Jerzy George Jerzy George
243
BLOG

Widoki Trumpa na pokonanie Harris

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Widoki Donalda Trumpa na zwycięstwo wyborcze są nienajgorsze. Tak, Kamala Harris ma nad nim 2,4% przewagi w sondażach ogólnokrajowych (48,5% vs. 46,1%). Tak, sondaże stanowe dają jej też przewagę w głosach elektorskich (226 vs. 219). Tak, Donald jest od niej brzydszy i znacznie starszy. Tak, w odróżnieniu od niego Kamala jest kobietą, w dodatku czarną. Ale to wszystko za mało. I nie tylko dlatego, że jednak nie jest również lesbijką, czy kimś à la w podobie. Istnieją dodatkowe powody.

Otóż do wzięcia są jeszcze 93 elektorskie głosy rozmieszczone nierówno w siedmiu tak zwanych wahadłowych stanach, w których Kamala i Donald uzyskali tylko jakieś niewyraźne przewagi procentowe, niższe od błędu statystycznego. Te niewyraźne przewagi posiadają jednak konkretne wartości liczbowe i dla Kamali są to: 0,7-procentowa przewaga w Nevadzie, 0,6-procentowa przewaga w Michigan, 0,4-procentowa przewaga w Pensylwanii i 0,2-procentowa przewaga w Wisconsin. Trump ma niewyraźną przewagę tylko w trzech stanach, ale jego niewyraźne przewagi (1,9% w Georgii, 1,8% w Arizonie i 0,7% w Północnej Karolinie) są wyraźniejsze niż niewyraźne przewagi Harris.

Z tym, że gdyby oboje przekuli wszystkie swoje niewyraźne przewagi na wygrane, to zwycięstwo wyborcze przypadłoby jednak Kamali stosunkiem głosów elektorskich 276 do 262. Do zwycięstwa jak wiadomo wystarczy 270 głosów, więc Kamala mogłaby sobie nawet pozwolić na utratę Nevady posiadającej tylko 6 elektorskich głosów. Natomiast Donald, żeby zwyciężyć, musiałby oprócz Nevady odebrać Kamali jeszcze jeden wahadłowy stan, powiedzmy Wisconsin, który ma 10 elektorskich głosów. Byłoby to skromniutkie zwycięstwo (278 do 260), ale zawsze. Inna rzecz, że Kamala też jakiś stan może Donaldowi odebrać, na przykład Północną Karolinę. Wtedy klapa, 276 do 262 dla Harris.

Oczywiście powyższych rachub nie można traktować zbyt serio, bo przy przewagach niższych od błędu statystycznego mają one wartość przewidywań dokonywanych na podstawie rzutu monetą, czyli nikłą. Niemniej warto prześledzić, jak mikroskopijne różnice między notowaniami obu kandydatów w wahadłowych stanach zmieniały się w czasie. Po wyjęciu Bidena z kampanii wyborczej notowania Kamali zaczęły rosnąć, ale szybko opadły do poprzedniego poziomu. Podobnie było po jej debacie z Donaldem. Tymczasem Donald bez specjalnych wzlotów systematycznie ją doganiał i w niektórych stanach nawet wyprzedzał. Topnieje też przewaga Harris w sondażach ogólnokrajowych, wczoraj wynosiła 2,6 procent, dzisiaj już 2,4. Znaczy zarysował się pewien trend, raczej korzystny dla Trumpa. Do dnia wyborów zostały jeszcze trzy tygodnie. Jeśli przez ten czas Donald zdoła taki trend utrzymać, to kto wie, co będzie.

Konieczne jest ponadto wzięcie pod uwagę imponderabiliów, czyli rzeczy nieuchwytnych, niedających się dokładnie zmierzyć lub obliczyć, mogących jednak wywrzeć przemożny wpływ na wyborców. Tu automatycznie nasuwa się kwestia intelektualnej sprawności Kamali Harris. Zdaniem Trumpa kandydatka Demokratów jest umysłowo upośledzona. Według niego „Biden stał się umysłowo upośledzony, Kamala się z tym urodziła”. Donaldowi wtóruje słynny klasycysta Victor Hanson: „Kamala Harris jest intelektualnie leniwa”. Amerykański lud z czerwonych stanów artykułuje to po swojemu: „Ona jest głupia”.

