Andrzej Lepper jest dzisiaj chowany z honorami państwowymi, trochę też przycichł medialny szum wokół tej niespodziewanej śmierci i mogę sobie pozwolić na dorzucenie kilku osobistych spostrzeżeń na temat tej nietuzinkowej postaci politycznej III RP.
Na wiosnę 1995, na przełomie marca i kwietnia, Andrzej Lepper przyjechał do Wrocławia, aby porozmawiać ze mną na temat ordynacji wyborczej i perspektyw, jakie otwiera zajęcie się tą sprawą. Nasza rozmowa była długa, a w jej rezultacie lider „Samoobrony” zaprosił mnie na Walny Zjazd do Warszawy w dniu 5 maja. Poprosił mnie też o napisanie wstępniaka – artykułu programowego na temat jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu (JOW), który miał się ukazać na czołówce nowego pisma , jakie „Samoobrona” miała zacząć wydawać.
Artykuł, zgodnie z zamówieniem napisałem, nazywał się chyba „Ordynacja jak Niepodległość”, na Zjazd przyjechałem. W wielkiej Sali Związku Nauczycielstwa Polskiego wygłosiłem przemówienie, które zostało wręcz entuzjastycznie przyjęte, a postulat JOW zaakceptowany, jako zasadniczy postulat programowy „Samoobrony”.
Niestety, jak to w polityce, mój artykuł w druku się nie pojawił, nowe pismo też chyba się nie ukazało. Przy okazji, będąc w lipcu w Warszawie, postanowiłem zajrzeć na Długą, do siedziby „Samoobrony” i zasięgnąć języka. Trafiłem na zjazd wielkiego zarządu „S” (dobrze ponad 100 osób) i popis niejakiego Gerarda Abramczyka, który był wówczas przedstawiany w prasie jako „treser prezydentów”. I nie bez kozery, bo sam p. Abramczyk, posługując się uroczym polsko-amerykańskim wolapikiem, przedstawiał się tam, jako gość, który potrafi konia wytresować na senatora czy prezydenta, co, podobno, wielokrotnie już mu się w Ameryce udało. I po takim dictum przechodził spokojnie do „ja tu w Polska szukać prawdziwy patryjot i to się udać, kiedy ja spotkać Andrzej Lepper” i tak dalej w tym duchu. Twarze zgromadzonych na Sali chłopów i bab były oszołomione ale najbardziej przejęty był potencjalny kandydat na Prezydenta RP, bo zaczynała się właśnie kolejna kampania o fotel prezydencki.
Odbyliśmy długą rozmowę, w której próbowałem odwieść Andrzeja Leppera od kandydowania, gdyż byłem przekonany, że jego szanse są zerowe i nie pomoże nawet geniusz treserski Abramczyka. Podsunąłem mu natomiast inny pomysł: we Wrocławiu akurat pojawił się wakat na fotelu senatora, ponieważ umarł prof. Rot. Uważałem, że gdyby postawił na ulicach Wrocławia wszystkie te chętne do pracy baby i chłopów, to miałby wielką szansę zdobyć mandat w wyborach uzupełniających. Etat senatora otworzyłby przed nim szerzej drzwi do prezydentury. Gdyby jednak takie przedsięwzięcie się nie udało, to byłby czysty zysk, gdyż pokazałby mu, ze nie ma czego szukać w walce o prezydenturę.
Niestety, moja perswazja na nic się nie przydała. Szef „Samoobrony” był już zafascynowany perspektywami, jakie roztaczał przed nim Abramczyk. Z niesmakiem odrzucił propozycję kandydowania na senatora i zaproponował to mnie! Odpowiedziałem, że kandydatem na senatora z ramienia „Samoobrony” powinien być autentyczny chłop (albo baba), a nie jakiś akademicki inteligencik i moje wystąpienie w takiej roli byłoby całkiem niestosowne.
Na tym kontakty Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW z „Samoobroną” uległy zawieszeniu na całe 5 lat. Ich krótkie odnowienie nastąpiło podczas kolejnej kampanii prezydenckiej roku 2000. Tak się złożyło, że Ośrodek Badania Publicznej i jakieś inne sondażownie wybrały sobie miasto Nysę na miejsce „prawyborów prezydenckich”. Skorzystaliśmy z okazji i zorganizowaliśmy tam konferencję ogólnopolską, na którą zaprosiliśmy wszystkich kandydatów na prezydentów, aby publicznie przedstawili swój stosunek do postulatu JOW.
Z tego zaproszenia skorzystali prawie wszyscy ówcześni kandydaci na Urząd Prezydenta, poza najważniejszymi, a więc Aleksandrem Kwaśniewskim i Marianem Krzaklewskim . Tych ostatnich uczestnicy konferencji mieli możność „atakować” na ulicach Nysy. Natomiast Andrzej Lepper wystąpił z wielką swadą i animuszem i zapewniał nas solennie, że jest zwolennikiem JOW i będzie ten postulat popierał ze wszystkich sił!
Warto może dodać, że spośród zaproszonych kandydatów tylko Jan Łopuszański odniósł się do postulatu JOW z rezerwą – wszyscy pozostali zdecydowanie postulat JOW poparli. W przeddzień konferencji pojawił się u nas sam dyrektor Biura Wyborczego Andrzeja Olechowskiego i poinformował, że sondaż telefoniczny, przeprowadzony przez nich wśród mieszkańców Nysy wykazał 80% poparcia dla idei JOW! Nota bene, podobny rezultat przyniósł oficjalny sondaż, zorganizowany razem z tymi „prawyborami” przez Ośrodek Badań Wyborczych, gdzie głosujący w „prawyborach” byli proszeni o odpowiedź na pytanie czy są za, czy przeciw JOW.
W następnych latach nie odnotowaliśmy już większego zainteresowania Andrzeja Leppera problematyką JOW. W rozmowach, jakie miałem okazję z nim przeprowadzić, prezentował mi się jako człowiek kulturalny, inteligentny i mówiący dobrze po polsku. Przypominam sobie nawet jakąś audycję radiową, krytyczną w odniesieniu do Andrzeja Leppera, w której dziennikarz zauważył, że jest to jeden z nielicznych polskich polityków, który „włącza”, a nie „włancza” i „wyłącza” zamiast „wyłanczać”.
Będzie brakowało polityka, który miał serce do walki i energicznie szukał sposobu zerwania więzów, jakimi, już na ponad dwie dekady, spętały Polskę tzw. porozumienia Okrągłego Stołu.
Inne tematy w dziale Polityka