Sprawa p.Dominika Jafry ze Szczecina, który pozwał do sądu Platformę Obywatelską o zapłatę 1 złotówki za straty moralne stała się wydarzeniem dnia i przyciągnęła (we wtorek 1 marca 2011) do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście niewiarygodną wprost (jak dla uczestnika Ruchu JOW!) ilość dziennikarzy wszelkich mediów. Kiedy nie bez trudu przecisnąłem się na salę rozpraw, to ściana operatorów mikrofonów i kamer telewizyjnych zupełnie zasłoniła Wysoki Sąd, który, całkiem słusznie, uznał, że w tych warunkach rozprawy prowadzić się nie da. Przepytał tylko, do protokołu, jakie media reprezentowane są na sali oraz z kogo składa się zgromadzona publiczność i poprosił, żeby te straszne narzędzia medialnej manipulacji zechciały opuścić pomieszczenie.
Sama rozprawa była krótka. Jak wolno sądzić, Sąd miał wyrok przygotowany już przed rozprawą i czynił tylko zadość procedurze, prosząc powoda, żeby zechciał jeszcze raz przedstawić swoją skargę. Ponieważ żaden przedstawiciel strony pozwanej, a więc Platformy Obywatelskiej, nie stawił się, więc sprawa szybko została zamknięta, a Sąd zapowiedział, że za dwie godziny ogłosi wyrok. W efekcie „proces” odbywał się w kuluarach, gdzie wszystkie te liczne kamery i radia, przez kilka godzin, przepytywały p. Jafrę oraz młodego posła Platformy Obywatelskiej Marka Wójcika, który, nieoczekiwanie i całkiem prywatnie, zaszczycił rozprawę swoją uwagą.
Pan Poseł stawał po kolei przed wszystkimi kamerami i, korzystając z nielimitowanego czasu, obszernie przedstawiał stanowisko Platformy. Nie było to łatwe, bo wprawdzie media były posłowi raczej przychylne, to jednak licznie zgromadzeni woJOWnicy gwałtownie i bez pardonu przeszkadzali ile mogli, zadając posłowi nieprzyjemne pytania i stawiając zarzuty, które podważały dobrą wolę PO i jej przedstawicieli. Marek Wójcik przyniósł ze sobą większą ilość kopii Dziennika Ustaw z nowo uchwalonym Kodeksem Wyborczym i cierpliwie wyjaśniał, że PO jest jak najbardziej, i wciąż, za JOW w wyborach do Sejmu, tylko nie ma możliwości wywiązania się z tej obietnicy, ponieważ uniemożliwia jej to „arytmetyka sejmowa”, nie ma po prostu niezbędnej większości, ale poza tym robi co może, czego dowodem jest wprowadzenie JOW w wyborach do Senatu i do rad gmin poza miastami powiatowymi. WoJOWnicy z kolei atakowali Posła, że przecież PO zobowiązywała się do wprowadzenia JOW do Sejmu, a Senat obiecywała zlikwidować, a więc, że w efekcie, wyborcy dostali zamiast szynki skwaśniałego ogórka, który i tak nadaje się tylko na kompost.
Obie strony korytarzowego sporu, naturalnie, pozostały na swoich stanowiskach, a Sąd w wydanym wyroku pozew oddalił, wyjaśniając p. Jafrze, że jego skarga nie ma podstaw prawnych, nie poniósł bowiem żadnych rzeczywistych szkód, ani materialnych, ani nie zapadł na zdrowiu, ani też Platforma go nie zniesławiła. Sąd może, ewentualnie, przesłać mu uzasadnienie wyroku na piśmie i wtedy będzie się mógł odwoływać, co też p. Jafra zapowiedział uczynić.
Pod salą rozpraw czyhały czujne kamery, więc jej opuszczenie przedstawiało pewien problem. Pan Jafra odpowiadał, przez dobrych kilkanaście minut, na pytania, a ci którzy nie potrafili opuścić sali czekali, aż te wywiady się skończą. Wreszcie Sędzia musiała zadzwonić po pomoc, która ostudziła emocje i pozwoliła Sądowi pracować.
A przed nami wszystkimi nadal stoi pytanie: czy w cywilizowanym i podobno demokratycznym kraju może być tak, żeby wysocy przedstawiciele władzy politycznej namawiali obywateli do akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum, te podpisy zbierali, a potem wszystko to wrzucali do niszczarki i milionowi obywateli pokazali figę? Nie miałem możliwości obejrzeć, jaki użytek ze swego pobytu w Sądzie zrobiły kamery TVP, Polsatu, Superstacji TV i co tam jeszcze było, ale z telefonów od przyjaciół i znajomych dowiaduję się, że nie było tam uznania dla obywatelskiej postawy emeryta ze Szczecina, który postanowił zaprotestować publicznie przeciwko takiemu traktowaniu obywateli. Podobno w Polsce mamy dzisiaj jakąś silną opozycję polityczną wobec rządzącej Platformy, ale sprawą nie zainteresował się żaden opozycyjny poseł czy senator. Oczywiście, jak usłyszałem z ust jednego z dziennikarzy: do czego by to doszło, gdyby politycy mieli obowiązek dotrzymywać obietnic składanych obywatelom? Skóra cierpnie na samą myśl o takiej okropności.
PS. Naturalnie, całemu wydarzeniu towarzyszyła niezłomna kamera JOW-TV, której relacja warta jest polecenia.
Inne tematy w dziale Polityka