomości europejskiej. Wśród tych mitów na czoło wybija się mit sprawiedliwości społecznej, którą zrealizować miały „partie nowego typu”, robotniczo-chłopskie. Aby partie te mogły zaistnieć w systemie wolnych wyborów, konieczne było wprowadzenie tzw. reprezentacji proporcjonalnej, bez której te nowotwory nie miały czego szukać w wyborach parlamentarnych, w których normalni ludzie wybierają normalnych ludzi, a nie bezpostaciowe kolektywy, których jedynym wyznacznikiem były wykrzykiwane przez nie hasła. Dzięki tym socjotechnicznym wynalazkom do władzy doszły niezapomniane partie ludzi pracy, jak KPSS, NSDAP czy PNF
Szczęśliwie, ta infekcja lewactwa nie przedostała się w takich rozmiarach za ocean, a nawet za Kanał Brytyjski, dzięki czemu przetrwały tam w życiu publicznym inne zasady, a przede wszystkim zasada indywidualnej, a nie kolektywnej, odpowiedzialności, której wyrazem jest system wyborów ciał ustawodawczych w jednomandatowych okręgach wyborczych. Zainfekowane zostały głównie środowiska intelektualne i akademickie , które do dzisiaj pozostają pod przemożnym wpływem nauk filozofów spod znaku Marksa i Engelsa. Pomimo, że komunizm już dawno upadł, że znikła ze sceny dziejowej klasa robotnicza, a nawet robotniczo-chłopska, że przepadły w niesławnej pamięci przodujące formacje tej klasy KPSS, NSDAP itp., nie tak łatwo jest się pozbyć myślenia „na lewo”.
Czytam książkę guru politologów światowych, kalifornijskiego profesora A. Lijpharta, „Electoral Systems and Party Systems” , w której napisał: „Istnieje prawie powszechna zgoda, że proporcjonalność wyborów jest głównym celem procesu wyborczego i stanowi podstawowe kryterium jego oceny. Dla wielu zwolenników reprezentacji proporcjonalnej proporcjonalność jest celem samym w sobie i, w istocie, jest synonimem sprawiedliwości wyborczej”.
Kiedy tak pisze najważniejszy amerykański autorytet, to nie może być żadnych wątpliwości,. że system wyborczy jaki mamy w Polsce, potwierdzony jeszcze w Konstytucji, stanowi ucieleśnienie marzeń intelektualistów i prawdziwą realizację ideału sprawiedliwości społecznej. Kiedy więc Prezydent RP oświadcza, ze w krajach, w których jest JOW nie ma mowy o demokracji, to wiemy, ze jest to zgodne z opiniami najwyższych autorytetów. Możemy tylko współczuć Amerykanom i Anglikom (Kanadyjczykom, Australijczykom, Francuzom….),że nie dorobili się jeszcze tak światłych przywódców, którzy by nareszcie potrafili te szczytne ideały wprowadzić w życie!
Profesor Lijphart może sobie takie rzeczy pisać, bo dla niego system reprezentacji proporcjonalnej to egzotyka, pewna abstrakcja rachunkowa, słupki, które może sobie podliczać i analizować. My w Polsce, ale także na Ukrainie, w Rumunii, na Węgrzech i innych krajach ocalałych po komunistycznym potopie, nie mamy żadnych złudzeń w sprawie „sprawiedliwości społecznej”, którą zapewnić ma zachwalana przez amerykańskich speców „sprawiedliwość wyborcza”. Wiemy też, ze tzw. proporcjonalna ordynacja wyborcza była Arką Noego, jaka pozwoliła komunistom uratować zasadnicze składniki ich stanu posiadania z powodzi transformacji końca XX wieku. Bezwzględnie wykorzystali oni wszędzie siłę mitów i fałszywych paradygmatów ustrojowych, aby się jak najlepiej urządzić w nowej rzeczywistości. Pomogli im w tym intelektualni rozpylacze tych mitów na najróżniejszych katedrach uniwersyteckich i w niezliczonej ilości szkół wyższych, do których masowo pociągnęła zdezorientowana młodzież.
Ta młodzież powoli otwiera oczy. W ostatnich dwu latach pojawiło się kilka prac dyplomowych, na różnych uczelniach, których autorzy oceniają system wyborczy w Polsce nie oczami kalifornijskich autorytetów, ale swoimi własnymi, na podstawie przeprowadzonych przez nich samych badań i doświadczeń. I wnioski jakie wyciągają całkowicie się różnią od podawanych im do wierzenia. Budzą się ich koledzy, ci którzy nie zamierzają być politologami, ale chcą do czegoś dojść korzystając ze swoich możliwości intelektualnych i potrzebny im jest normalny kraj, w którym liczą się kwalifikacje, talenty i pomysłowość.
Im wszystkim trzeba jasno powiedzieć: system reprezentacji proporcjonalny to fałszywy, szkodliwy mit – fałszywy paradygmat. Ten paradygmat skompromitowało bez reszty nasze doświadczenie, doświadczenie Ukraińców, Czechów, Rumunów, Węgrów i innych. Tak jak nasze doświadczenie skompromitowało ostatecznie system komunistyczny. To nie amerykańscy profesorowie skompromitowali komunizm, to na naszych plecach wygarbowana jest prawda o tym, co to znaczy ulegać mitom i fałszywym paradygmatom. Ten system wyborczy to anachronizm, który służy tylko liderom „partii nowego typu”, kubek w kubek przypominających PNF, NSDAP czy KPZS. System ten jest darem niebios dla nieodpowiedzialnych aparatczyków, którzy chcą mieć przywileje i władzę bez ponoszenia odpowiedzialności. Taki system się biurokratom, tak polskim, jak i brukselskim podoba, to oczywiste. Ale równie oczywiste, że bez odrzucenia tego fałszywego paradygmatu Europa nie ma szans w konkurencji z Ameryką, a jutro może nawet przegonią ją Chiny.. Dalsze utrzymywanie skompromitowanego, anachronicznego systemu wyborczego to łańcuchy nałożone na polskie talenta, pomysłowość i przedsiębiorczość. Czas najwyższy, żeby z tym skończyć.
Inne tematy w dziale Polityka