Dziękuję organizatorom dzisiejszej konferencji za umożliwienie mi zabrania głosu na sesji poświęconej inżynierii społecznej. Dziękuję tym bardziej, że każdy z jej uczestników ma prawo zapytać, a co on tu robi? Jestem bowiem, jak zapowiedziano w programie, profesorem fizyki teoretycznej, specjalizującym się w kwantowej teorii ciała stałego i co to ma wspólnego z tematem dzisiejszych rozważań? Ufam jednak, że organizatorzy nie całkiem się pomylili, gdyż, jak sądzę, zaprosili mnie tutaj w charakterze sui generis inżyniera społecznego, a więc obiektu doświadczalnego procesów, którymi zajmują się socjolodzy. Jestem bowiem jednym z liderów ruchu społecznego, który się nazywa Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Cała działalność tego Ruchu, od samego początku, jest przykładem inżynierii społecznej, zarówno od strony zamysłu i idei, jak i od strony praktyki, jaką przez 17 lat już stosują, świadomie lub nie zawsze świadomie, uczestnicy tego Ruchu. Czym bowiem jest inżynieria społeczna?Jak piszą Jon Alexander i Joachim Schmidt w książce „Social Engineering” (ed. A. Podgórecki, J. Alexander I R. Shields, Carleton University Press, 1996) ; “Social engineering means arranging and channeling environmental and social forces to create a high probability that effective social action will occur”. Tak właśnie działa Ruch Obywatelski na rzecz JOW: organizuje i ukierunkowuje siły społeczne i środowiskowe aby stworzyć wysokie prawdopodobieństwo, że nastąpi pewne skuteczne działanie społeczne. Tym skutecznym działaniem, według naszych inżynierskich zamierzeń, ma być wymuszenie na sprawujących władzę zmiany systemu wyborczego do Sejmu, polegające na wprowadzeniu brytyjskiego systemu wyborczego. W zamyśle głębszym leży zasadnicza, strukturalna reforma Państwa Polskiego, która powinna być konsekwencją realizacji tego celu inżynierskiego: odpowiedzialność na scenie publicznej, upodmiotowienie obywateli, decentralizacja państwa, mocna legitymizacja władzy, zerwanie partyjnych łańcuchów krępujących działalność gospodarczą, autentyczna samorządność Rzeczypospolitej w Europie, a może nawet i niedościgły cel marzeń dziesiątków pokoleń : Niepodległa Rzeczpospolita.
Pomysł ruchu społecznego dla zrealizowania celu tak, wydawałoby się, abstrakcyjnego, oderwanego od codziennej rzeczywistości, jak reforma ordynacji wyborczej do Sejmu, zrodził się z obserwacji wydarzeń we Włoszech na początku lat 90. To we Włoszech powstał historyczny ruch społeczny „Maggioritario”, który w krótkim czasie doprowadził do referendum w sprawie ordynacji wyborczej i uzyskał niespotykane w historii poparcie i akceptację społeczną. We Włoszech, przed referendum roku 1993, miało miejsce 19 referendów, o najróżniejsze sprawy, takie jak czy Włosi chcą zachowania monarchii czy też mają być republiką, czy dopuszczalne mają być rozwody, czy dopuszczalna ma być aborcja i szereg innych gorących tematów społecznych. I żaden z tych tematów nie spotkał się z tak wielkim odzewem, jakim było pytanie o ordynację wyborczą! Ten fakt uznaliśmy za dowód, że nie jest prawdą, iż obywatele mogą się entuzjazmować tylko tymi tematami, które podrzucają im środki masowego przekazu, że ważna sprawa obywatelska i ustrojowa też ma szansę się przebić i uzyskać akceptację społeczną nawet wbrew całej klasie politycznej i interesom rządzących. I zainicjowaliśmy polską wersję Maggioritario.
