Nie wnoszą optymizmu raczej przekonanie, że problem skrywany dotąd skrzętnie pod dywan, musi prędzej czy później przerodzić się w kryzys, który zachwieje podstawami Republiki Włoskiej i wywoła konwulsje w całej Unii Europejskiej.
Oczywiście, sprawa dotyczy i Polski.
Włoski Unicredit, właściciel na naszym rynku Banku Pekao SA ma bowiem wpłacić do Funduszu o jakże poetyckiej nazwie aż 1 miliard euro, choć sam znajduje się w kiepskiej sytuacji finansowej. Na koniec 2014 skala złych długów (NPLs) w Unicredit sięgnęła, bagatela, zatrważające 18 proc. (w tym 10 proc.w kategorii „stracone”) w stosunku do sumy bilansowej. Wciągu 2015 roku Bank Unicredit sprzedał z dyskontem na rynku złe długi o wartości nominalnej 10 miliardów euro. Mówiąc krótko, akcjonariusze mniejszościowi Pekao SA działającego na polskim rynku powinni trzymać się za kieszenie, bo doświadczenia historyczne z Unicredit nie należą do najlepszych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Projekt Chopin a „układ zamknięty”. Porażający obraz bezsilności wobec prostackiego gwałtu na polskiej gospodarce
Jak co roku uczestniczyłem w Walnym Zgromadzeniu Banku Unicredit, które tym razem ze względu na poważną sytuację odbyło się miesiąc wcześniej niż zwykle. Pośród wielu zadałem prezesowi Banku pytanie niezwykle ważne z punktu interesu Polski. Chciałem wiedzieć czy Unicredit zamierza finansować budowę gazociągu Nord Stream II po dnie Bałtyku omijający kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Spytałem, czy rozważa ewentualną reakcję klientów Banku Unicredit obywateli Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii czy Austrii na taką decyzję! Odpowiedź wielce nerwowa pozostawiła tę kwestię otwartą:
Unicredit nie został poproszony o złożenie oferty na finansowanie Nord Stream II.
Dwa lata temu pytałem o finansowanie elektrowni atomowej w regionie Kaliningradu, a rok temu o gazociąg Turkish Stream. Oba projekty trafiły na półkę. Może i tym razem… odrobina szczęścia?