Podejrzewałem, że Platforma użyje jakiegoś sprytnego fortelu, aby nie dać pożreć swojego partyjnego guru w jaskini pisowskiego lwa. Zakładałem, że przyśle kogoś łudząco podobnego do Tuska, aby jego ewentualna strata nie była tak bolesna i dotkliwa dla partii. Patrząc na debatę utwierdzałem się tylko w tym przekonaniu, a moje przypuszczenia potwierdził dodatkowo sam redaktor Sławomir Jastrzębowski w swoim wpisie " Tusk pomylił imprezy" sugerując, że... "Tuska podmieniono".
Miał wejść i zmiażdżyć, zniszczyć, rozerwać, zdominować, zmienić bieg historii. Tymczasem zobaczyliśmy człowieka niestosownie ubranego, zdenerwowanego, całkowicie pozbawionego swojej wiecowej charyzmy, z wymiętą kartką i trzęsącą się dłonią. Był po prostu nieprzygotowany. Próbował improwizować i to nieumiejętnie. Tą debatę większość oglądała właśnie dla Donalda Tuska, tymczasem zamiast wiecowego przecinaka, rozwalającego w pył swoich przeciwników politycznych, zobaczyła żałosnego figuranta, bezbronnego niczym zapłakany chłopiec w piaskownicy, który z każdym kolejnym pytaniem potwierdzał tylko powiedzenie, że "król jest zwyczajnie nagi".
To na pewno nie był Donald Tusk, ten wiecowy, pewny siebie zawadiaka i samiec alfa. To musiał być jego sobowtór, jakich chociażby Putin ma wielu na różne okazje. Przyznajcie, że też odnieśliście takie wrażenie? W dobie współczesnej techniki i sztucznej inteligencji wyprodukowanie takiego avatara nie powinno nastręczać większych trudności. Problem w tym, że co by to nie było, sobowtór, czy avatar, był to egzemplarz wyjątkowo nieudany.
Inne tematy w dziale Polityka