Język włoski jest piękny i muzyczny. Słowo włoskie „ maggioritario” brzmi pięknie, jego polski odpowiednik „większościowy” to zbiór skrzypiących spółgłosek i nie podrywa jak dobrze nastrojony dzwon. Naszemu ruchowi nadaliśmy nazwę „jednomandatowe okręgi wyborcze” i bez przerwy jesteśmy przekonywani, że to kiepska nazwa, że za długa, że jakaś taka banalna, ze to nie chwyci, ze trzeba inaczej. Zgadzamy się , częściowo, z tymi zarzutami, ale uważaliśmy, że te trzy słowa, skrócone w już dziś powszechnie używanym akronimie JOW, niosą jasną i konkretną treść, a więc pozostaliśmy przy niej.
Przyznać jednak wypada, że w tym inżynierskim zamyśle wykorzystana została, przynajmniej w pewnym stopniu, specjalistyczna wiedza fizyka.
Po pierwsze, wiedza o zjawisku rezonansu. Znany jest przykład oddziałów wojskowych maszerujących przez most. Zabrania się wtedy maszerować „w nogę”, należy iść marszem wolnym, aby przez uderzanie z tą samą częstotliwością nie wywołać wymuszonych drgań rezonansowych. Otóż my postanowiliśmy wykorzystać drgania rezonansowe poprzez uderzanie zawsze i nieustannie w tę samą nutę: JOW, JOW, JOW….Nic tylko JOW. Organizujemy spotkania, konferencje, happeningi, marsze, wydajemy książki, broszury, ulotki, biuletyny – wszędzie i na okrągło „JOW”. Aż krzyczą, ze zrobiliśmy z JOW, jakieś panaceum na wszystkie bolączki, a przecież wiadomo, ze żadnego panaceum nie ma i być nie może! Nie. Nie panaceum. Częstość rezonansowa. Chcemy wywołać drgania społecznego mostu o takiej amplitudzie, że niechętna zmianie klasa polityczna będzie musiała ustąpić, żeby most się nie rozwalił.
Po drugie: znajomość zjawiska przejścia fazowego. Fizyka bada przejścia fazowe i zgromadziliśmy w tej dziedzinie ogromny dorobek doświadczalny i teoretyczny. Co raz więcej fizyków – teoretyków usiłuje dzisiaj wykorzystać swoją wiedzę i swoje techniki do badania procesów społecznych przemian fazowych. Konstruują modele, rozwijają metody matematyczne. Ale to jest zajęcie badawcze. My jesteśmy praktykami, którzy coś nie coś wiedzą o mechanizmie przejścia fazowego. Wiemy, że przejście fazowe zaczyna się od procesu korelacji pomiędzy sąsiednimi atomami . Ta korelacja ma miejsce w bliskiej odległości jednych od drugich. Ale jeśli czynnik wywołujący przejście fazowe działa w sposób ciągły, to zasięg korelacji się powiększa. Przejście fazowe następuje wtedy, gdy zasięg korelacji osiągnie wartość krytyczną. Wtedy momentalnie zachodzi przejście fazowe w całym systemie, jak mówimy w fizyce, zasięg korelacji staje się nieskończony. Takie procesy opisujemy ściśle językiem matematycznym. To jest model działania naszego Ruchu: systematyczne zwiększanie zasięgu korelacji – przekazywanie wiadomości i idei JOW. Temu służą setki konferencji, jakie zorganizowaliśmy, manifestacje, marsze, wydawnictwa. Jeszcze nie osiągnęliśmy krytycznego zasięgu. Kiedy to się stanie? Nie wiadomo. Teoria jest jeszcze zbyt słaba, żeby dać nam jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Ale zbliżamy się!
Po trzecie wykorzystujemy w pewnym sensie pojęcie tzw. fali nośnej. Nasz pomysł inżynieryjny, nasza koncepcja, to zmiana systemu wyborczego na taki, jakim posługują się nasi najwięksi sojusznicy, „Amerykanie i Anglicy”, Kanadyjczycy i inni. Przedstawiamy społeczeństwu swego rodzaju „propozycję nie do odrzucenia”: jaki polityczny przeciwnik naszego projektu odważy się wystąpić przeciwko propozycji systemu wyborczego, jaki od ponad dwustu lat praktykują u siebie Brytyjczycy, Amerykanie , Kanadyjczycy?
Więc to są te główne dźwignie, którymi chcemy poruszyć bryłę społeczną, na nich zasadza się nasz manipulatorski zabieg.
Jednakże nasze „działania inżynierskie” nie działają w wolnej przestrzeni; na przekór naszej „inżynierii” działa „kontrinżyniera” – inżynieria społeczna klasy rządzącej, dla której interesów grupowych i indywidualnych realizacja naszego zamierzenia stanowi zagrożenie i która broni się przed tym wszystkimi dostępnymi środkami. W obronie swoich interesów musi ona posłużyć się manipulacją, ponieważ otwarta, jawna walka z koncepcją wyborów parlamentarnych na wzór Wielkiej Brytanii byłaby dla niej niekorzystna.. Właśnie z tego powodu, że jest to system, jaki stosują u siebie kraje, z którymi chcemy mieć pod każdym względem jak najlepsze stosunki i które w opinii publicznej uchodzą za przodujące i wzorowe kraje demokratyczne. Podjęcie otwartej, publicznej dyskusji tematu mogłoby spowodować efekt najzupełniej przeciwny do zamierzonego.
Jakie można wypunktować działania „inżynieryjne” klasy rządzącej, usiłującej postawić tamę fali JOW?
2. Blokowanie dostępu do środków masowego przekazu, uniemożliwienie publicznej artykulacji idei JOW.
3. Technika wykluczania ludzi Ruchu z życia publicznego i odbieranie im wiarygodności
4. Próba zredefiniowania postulatu JOW i skierowanie energii społecznej na boczne tory
5. Oficjalne przejęcie postulatu i nadanie mu innego kierunku, a co najmniej gra na zwłokę.
Ad 1. Państwa komunistyczne (poza Związkiem Sowieckim) wszystkie określały się jako państwa „demokracji ludowej”, a system tu panujący przedstawiany był, w nauce, podręcznikach, akademiach i słownictwie, jako ideał demokracji, a przeprowadzane tu wybory były kwintesencją wolności. Konstytucja PRL, de facto, w bardzo niewielkim stopniu różniła się od Konstytucji III RP i z wyjątkiem nielicznych artykułów, można by ją wręcz przepisać. Tak jak Konstytucja III RP gwarantowała ona wybory do Sejmu „wolne, powszechne, równe i tajne”, a każdemu obywatelowi bierne prawo wyborcze. Istniał też Trybunał Konstytucyjny, który nigdy nawet nie zamierzał kwestionować sprzeczności prawa wyborczego z konstytucją. Ten fałsz, ta manipulacja językiem, utrwaliły się w świadomości społecznej i dlatego dzisiaj jest bardzo łatwo ten sam fałsz, te same nowotwory językowe prezentować opinii publicznej. Dlatego prawie nikt dzisiaj nie kwestionuje faktu pozbawienia obywateli biernego prawa wyborczego w wyborach do Sejmu, nie kwestionuje pogwałcenia zasady równości, a dodana do zasad wyborczych „proporcjonalność” stosowana jest zgodnie z Orwellowską zasadą „mowy podwójnej”. Jak pokazują statystyki 2/3 Izby Poselskiej obsadzona jest przez osoby, które nie uzyskały więcej niż 1% głosów wyborców w swoich okręgach wyborczych, to jednak nie przeszkadza, żeby kiedykolwiek jakiś poseł ma odpierać stawiane posłom zarzuty, nie odpowiedział: „ależ przecież to wy nas wybraliście! Miejcie pretensje do samych siebie”. Tworzy się przekonanie, że posłowie, owszem, są elitą polityczną, ale ta elita polityczna to dokładnie tacy sami ludzie, jak wszyscy inni – kłamią, bo wszyscy kłamią, oszukują, bo wszyscy oszukują, kradną, bo wszyscy kradną, o co więc chodzi?!Nie ma co łamać sobie głowy nad poszukiwaniem jakiegoś cudownego systemu wyborczego, bo „z pustego i Salomon nie naleje”, a więc tak, czy siak, wyjdzie zawsze na to samo.
