Ze strony internetowej Radia Opole SA dowiadujemy się, że dziennikarze tej stacji, we współpracy z dziennikarzami TVP Opole, powiadomili Policję, że zbierane są in blanco podpisy poparcia dla Komitetu Wyborczego Wyborców „Kierunek Polski”. Na podstawie tej informacji do siedziby KWW 20 października 2010 wkroczyli policjanci , dokonali przeszukania. Jak informują przedstawiciele Komitetu:Zabrano wszystkie nasze dokumenty: spisy sympatyków, listy poparcia, oświadczenia lustracyjne i wypełnione zgody kandydatów do Sejmiku Wojewódzkiego. 27 października przed Sądem Okręgowym odbyła się rozprawa w trybie wyborczym. Sąd zgodził się wnioskiem PKW w Opolu, która odmówiła rejestracji list Komitetu.
Przedstawiciel Komitetu, Antoni Borelowski, napisał w oświadczeniu:Na tym sprawa się nie kończy, a wręcz przeciwnie. Trafi teraz do sądów powszechnych, do Sadu Najwyższego w trybie wyborczym oraz gdy sądy krajowe będą nadal chronić przestępców to do Trybunału Praw Człowieka w Sztrasburgu. Rzeczowo patrząc na rozprawę w Opolu to paradoksalnie tylko praworządna postawa Sądu mogła uratować rząd polski przed odpowiedzialnością za łamanie elementarnych standardów wolnych wyborów. Nie ma więc tego złego … My bądźmy tylko nadal niezłomni i konsekwentni.
A ponieważ na czele tego Komitetu stoją zahartowani w bojach Przewodniczący Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki i były poseł i lider KPN Adam Słomka, więc możemy być pewni, że niezłomności i konsekwencji im nie zabraknie.
O co chodzi z tymi podpisami?
Wszystkie ordynacje wyborcze obowiązujące w Polsce wymagają, dla zarejestrowania kandydatów, zebrania odpowiedniej liczby podpisów wyborców danego okręgu. I tak:
Dla kandydatów na Prezydenta RP – 100.000
Dla posłów do PE – 10.000
Dla posłów do Sejmu RP – 5.000
Dla senatorów – 3 000
Dla zarejestrowania Komitetu Wyborczego – 1.000
Dla kandydatów do sejmików – 300
Dla radnych do powiatu – 200
Dla radnych gmin powyżej 20.000 mieszkańców – 150
Dla radnych mniejszych gmin – 25
Od podanych wymogów przewiduje się wyjątki, ale nie zajmujmy się nimi. Zastanówmy się nad sensem tych wymogów: komu i do czego potrzebne są te podpisy? Dlaczego, aby zarejestrować kandydata na posła w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej (a podobnie jest i w innych krajach, takich jak Kanada czy Australia), wystarczy 10 (słownie: dziesięć!) podpisów wyborców z jego okręgu, a w Polsce w najmniejszej gminie minimalna liczba podpisów wynosi 25? Kandydaci na posłów muszą mieć poparcie 500 razy większe niż kandydaci brytyjscy, a kandydaci na Urząd Prezydenta aż 10 tysięcy razy większe! Do czego to służy i jakie przynosi skutki? Jakie są „plusy dodatnie i ujemne” tej zabawy z podpisami?
Jakie są te „plusy ujemne” pokazuje dobrze wydarzenie opolskie: komitety wyborcze notorycznie dopuszczają się przekroczenia prawa wyborczego zbierając podpisy albo in blanco – jak to zarzucono KWW Kierunek Polski w Opolu, albo przepisując – w ramach sąsiedzkiej pomocy – z jednych list na inne, albo kupując podpisy za pieniądze, albo fałszując je wprost, licząc na to, że w tej ogromnej ilości podpisów nikt tego nie sprawdzi. Praktyki te stanowią tajemnicę poliszynela od początku pojawienia się demokracji po polsku.
Podpisy te wcale nie są dowodem, czy nawet oznaką poparcia, jaką cieszą się poszczególni kandydaci czy ich listy. Świadczą one, co najwyżej, o sprycie, przedsiębiorczości i zasobach finansowych kandydatów. Najlepszych dowodów na tę tezę dostarczają wybory prezydenckie, w których wielu kandydatów w samych wyborach uzyskuje jedynie śladowe ilości głosów wyborców, którzy, jakoby, poparli ich kandydatury swoimi podpisami. Zbieranie tych podpisów jest więc klasycznym polowaniem na martwe dusze, w czysto gogolowskim sensie. Zgodnie z zasadą, że okazja czyni złodzieja, takie rozwiązania ustawowe są elementem demoralizacji polskiej sceny politycznej.
Istnieje jeszcze inny, może nawet gorszy, aspekt tej sprawy: otwarta zostaje droga do wszelkiego rodzaju perfidnych prowokacji politycznych. Wystarczy bowiem przeciwnikowi politycznemu podrzucić kilka, a nawet tylko jedną fałszywą listę z podpisami i już go mamy w garści! Liczne postępowania karne wytoczone przeciwko różnym niemile widzianym ugrupowaniom politycznym pozwalają suponować, że przypuszczenie to nie jest dalekie od prawdy.
Dlaczego w Wielkiej Brytanii wystarczy 10 podpisów, aby zarejestrować kandydata, a w Polsce konieczne są setki i tysiące, a nawet setki tysięcy?
Wybory takie, jak w Wielkiej Brytanii, wybory w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW) są szkołą odpowiedzialności: odpowiedzialności posła przed wyborcami i odpowiedzialności wyborców za posła. Dziesięciu ludzi, którzy podpisują rekomendację kandydatowi na posła biorą za niego odpowiedzialność, ręczą za jego postawę obywatelską i jego kwalifikacje publiczne. Setki kartek z tysiącami podpisów, to poparcie de facto anonimowe, to poparcie gogolowskich martwych dusz. Okazja do nadużyć i nieodpowiedzialności.
Parlament podobno debatuje teraz nad zmianami w prawie wyborczym. Czas, czas najwyższy, zerwać z tą fasadą demokracji pod nazwą :”wybory proporcjonalne” i wprowadzić do naszego życia publicznego proste, jasne, czytelne reguły zachowań obywatelskich i odpowiedzialności .
Inne tematy w dziale Polityka