Niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe podżyrował decyzje Angeli Merkel o zaangażowaniu Niemiec w Europejski Mechanizm Stabilizujący (EMS), który dysponując kwotą 500 mld euro, ma podtrzymywać płynności na rynku obligacji państwowych oraz w systemie bankowym strefy euro.
Głównymi beneficjentami będą bezpośrednio Włochy i Hiszpania ze swoimi bankami, a pośrednio Niemcy, którzy unikając załamania wspólnej waluty, pragną podtrzymać własną koniunkturę i eksport. Według Trybunału zaangażowanie Niemiec powinno być nie większe niż 27 proc. środków w dyspozycji funduszu EMS. Trybunał określił też zaangażowanie kwotowe Niemiec na poziomie maksymalnie 190 mld euro, przewidując, że już wkrótce EMS rozrośnie się o kolejne 200 mld euro.
Trybunał w Karlsruhe został zmuszony do zajęcia stanowiska wobec skarg konstytucyjnych złożonych przez partie będące w opozycji do rządu Angeli Merkel, które decyzje zaangażowania finansowego Niemiec w ratowanie krajów południa Europy i strefy euro uznały za przekroczenie kompetencji przez rządzące ugrupowania i samą kanclerz.
Aby zrozumieć wagę podjętych decyzji, należy cofnąć się do genezy powstania tej instytucji. Trybunał utworzono po II wojnie światowej z inicjatywy państw sojuszniczych. Miał on kontrolować poczynania Bundestagu i Bundesratu (niższa i wyższa izba parlamentu), a więc mógł podważać demokratyczny model państwa niemieckiego, który w latach 30. dwudziestego wieku nie zdał egzaminu. Stąd też mocne słowo o abdykacji Trybunału, ponieważ dalsze decyzje o ewentualnym rozszerzeniu "pomocy" dla strefy euro na sumę większą niż 190 mld euro zostały scedowane na obie izby niemieckiego parlamentu. Opozycja nie będzie mogła ich więc w przyszłości podważać na drodze konstytucyjnej.
Ciężar długu publicznego w krajach strefy euro uparcie rośnie, nawet w... Niemczech. Podwyżki podatków i cięcia wydatków w Grecji, Włoszech i Hiszpanii pogłębiły recesję i spadek PKB w tych krajach. W Europie mamy niewątpliwie do czynienia z efektem domina i pogłębiającej się spirali zadłużenia.
Obecnie nawet gospodarka Francji w nadchodzących kwartałach może zacząć kurczyć się, zwiększając tym samym ciężar długu publicznego. Ostatnie decyzje Europejskiego Banku Centralnego (EBC) o wykupie obligacji Włoch i Hiszpanii na rynku wtórnym w połączeniu z powstaniem EMS, który będzie dbał o wykup tych samych obligacji na rynku pierwotnym (bezpośrednio od rządów), są niczym innym jak zamiarem dodruku pustego pieniądza na gigantyczną skalę. Nie zmieni to w niczym struktury gospodarczej czy też nie zaradzi dychotomii finansowej między krajami południa Europy a centralą w Niemczech.
Politycy raz jeszcze kupują czas, zwiększając koszt i straty, które przyniesie nieunikniony rozpad strefy euro. Rację ma były prezydent Niemiec Christian Wolff, gdy zadaje publicznie pytanie: "Kto uratuje ratujących?", argumentując, że dług publiczny już teraz sięgnął 83 proc. PKB. Ostrzeżenie ślą agencje ratingowe, obniżając perspektywę kredytową Niemiec do negatywnej.
Kraje strefy euro łudzą się, że przeniesienie długów na poziom Unii Europejskiej zaradzi sytuacji. Tak się nie stanie, zadziwia natomiast lekkość w podejmowaniu kolejnych zobowiązań finansowych. Przecież te same długi za sprawą załamania systemu bankowego przeniesiono już raz z bilansów banków na konta państw z nadzieją, że zostaną spłacone przez podatników. Kolejny manewr, kiedy to cała Unia ma wziąć za nie odpowiedzialność, wcale nie zmniejsza ich ciężaru. Co więcej, nieograniczony dodruk pieniądza niemal pewnym czyni wzrost inflacji przy jednoczesnej stagnacji w sferze gospodarczej. To najgorszy z możliwych scenariuszy!
Jerzy Bielewicz w Nasz Dziennik
Więcej na: unicreditshareholders.com
Polecam również gorący temat: