Polska znalazła się na niebezpiecznym rozdrożu. Co jest ważniejsze: zdrowie i życie czy prawo? Z pozoru wydawać by się mogło, że to pierwsze, ale po chwili zastanowienia wiemy, że tak nie jest. Ratowanie życia chorych, to tylko doraźność, bieżąca chwila, natomiast Państwo Prawa to droga na pokolenia i nasi potomkowie z pewnością będą woleli żyć ze świadomością iż żyją w państwie, w którym na prawo zawsze można liczyć. Dura lex sed lex. Poza tym nauka się rozwija, medycyna, w przeciwieństwie do prawa, idzie naprzód i jutro może się okazać, ze szpitale onkologiczne w ogóle są zbędne. Bez Prawa natomiast jakakolwiek cywilizacja nie jest możliwa.
W bulwersującym wielu konflikcie pomiędzy służbą zdrowia a prawem piękną i pozbawioną koniunkturalności postawą wykazali się komornicy – nieugięci pretorianie prawa. Prawo jest po to, żeby je przestrzegać, to przykry obowiązek, ale ktoś musi go wykonać. Czyścicielom szamb też nie jest przyjemnie, ale ktoś musi, życie ma również i przykre strony. Powinniśmy z większym zrozumieniem, a nawet współczuciem i wdzięcznością podejść do niewdzięcznego trudu komorników. Oni muszą. Muszą zajmować pieniądze przeznaczone na leczenie, a nawet zamykać szpitale, bo tego wymaga wyższy interes narodowy, tego wymaga prawo.
Chciałbym jakoś pomóc w tej trudnej sytuacji. Otóż tak się składa, ze jestem w posiadaniu trzech wyroków sądowych wydanych przez różne sądy w Warszawie i we Wrocławiu. Pierwszy z nich to wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie przeciwko wydawcy książki „Via bank i FOZZ”, który nie wywiązał się z umowy. Drugi przeciwko pewnemu niemieckiemu hochsztaplerowi, działającemu w roli biznesmena obok Konsulatu Generalnego Niemiec we Wrocławiu. Trzeci przeciwko spółce „Universal S.A” i jej prezesowi, niejakiemu Dariuszowi Tytusowi Przywieczerskiemu. Zasądzone kwoty, bez odsetek, przekraczają łącznie 50 tysięcy złotych.
Dzielni egzekutorzy Prawa, komornicy, bezradnie rozkładają ręce. Nic się nie da zrobić. Jeden z nich nawet zadzwonił do mnie po radę, bo niemiecki „biznesmen” odmówił otwarcia drzwi i nie wpuścił go do lokalu. Wzywanie policji na pomoc jest bez sensu, bo co można zająć w lokalu? Komputer? Telewizor? Co innego budynek. Taki, jak nie przymierzając klinika uniwersytecka! Wtedy, owszem, wtedy policja ma ułatwione zadanie, szpital można ogrodzić, postawić warty, zająć konta itd.
Ja rozumiem, że 50 tysięcy to drobna kwota w porównaniu z milionami, na jakie zadłużone są wrocławskie szpitale. Ale, z drugiej strony, jestem tylko jednym z milionów Polaków, a mam trzy nie wyegzekwowane wyroki. Może takich jak ja jest więcej?
Zapraszam więc do akcji obywatelskiej: Złóżmy nasze nieściągnięte i nieściągalne wierzytelności i dajmy je Bractwu Komorników z deklaracją, ze wszystko co ściągną pójdzie na spłacenie zadłużonych szpitali. Będzie i komornik syty, i szpital cały.
Inne tematy w dziale Polityka