Ad 2. Od roku 1993, a więc od czasu powstania Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW, skutecznie blokuje się uczestnikom Ruchu dostępu do środków masowego przekazu, przede wszystkim do telewizji publicznej, ale też i do wszystkich innych kanałów telewizyjnych, które powiązane są z elitą polityczną interesem grupowym. Nigdy, w ciągu tych 17 lat, przedstawiciel Ruchu nie został zaproszony do żadnej „debaty publicznej” w TVP, nigdy nie dano nam możliwości zaprezentowania naszej idei i naszego przesłania. Nawet kiedy ok. tysiąca manifestantów Ruchu maszerowało Traktem Królewskim, pod Pałacem Prezydenckim, Rządem i Sejmem - wszystkie kamery telewizyjne patrzyły w inną stronę i żadni dziennikarze nie kwapili się na przeprowadzanie wywiadów z uczestnikami tych manifestacji. Artykuły publicystyczne wysyłane przez ludzi Ruchu do głównych gazet i tygodników , nieodmiennie lądowały w koszu. Dziennikarze, zapraszani na organizowane przez nas konferencje prasowe nie przychodzili i nie przychodzą. Nie przychodzą też na liczne ogólnopolskie konferencje Ruchu. Nawet gdy Zgromadzenie Ogólne Związku Miast Polskich jednomyślnie podjęło uchwałę domagającą się JOW w wyborach do Sejmu – sprawa została całkowicie zignorowana przez wszelkie media.
Ta blokada ma oczywiste znaczenie manipulatorskie. Wytworzyło się bowiem takie przekonanie, że jeśli w świecie i w Polsce dzieje się coś ważnego, to telewizja o tym informuje. Jeśli jakiś temat nie istnieje w telewizji, to u milionów telewidzów wytwarza się przekonanie, że tego tematu w ogóle nie ma, a więc jest to sprawa nie warta, żeby się nią zajmować.
Ad 3. Technika wykluczania z życia publicznego. W szeroko pojętej elicie politycznej Ruch JOW jest znany i znani są jego liderzy i przedstawiciele. Jednakże przedstawicieli Ruchu nie zaprasza się do żadnych publicznych debat na tematy ustrojowe, czy nawet wprost na temat ordynacji wyborczej. Tworzy się więc wrażenie, że tworzymy jakiś niepoważny margines polityczny, nie zasługujący na udział w „poważnych” debatach.
Ad 4. Nieustannie podejmowane są wysiłki przekierowania energii działaczy Ruchu na „bezpieczne” tory. JOW? W porządku, ale dlaczego zaraz do Sejmu, albo dlaczego tylko do Sejmu? Spróbujmy najpierw wprowadzić JOW w innych obszarach, gdzie to nie wywołuje sprzeciwu klasy politycznej: w samorządach osiedlowych lub gminnych, może ewentualnie w powiatach, albo do Senatu! Nie ma problemów z konstytucją, zajmijcie się czymś pożytecznym i możliwym do przeprowadzenia, a nie od razu do Sejmu! Naciski w tym kierunku trwają i trwają, rozbijają działania Ruchu, odrywają od głównej sprawy ludzi niecierpliwych. Np. wielka akcja , i nieudana, akcja zbierania podpisów pod projektem ustawy wyborczej do samorządu terytorialnego.
Ad 5. Wreszcie jesteśmy świadkami działań, które polegają na tym, że główna partia polityczna przejmuje hasło Ruchu, umieszcza je w swoim programie i przedstawia się jako główny i jedyny propagator idei. W marcu 2004 Ruch JOW zorganizował we Włocławku ogólnopolski zjazd, głównie samorządowców, pod egidą prezydentów głównych miast Kujaw: Włocławka, Torunia i Bydgoszczy, na którym przystąpił do organizowania komitetow referendalnych w sprawie referendum o JOW w wyborach do Sejmu. Trzy miesiące później, na Konwencji Wyborczej Platformy Obywatelskiej we Wrocławiu, to samo hasło rzuciła PO i rozpoczęła zbieranie podpisów pod wnioskiem obywatelskim , o referendum, w którym jednym z pytań było pytanie o JOW do Sejmu. Od tej pory, przy różnych enuncjacjach publicznych, politycy PO, w szczególności sam Premier, zapewniają Polaków o swojej niesłabnącej woli realizacji postulatu. Premier nawet w TVP zapewnił nas, że „nie spocznie, dopóki nie wprowadzi JOW do Sejmu”.
Dlaczego z nieufnością i podejrzliwością traktujemy te enuncjacje i zapewnienia? Przede wszystkim dlatego, że w tych jakoby działaniach na rzecz JOW, politycy PO jak ognia unikają kontaktu i współpracy z Ruchem na rzecz JOW. Nigdy jeszcze nie zostaliśmy zaproszeni do jakiegokolwiek współdziałania, do jakiejś narady, jakiejś wspólnej akcji. Po czerwcowej Konwencji PO we Wrocławiu, liderzy Ruch zwrócili się wprost do Premiera (wtedy jeszcze tylko Przewodniczącego PO) z propozycją nawiązania współpracy. Pozostało to bez odzewu. Kiedy organizujemy manifestacje uliczne w tej sprawie, podchodzimy pod Sejm, nigdy jeszcze nie wyszedł do nas żaden przedstawiciel partii rządzącej. Nadal nie dopuszcza się nas do środków masowego przekazu. Prawie milion podpisów obywatelskich zebranych w sprawie referendum, nie zostało w żaden sposób wykorzystanych, Sejm nie podjął żadnej debaty, podpisy te zostały zniszczone. W tej sprawie Ruch złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Sztrasburgu.
Konkluzje
Przedstawiłem tutaj dwie przeciwstawne „inżynierie społeczne” – jedną, :”ubogą”, nie dysponującą żadnymi środkami, której celem jest przeprowadzenie pewnego zamysłu politycznego wbrew klasie politycznej, i drugą „bogatą”, która ma na celu zablokowanie tej pierwszej. Pomimo tej blokady socjotechniczne JOW - Jednomandatowe Okręgi Wyborcze – weszły do obiegu publicznego, są już przedmiotem debaty, nikt już podejmowanie tego tematu nie uważa za akcje jakichś „oszołomów”, a 5 stycznia br Sejm uchwalił ustawę, którą wprowadził JOW w wyborach do Senatu i do wszystkich gmin z wyjątkiem miast na prawach powiatu. JOW wprowadzone zostały de facto w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jeszcze w roku 2002. Jeszcze nadal jest daleko do wprowadzenia JOW w wyborach do Sejmu. Ale nasz eksperyment socjologiczny, czy socjotechniczny, trwa już prawie dwie dekady. Myślę, za czas się pokusić o jakiś miarodajny pomiar skuteczności tych działań inżynieryjnych. Czy i na ile Ruch JOW, w swoim zamiarze doprowadzenia do przejścia fazowego, przybliża się do „fluktuacji krytycznej”, czy też to przybliżanie się jest skutecznie blokowane przez kontrdziałanie elit? Sądzę że na to pytanie powinni odpowiedzieć fachowi socjolodzy i że temat jest wart profesjonalnego badania.
Referat wygłoszony na VIII Konferencji "Socjolog na Rynku Pracy", KUL, 17 stycznia 2011
Inne tematy w dziale Polityka