Polskie media i wybitni przedstawiciele zawodu dziennikarskiego zajęci są komentowaniem niebywałego wydarzenia, jakim jest sąd nad posłem Jackiem Kurskim, „bulterierem PiS-u”, za to co powiedział na temat torebki wybitnej parlamentarzystki i gwiazdy mediów, Pani Jolanty Szczypińskiej. Sprawa referendum w Rumunii nikogo tu nie zajmuje, co jest zresztą spójne z wynikami badań opinii publicznej, według których Rumuni, w statystycznej ocenie Polaków, należą do narodów najbardziej nie lubianych i lekceważonych.
Usiłując przeciwstawić się tym dziwacznym i antycywilizacyjnym trendom i postawom, próbowałem w moich poprzednich tekstach przybliżyć nieco niezwykłe wydarzenia, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach w tym zapomnianym przez Polaków kraju, który – bądź co bądź – jest od kilku miesięcy nowym członkiem Unii Europejskiej, na dodatek największym po Polsce krajem byłego obozu sowieckiego. Wydawało by się, że w czasie, gdy nasze władze , nasi dyplomaci, tak zaciekle walczą w Brukseli o wyjście z kąta na środek unijnej sceny politycznej, porozumienie i sojusz z państwem takim jak Rumunia byłoby jak najbardziej pożądane i na czasie? Z jakiegoś powodu tak nie jest: ani nasi zawołani dyplomaci, ani znakomici publicyści i analitycy, Rumunią się nie interesują.
Przypomnę więc tylko, że 19 kwietnia Parlament Rumuński zdjął z urzędu prezydenta Traiana Basescu, że przez cały miesiąc trwały w Rumunii i na świecie masowe demonstracje w jego obronie, że 19 maja odbyło się referendum, które Basescu wygrał z miażdżącą przewagą nad swoimi przeciwnikami politycznymi. Po powrocie na urząd Prezydent przedstawił swój program polityczny, w którym na pierwszym miejscu znalazło się żądanie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach parlamentarnych. Basescu zażądał, żeby Parlament do 30 czerwca uchwalił nowe prawo wyborcze.
We wtorek 3 lipca, prezydent Basescu udzielił wywiadu kanałowi telewizyjnemu „Realitatea TV”. Wydarzenie to zostało zrelacjonowane na rumuńskim portalu internetowym HotNews.ro, którego tłumaczenie podaję in extenso:
W wywiadzie, udzielonym we wtorek, 3 lipca 2007, stacji telewizyjnej „Realitatea TV”, prezydent Rumunii Traian Basescu oświadczył: „Jeśli ordynacja wyborcza z jednomandatowymi okręgami wyborczymi nie zostanie przyjęta przez Parlament na początku najbliższej Sesji Parlamentarnej, to podejmiemy przygotowania do referendum w tej sprawie.” Według Basescu większość parlamentarna składa się z 322 posłów, którzy usiłowali usunąć go z urzędu, co im się nie udało wobec ogromnego, masowego poparcia, jakie okazało mu społeczeństwo rumuńskie. Basescu powiedział, że lider SD (Partia Socjaldemokratyczna) Viorei Hrebenciuc, przedstawiciel Mniejszości Węgierskiej Attila Verestoy i marszałek Izby Poselskiej Bogdan Olteanu (Partia Liberalna) doprowadzili do usunięcia Partii Demokratycznej z koalicji rządowej. Basescu przypomniał, że trzech szefów partii, Mirce Geoana (Socjaldemokraci), Calin Popescu Tariceanu (premier, szef Partii Liberalnej), Dan Voiculescu (Partia Konserwatywna), podobnie jak szereg innych polityków, obiecali, że do 30 czerwca przeprowadzą uchwalenie nowego prawa wyborczego. Basescu stwierdził, że politycy ci kłamali i wprowadzili społeczeństwo w błąd. „Widzimy jasno zmowę pomiędzy 322 parlamentarzystami i ekipą rządową, którzy są zdecydowani uczynić wszystko, aby zachować swój stan posiadania” – kontynuował Basescu.
Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z sytuacją nie tylko niezwykłą, ale wręcz bezprecedensową: prezydent dużego europejskiego państwa ma przeciwko sobie całą partyjną klasę polityczną, od lewa do prawa, a za sobą jedynie kiepsko poinformowane społeczeństwo. Wydaje się, że jest to sytuacja, która powinna być pasjonująca zarówno dla wszelkiego rodzaju politologów, jak i dla ludzi zajmujących się polityką amatorsko. Co wyniknie z tego rumuńskiego politycznego klinczu? Kto zwycięży? Co w tej sprawie mają do powiedzenia wszelkiego rodzaju „agentury wpływu”? Co na to inni Europejczycy? Zarówno ci „nowi”, jak i ci „starzy”? Czy lekceważeni przez nas Rumuni dadzą nam przykład, jak przeciąć pępowinę łączącą kraje „byłego obozu” z ich tak nieodległą przeszłością? Czy polskie tuzy żurnalistyki i publicystyki dojdą do wniosku, że to, co się dzieje w Rumunii, jest dla Polaków bardziej istotne niż cena i kolor torebki p.Szczypińskiej?
Wrocław, 8 lipca 2007
Inne tematy w dziale Polityka