Liberałowie na odwrót. Kongresmen Adam Schiff na przykład podziwiał „ostry jak brzytwa umysł Kamali Harris” i nie wątpił, że Kamala „będzie potrafiła go użyć podczas debaty z Trumpem”. Hillary Clinton w podobnym duchu mówiła o „błyskotliwej prokurator, która stanie przeciwko Trumpowi”.

Wobec tak diametralnie rozbieżnych ocen można tylko bezradnie rozłożyć ręce i uczciwie przyznać, że kwestia intelektualnej sprawności Kamali jest rzeczywiście nieuchwytna i naprawdę należy do wyborczych imponderabiliów. Coś podobnego zdarza się właściwie pierwszy raz w historii amerykańskich elekcji. Dotychczas o jakości intelektu kandydatów na prezydenta nigdy przed wyborami się tyle nie mówiło. Coś jest więc na rzeczy, ten dym musiał się skądś wziąć. Liberałowie z determinacją negują rzeczywistość, ale przekonanie o mentalnej nieadekwatność Kamali Harris jest już powszechne, nawet wśród jej zwolenników. O nich może mniejsza. Zwolennicy i tak na nią zagłosują. Ale wyborcy niezdecydowani – niekoniecznie.

Wyborca niezdecydowany może w każdej chwili stwierdzić, że ma dosyć prezydentów na niby - takich jak młodszy Bush czy Joe Biden – niezdolnych z braku kwalifikacji do podejmowania suwerennych decyzji, odsuniętych od rządzenia przez grupę regentów, osobników, których nikt nie wybierał. Wyborca taki uświadomiwszy sobie, że z niezbyt rozgarniętą Harris będzie tak samo, albo jeszcze gorzej, odłoży iPhona i głęboko się zamyśli. Topniejące notowania kandydatki Demokratów właśnie z takich zamyśleń się biorą.

Nie za dobrze też wygląda sprawa nominacji Kamali Harris na kandydatkę do urzędu prezydenta. Republikanie mówią wprost: Sposób, w jaki została nominowana był niedemokratyczny. Demokraci w odpowiedzi powołują się na fakt, że w Chicago odbyła się konwencja Partii Demokratycznej, podczas której oddało swoje głosy na nią pięć tysięcy delegatów ze wszystkich stanów i terytoriów zamorskich. Symbolicznie oddało swoje głosy – cierpliwie korygują Republikanie - to głosowanie odbyło się wirtualnie. Zwolennicy Harris przyjmują wersję Demokratów bez zastrzeżeń, uwagi Republikanów puszczają mimo uszu, ale ten czy ów niezdecydowany wyborca, który nie zapomniał, że po drodze było jeszcze kompromitujące wyjęcie Bidena, znowu popada w zadumę i kto wie, czy nie myśli sobie: Jeśli Demokraci nie potrafią nawet przeprowadzić porządnie własnej kampanii wyborczej, to jak można im powierzyć rządy nad całym krajem?

Sporo jeszcze rzeczy mówi się o Kamali. Że przed kampanią była za otwarciem granic dla nielegalnych imigrantów, a teraz jest przeciw. Że jako kandydatka dystansuje się od aborcji w końcowych etapach ciąży, a wcześniej popierała takie praktyki. Że zawsze opowiadała się za zmianą płci u nieletnich, a teraz już nie. Że się chowa, że ją chowają, że wymijająco odpowiada na pytania, że boi się występować bez telepromptera. O Donaldzie też mówi się różne rzeczy. Ale on ze wszystkimi swoimi wadami jest już czymś dobrze znanym, wiadomo czego można się po nim spodziewać. I może to jest największy jego atut.


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka