Jerzy Przystawa Jerzy Przystawa
63
BLOG

Marcinkiewicz przez Kanał Brytyjski

Jerzy Przystawa Jerzy Przystawa Polityka Obserwuj notkę 10

Polityk, jak wiemy, tym się różni od jabłka, że dojrzewa dopiero kiedy spada a proces tego dojrzewania mamy okazję obserwować nieomal codziennie, a czasem nawet i kilka razy w ciągu jednego dnia. Polska jest krajem niesłychanie urodzajnym, w którym politycy na kamieniu się rodzą,  wyrastając dosłownie znikąd. Mamy bataliony ludzi, dla których pierwszą posadą w życiu jest posada dyrektora departamentu, prezydenta miasta, sekretarza stanu czy ministra. W takich warunkach jest rzeczą zrozumiałą, że na dojrzewanie mają  mało czasu, a kiedy już pojawią się na tych wyżynach, to w nawale obowiązków państwowej wagi nie tylko czasu ale i okazji brakuje. .

 

Nie inaczej przedstawia się sprawa z najpopularniejszym polskim politykiem, za jakiego do niedawna uchodził Kazimierz Marcinkiewicz. W swojej publicznej spowiedzi napisał sam o sobie: Od 16 lat, właściwie bez przerwy kieruję większymi i mniejszymi organizacjami: od szkoły po państwo. Zarządzałem instytucjami zatrudniającymi tysiące pracowników, dysponującymi wielomilionowymi budżetami, posiadającymi ogromne kompetencje i wielką, największą z możliwych odpowiedzialność. Wszędzie mogę mówić o sukcesie. Moja kariera zawodowa jest bogata i dosyć wszechstronna. Co więcej zawsze oparta na pracowitości i oddaniu się temu co robię, oddaniu bez reszty. (http://kmarcinkiewicz.blog.onet.pl)

Oczywiste jest, że przy takim niesamowitym obciążeniu odpowiedzialnością i pracą trudno dojrzewać i poszerzać swoje horyzonty polityczne, zrozumienie spraw, do jakiego w normalnych krajach można by  dojść podczas nauki szkolnej czy uniwersyteckiej. Dopiero teraz, kiedy Kazimierz Marcinkiewicz podjął nieodwołalną decyzję o porzuceniu polityki, zaczynają do niego docierać prawdy wcześniej niedostrzegalne. Dowody tego dojrzewania znajdujemy w licznych wywiadach, jakich codziennie udziela wszelakim mediom.

W wywiadzie przeprowadzonym przez Roberta Mazurka („Dziennik” z 10-11.02.2007), zatytułowanym „Marcinkiewicz: Nie założę z Rokitą żadnej partii” wyznaje: Co mnie skłoniło do odejścia od polityki? Oto mamy w Polsce dwie partie centroprawicowe, programowo bardzo do siebie podobne , których politycy mogliby się często zamienić na partie, bo mają takie same poglądy jak konkurencja. I te dwa stronnictwa zamiast działać razem w koalicji, walczą ze sobą, czasem na śmierć i życie. Przecież to jest całkowicie nienaturalne, nienormalne. Ja się do takiej walki nie nadaję, więc odchodzę z polityki.

Iluminacja, jakiej doznaje nasz były premier dowodnie świadczy o tym, jak trudno być na szczytach władzy i dostrzegać sprawy całkiem oczywiste. Zjawisko, które jest dzisiaj dla Marcinkiewicza takim bolesnym odkryciem obserwujemy stale od pierwszych wolnych wyborów, a więc już od 16 lat: nieodmiennie „partie programowo do siebie podobne…zamiast działać razem w koalicji, walczą ze sobą na śmierć i życie”.  Jest to stały element naszego życia politycznego, z tym, że nie dotyczy to jedynie – jak zdaje się sądzić Marcinkiewicz – partii „centroprawicowych”, ale w takim samym stopniu „centrolewicowych”, czy jak tam je zwał. Takie są bowiem nieubłagane skutki systemu wyborczego, który produkuje zcentralizowane, wodzowskie partie polityczne, których zasadą konstrukcyjną jest partyjna dyscyplina i pełne podporządkowanie się wodzowi. W takich partiach nie ma miejsca na osobowości polityczne, są to bowiem „partie nowego typu”, o jakich dawno temu pisał poeta:

 

Mówimy partia – a w domyśle Lenin

Mówimy Lenin – a w domyśle partia…”

 

Jarosław Kaczyński ma dość zmartwień z niezsubordynowanymi warchołami w osobach Andrzeja Leppera i Romana Giertycha, żeby mógł sobie pozwolić na tolerowanie ludzi, którzy wyrastają w jego własnej partii. To dlatego Kazimierz Marcinkiewicz, jak długo tulił uszy po sobie i zawsze miał takie samo zdanie jak Wódz, był znakomity i nadawał się nawet na premiera. Jednakże, gdy tylko te uszy ośmielił się postawić, musiał odejść, tak jak dzisiaj odchodzą Radosław Sikorski czy Ludwik Dorn. W partii wodzowskiej jest miejsce jedynie dla polityków niesamodzielnych i bezbarwnych, jak Anna Fotyga czy Aleksander Szczygło. I podobnie jest w każdej innej partii, zarówno współrządzącej, jak w LPR czy Samoobronie, jak i w opozycyjnych. Dlatego w PO nie ma miejsca jednocześnie dla Tuska i Rokity, tak jak nie mogli być razem w jednej partii Kwaśniewski i Miller, itd., itp. W partii Włodzimierza Lenina był prosty sposób usuwania konkurentów, dzięki czemu partia mogła przetrwać tyle dziesięcioleci. Dzisiaj ten sposób jest już niedostępny, konkurenta nie można po prostu wysłać na Kołymę ani zakopać w ogródku. Dzisiaj albo zakłada on konkurencyjną partie, albo  się go wysyła, powiedzmy, do Londynu. To jest, rzecz jasna, znacznie przyjemniejsze i na tym polega wyższość systemu wielopartyjnego nad monopartyjnym.

 

Ta wada konstrukcyjna najpełniej przejawia się w czasie kampanii wyborczej, gdy partie o takich samych – czy podobnych -  programach, muszą walczyć o ten sam elektorat i dlatego wycinają się nawzajem bezlitośnie. Fakt ten już dawno zauważyli politolodzy  i socjolodzy, opisał to znakomicie w monografii o partiach politycznych Maurice Duvergere, wykazując, że w przypadku wyborów na listy partyjne możliwe są tylko tzw. rządy koalicyjne, bo nie sposób wyłonić partii, która uzyska większość w parlamencie.

 

Na pytanie Roberta Mazurka czy nie pojawią się teraz nowe partie, Kazimierz Marcinkiewicz odpowiada: Raczej nie. Ustawa o finansowaniu partii politycznych ustabilizowała scenę polityczną na dłuższy czas, więc zmiany będą zachodzić wewnątrz istniejących partii.

 

To jest niezmiernie ważna konstatacja. Większość obywateli RP nie ma świadomości, że parlamentarne partie polityczne żerują na nas wszystkich, bo wszyscy – chcemy tego czy nie – musimy je finansować. Oczywiście, tylko te, które znajdują się w parlamencie. To oznacza, że scena parlamentarna została zamknięta, gdyż koszty pokonania progu wyborczego i wejście do Sejmu przekraczają możliwości jakichkolwiek ugrupowań obywateli. Złamana więc została – niejako u samej nasady – fundamentalna zasada demokratycznych wyborów, zapisana w Konstytucji, a mianowicie ich równość. O jakiej bowiem równości może być mowa, skoro np. Kazimierz Marcinkiewicz, gdyby, wpadł na taki szalony pomysł, żeby założyć własny komitet wyborczy musiałby sam zdobyć wiele milionów na sfinansowanie kampanii wyborczej. Tymczasem PiS, PO, LPR, Samoobrona i PSL  otrzymują zarówno dotacje jak i subwencje z budżetu państwa, a więc kampanię przeprowadzają za pieniądze wszystkich obywateli.

 

Sześć lat temu, na wiosnę 2001, Kazimierz Marcinkiewicz razem z Jarosławem Kaczyńskim, Ludwikiem Dornem i innymi, kiedy nie było całkiem pewne czy uda im się wejść do Sejmu, złożyli w Trybunale Konstytucyjnym skargę, że ordynacja wyborcza łamie konstytucyjne zasady równości i proporcjonalności. Kiedy jednak do Sejmu weszli natychmiast o swojej skardze zapomnieli, a kiedy Kazimierz Marcinkiewicz został premierem, to już zupełnie nie miał głowy do takich drobiazgów. No, ale drzewo polityki się nieco zatrzęsło i mamy nowe spady. Za jego wielkie usługi wysyłają go na lukratywny urlop na Wyspy Brytyjskie. Będzie tam miał okazję przyjrzeć się jak działają partie całkiem odmienne od wspaniałego wzoru „partii nowego typu”, partie wzoru starego i konserwatywnego, jakie tworzy zupełnie inny paradygmat wyborczy: jednomandatowe okręgi wyborcze. Tam też zobaczy, jak mogą istnieć partie polityczne utrzymywane przez ich zwolenników, a nie z budżetu państwa, nie z zagrabiania pieniędzy ludzi, którzy nie chcą z nimi mieć nic wspólnego. Może wtedy wykorzysta możliwości swojego „blogu”, aby podzielić się z Rodakami wiedzą na temat tego, jak można się wybierać, w prostym, zrozumiałym , uczciwym konkursie wyborczym, gdzie nikt nie jest prawnie uprzywilejowany, gdzie wszyscy wobec prawa są równi, gdzie każdy może kandydować i gdzie mimo tego powstaje czytelna scena polityczna, z partią rządzącą, która ponosi odpowiedzialność za styl swego rządzenia i nie ma tej odpowiedzialności na kogo zrzucić. Wtedy takie zesłanie przyniesie korzyść nam wszystkim, a  Kazimierz Marcinkiewicz będzie mógł do Ojczyzny powrócić w chwale i z pełnym uznaniem.

Strona Ruchu JOW Pomóż wprowadzić JOW

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka