Czternastego maja państwo Izrael hucznie obchodziło 73-cią rocznicę swojego powstania. Państwo polskie jak zwykle nie potrafiło zachować się stosownie do powagi chwili i na budynkach rządowych w Warszawie nie pojawiła się ani jedna izraelska flaga. Dość jeszcze, że nie wywieszono palestyńskich flag.
Skoro Polska okazała się tak nieczuła na sprawy innego kraju, spróbujmy dociec, co ją tak absorbowało, że zapomniała o najważniejszym. Czyżby zielone ludziki wemknęły się przez kaliningradzką granicę do Rzeczpospolitej i zajęły kwaterę na Nowogrodzkiej? Nic takiego nie miało miejsca i niczego nie trzeba tu dociekać, 14 maja Polskę obchodziły tylko dwie sprawy – covid i jej pocovidowy ład.
Z covidem sprawa nie jest prosta, a z pocovidowym ładem miało się coś wyjaśnić dopiero następnego dnia - tym właśnie Polska żyła 14 maja. Proszę się nie gorączkować, hucznych obchodów rocznic powstania Izraela będzie jeszcze od groma przez następne tysiąc lat, więc po co Polsce było zawracać sobie głowę wywieszaniem flag z Gwiazdą Dawida w jakąś niczym niewyróżniającą się na tle dziesiątka dalszych wieków 73-cią rocznicę?
Sprawa z covidem nie jest prosta, bo covid podzielił Polaków. Może nie od razu, ale gdy tylko zawitał u polskich bram, natychmiast mu ich szeroko uchylono. Wirus jak na złość początkowo był dla nas łaskawy. Jak bardzo oszczędzał on Polaków, pokazują wykresy zarażeń i zgonów. Od lutego do października 2020 roku covidowych zachorowalności i umieralności między Odrą i Bugiem jakby nie było. Krzywe zarażeń i zgonów przylgnięte do osi czasu tworzą z nią jedną linię. Ktoś niegrzeszący poprawnością polityczną mógłby powiedzieć, że są płaskie jak pierś transwestytki przed terapią hormonalną. Na wykresach przedstawiających sytuację w Szwecji krzywe zarażeń i zgonów już w marcu 2020 odrywają się od podłoża osi czasu i docierają do października na wysokości 94 tysięcy i blisko 6 tysięcy. O Włoszech, Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii aż przykro pisać, co się tam w tym okresie działo.
W Polsce póki co wirus próżnował. Nie próżnował natomiast ówczesny minister zdrowia, który uparł się jak szczerbaty na suchary, żeby próżniactwo wirusa podtrzymywać. Do połowy sierpnia jakoś mu się to udawało. Ale nie próżnowali również gęsto rozsiani w mediach opozycyjnych i społecznościowych krzykliwi aktywiści, którzy nie wierzyli w istnienie wirusa, a noszenie masek uważali za dyshonor. Swoją strategię tępego oporu wobec zaleceń władz realizowali dwukierunkowo. Z jednej strony do upojenia wykpiwając podkrążone oczy ministra i monotonny głos jego następcy, z drugiej strony odwołując się do świętej sprawy wolności. Kpiny i wolnościowe hasła zrobiły swoje. Minister z podkrążonymi oczami w połowie sierpnia odszedł w niesławie, a pod adresem jego następcy popłynęła fala gróźb i głos nowego ministra jeszcze bardziej zmatowiał.
Gdy były minister wreszcie się wysypiał po nieprzespanych setkach nocy, próżniactwo wirusa utrzymywało się jeszcze siłą bezwładności przez dwa miesiące, ale w październiku covid ruszył z kopyta. Krzywe zarażeń i zgonów poszybowały jak na skrzydłach ponad poziomy, a konkretnie do poziomu 990 000 i 17 000 zarejestrowanego pod koniec listopada, by niedługo po pamiętnym święcie wolności w Zakopanem osiągnąć poziom 1 700 000 i 44 000, a potem wznosić się dalej jak Ikar ku słońcu do odnotowanego dzisiaj poziomu 2 900 000 i 73 000.
W miarę wzrostu ilości zachorowań i zgonów rósł tępy opór koronasceptyków. Aktywiści najpierw negowali istnienie wirusa i choroby o nazwie covid, potem istnienie pandemii i potrzebę wyprodukowania szczepionki, a gdy szczepionka pojawiła się na rynku, zaczęli negować jej skuteczność. Znaczy wirus, choroba i pandemia jednak jakby istniały, tyle że szczepionka była do luftu. Gdy okazało się, że jednak jest skuteczna, niewierni Tomasze natychmiast przystąpili do negowania jej nieszkodliwości. Logika negacjonistów zmiata bowiem wszystko, co stoi jej na drodze.
Jak należało oczekiwać, w praniu szybko wyszło na jaw, że koncepcja szkodliwości szczepionki była kolejną mrzonką. Ale negacjoniści i tę porażkę wzięli na klatę inicjując wielką kampanię zniechęcania Polaków do szczepień. Czy kampania ta przynosi im pożądane owoce, trudno powiedzieć. Odsetek zaszczepionych osób w porównaniu do wiodących na tym polu krajów rzeczywiście jeszcze jest niewielki i koronasceptycy cieszą się z tego jak dzieci. Ale powolne tempo szczepień chyba wynika bardziej z powodów logistycznych niż z propagandy negacjonistów, gdyż Polacy garną się do szafarzy szczepionek jak kurczęta do kwoki.
Nic nie jest jeszcze przesądzone. Od przełomu marca i kwietnia liczba dziennych zarażeń wprawdzie spadła z 35 tysięcy do półtora tysiąca, a dziennych zgonów z 950 do około 200, ale dzisiejsze dane są przecież wielokrotnie wyższe niż majowe dane z ubiegłego roku (450 i 12). Zatem tylko w szczepionce można dopatrywać się nadziei, że katastrofa przełomu lat 2020/2021 się nie powtórzy. Antyszczepionkowcy oczywiście święcie wierzą, że nie byłoby ani poprzedniej katastrofy, ani następnej, gdyby władze po prostu nic nie robiły w sprawie „urojonej” pandemii.
Wiara ta normalnej osobie może wydać się nie do przełknięcia. Ale wyznawcy nicnierobienia mają jeszcze jednego asa w rękawie. Ileś tam osób - mogą to być nawet miliony - jednak się nie zaszczepi. Nieważne czy pod wpływem antyszczepionkowej propagandy, czy tylko z własnej głupoty, gdyż tak czy inaczej wirus na długie lata zostanie z nami, zabijając kolejne rzesze osób z obniżoną odpornością.
Niemniej ludzie nadal pielgrzymują do punktów szczepień. Stadna odporność wciąż wydaje się być w zasięgu ręki. Gdyby rząd jej się dobił, byłaby ona jakąś gwarancją przynajmniej częściowej realizacji zaprezentowanego 15 maja Polskiego Ładu. Bez powstrzymania wirusa z nowym polskim ładem będzie krucho, tym bardziej że obietnice Zjednoczonej Prawicy spotkały się z powszechnym niedowierzaniem. I może słusznie, bo z obietnicami różnie bywa. W deklaracji niepodległości Izraela, na przykład, nie obiecywano hucznych obchodów rocznic powstania państwa. Obiecywano zupełnie inne rzeczy:
”Państwo Izrael będzie wspierać rozwój kraju dla pożytku wszystkich jego mieszkańców. Zbudowane będzie na podstawach wolności, sprawiedliwości i pokoju. Państwo żydowskie zapewni wszystkim swoim mieszkańcom równość społeczną i polityczne prawa niezależnie od wyznania, rasy i płci. Gwarantować będzie wolność wyznania, sumienia, słowa, edukacji i kultury. Chronić będzie miejsca święte wszystkich religii.”
Żadna z powyższych obietnic prezenterów nowego żydowskiego ładu nie została dotrzymana. Lepiej żeby z nowym polskim ładem nie było podobnie, bo w tej chwili jakiegokolwiek ładu w Rzeczpospolitej zwyczajnie brak.
Inne tematy w dziale Rozmaitości