Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz
448
BLOG

Iluzja nadzoru nad bankami

Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz Gospodarka Obserwuj notkę 3

Z Jerzym Bielewiczem, finansistą, prezesem Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek", rozmawia Małgorzata Goss


Tegoroczny sezon urlopowy nie rozpieszcza. Poupadały biura podróży, więc jedni nie wyjechali na wakacje, a inni nie mogą z nich wrócić. Jeszcze inni po powrocie z urlopu dostali wymówienie z pracy lub nie przedłużono im kontraktu. Padają deweloperzy, przewoźnicy. Do Polski wkracza kryzys?
- Przez pięć lat sprawowania władzy rząd prowadził nas do tego miejsca, gdzie jesteśmy. Przede wszystkim kompletnie zaniedbano naprawę sektora bankowego, a jest tajemnicą poliszynela, że w rządzie jest bardzo silne lobby bankowe. To oczywiście ma swoje implikacje dla sytuacji gospodarczej kraju. Sektor bankowy, który w 70 proc. należy do inwestorów zagranicznych, działa na rzecz kapitału zagranicznego, a nie na rzecz polskich przedsiębiorców i polskiej gospodarki. Głośny był ostatnio przypadek Malmy - polskiego producenta makaronów, który splajtował wskutek działań banku należącego do włoskiego kapitału, którego kluczowym klientem był w owym czasie konkurencyjny przedsiębiorca włoski. Dzisiaj można wyrzucić polskiego konkurenta z rynku np. przez odmowę kredytu, żądanie dodatkowych zabezpieczeń czy wymówienie umowy kredytowej. Struktura aktywów sektora bankowego w Polsce wyraźnie wskazuje na dysfunkcjonalność tego systemu. Otóż 40 proc. aktywów banków stanowią kredyty dla klientów indywidualnych, a tylko 15 proc. - kredyty dla firm. Inaczej mówiąc, banki żerują głównie na obywatelach, a prawie nie finansują przedsiębiorstw. Wynika to zarówno ze stosunkowo szczupłej bazy wytwórczej w Polsce, jak i z tego, że przedsiębiorcy z nieufnością podchodzą do banków i unikają jak ognia kredytu bankowego. Drugą totalnie zaniedbaną przez rząd dziedziną jest sfera podatkowa. To zaniechanie objawia się radykalnym spadkiem dochodów podatkowych. Nasz system jest dziurawy. W Polsce są instytucje uprzywilejowane podatkowo - głównie koncerny międzynarodowe - na które rząd patrzy przez palce, gdy unikają płacenia podatków. Jeśli gdzieś funkcjonują podmioty uprzywilejowane, to pozostałe muszą za to płacić. Podatki, których nie wniosą do budżetu banki zagraniczne, sklepy wielkopowierzchniowe czy zagraniczne telekomy - muszą być wniesione przez polskich obywateli i polskich przedsiębiorców, bo przecież państwo musi utrzymywać drogi, szkoły, policję, armię, administrację. Za sprawą tej swoistej dyskryminacji występującej w polityce podatkowej firmy rodzime są wystawione na nierówną konkurencję.
Wreszcie trzecią sferą, o którą rząd powinien zadbać, ale tego nie zrobił, jest tworzenie nowych miejsc pracy w Polsce i ochrona poziomu życia obywateli. Rząd PO - PSL stawia na tzw. dyfuzyjny model rozwoju, według którego rozwój gospodarczy ma się koncentrować w centrum, pociągając za sobą peryferia. Niestety, rząd za centrum uznał Berlin, a nie Warszawę, zaś Polskę traktuje jako peryferia. Niemcy silnie wpływają na kształt polskiej gospodarki, zarówno bezpośrednio, jak i za pośrednictwem instytucji unijnych, że wspomnę zamknięcie stoczni szczecińskiej, przecięcie Gazociągiem Północnym wejścia do gazoportu w Świnoujściu, awanturę o dolinę Rospudy. Jednocześnie Niemcy jako najsilniejszy kraj UE zalewają nas eksportem. Wobec braku po stronie rządu Tuska woli politycznej, by chronić rodzimą przedsiębiorczość i miejsca pracy - polska gospodarka staje się w coraz większym stopniu służebna wobec gospodarki niemieckiej, zamiast z nią konkurować w najatrakcyjniejszych dochodowo dziedzinach. Dlatego wykształceni Polacy emigrują za pracą za granicę. Wynoszę stąd przekonanie, że państwo polskie nie dba o obywateli.


Jak ta "polityka zaniechań" odbija się na budżecie?
- Niedobór dochodów budżetowych w tym roku przekroczy, według szacunków prof. Witolda Modzelewskiego, 22 mld złotych. Wzrost deficytu FUS, koszty wzrostu bezrobocia, długi w Krajowym Funduszu Drogowym, służbie zdrowia - to wszystko się nawarstwia i powoduje wzrost zadłużenia, pogorszenie płynności budżetu, a w perspektywie wzrost kosztów zaciągania długu zarówno przez Skarb Państwa, jak i samorządy.


Na razie rentowności polskich obligacji są niewysokie. Czy mogą poszybować w górę?
- Tak to oceniam. To już piąty rok szybkiego zadłużania kraju i eksploatacji zasobów narodowych, która przysparza korzyści głównie zagranicy. Mało tego, rząd naciska na Narodowy Bank Polski, aby włączył się w ratowanie strefy euro. W ubiegłym roku NBP po cichu udzielił Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu linii kredytowej na 13 mld złotych. Jeśli dodać do tego rozpatrywaną obecnie głośną pożyczkę na rzecz MFW w kwocie 6,3 mld euro z rezerw walutowych polskiego banku centralnego, a także przekazanie przez NBP pod presją rządu "zysku" z osłabienia złotówki do budżetu - to wychodzi na to, że szykuje się okrojenie naszych rezerw walutowych o 48 mld zł, tj. o 14 procent. Kto o zdrowych zmysłach w obliczu nadciągającego kryzysu pozbywa się rezerw walutowych?


Podczas konferencji ekonomicznej w Sejmie zorganizowanej przez klub Prawa i Sprawiedliwości zaproponował Pan serię reform na rzecz poprawy sytuacji finansowo-gospodarczej kraju. Które propozycje uważa Pan za najważniejsze?
- Należałoby zacząć od naprawy sektora bankowego. Prawo bankowe trzeba zmienić tak, aby gwarantowało równe warunki i wolną konkurencję między lokalną polską firmą a zagranicznym potentatem. Chodzi zwłaszcza o zmianę przepisów o bankowym tytule egzekucyjnym, które zapewniają bankom omnipotencję, odstraszając przedsiębiorców od korzystania z kredytów. Konieczna jest ponadto zmiana przepisów prawa upadłościowego i naprawczego w taki sposób, aby zmuszały banki do uczestniczenia w negocjacjach z przedsiębiorcami i pracownikami i aby respektowały zasadę ochrony miejsc pracy. Nadzór nad bankami powinien zostać wzmocniony w celu powstrzymania nielegalnego transferu kapitału. Obecnie nadzór jest iluzoryczny. Komisja Nadzoru Finansowego, nawet jeśli jest informowana o nielegalnych transferach, nie posiada siły sprawczej i woli politycznej, aby zareagować. Z samej KNF należy bezwzględnie usunąć wszelkie przypadki konfliktu interesów, jak ten, gdy żona wiceprzewodniczącego nadzorującego sektor bankowy jest członkiem zarządu w jednym z komercyjnych banków. Wreszcie musi być rozwiązana kwestia kredytów hipotecznych w walutach obcych. Astronomiczny wzrost obciążeń ponoszonych przez kredytobiorców z jednej strony zmniejsza konsumpcję, działając hamująco na gospodarkę, z drugiej zaś grozi przyrostem niespłacalnych kredytów, co może rozsadzić system bankowy. Ostatnio banki żądają od klientów, aby wykupili dodatkowe ubezpieczenie na tego rodzaju kredyty, ponieważ wartość nieruchomości, pod które wzięto kredyty, spadła, a jednocześnie wartość kredytów hipotecznych wyrażona w złotówkach jest wyższa niż w chwili, gdy zostały zaciągnięte. Banki, które oferują te ubezpieczenia jako pośrednicy, żądają zapłaty wielokrotnie wyższej niż wartość tego produktu. Czyli łupią klienta po raz kolejny, biorąc zapłatę za tę samą usługę (kredyt). Węgrzy, którzy mieli ten sam problem, umożliwili swoim obywatelom zamianę kredytów walutowych na kredyty w forintach po korzystnym dla kredytobiorcy kursie i przymusiły banki do ponoszenia części kosztów tej operacji pod groźbą większych strat.


Powinniśmy wprowadzić podatek od transakcji finansowych?
- Oczywiście. Węgry wprowadzają właśnie ten podatek, podobne plany miały Niemcy i Francja. Nie ma obawy, że banki przerzucą ten podatek na klientów. Chodzi o opodatkowanie przede wszystkim transakcji spekulacyjnych banków, aby ukrócić wykorzystywanie przez nie pieniędzy klientów do spekulacji. Należy też rozprawić się z problemem cen transferowych, tj. wyprowadzaniem pieniędzy za granicę przez zagraniczne sieci poprzez mechanizm cenowy. Należałoby w tym celu opodatkować przychody sieci, a nie ich zyski. Podobnie w przypadku telekomów - należy opodatkować połączenia telefoniczne, a nie zysk firmy. Ponadto muszą się uaktywnić organy nadzorcze państwa - KNF i UOKiK. Te instytucje dzisiaj nie wykonują swoich zadań. Niedawno media obiegła informacja, że w Polsce banki pobierają od klientów najwyższe prowizje w Europie. Co ciekawe, wytknął to NBP, a nie wspomniane organy nadzorcze.
Polsce potrzebne jest poszerzenie bazy podatkowej. Można to osiągnąć przez wsparcie własnych przedsiębiorców, zapewnienie im ochrony przed nieuczciwą konkurencją, tworzenie miejsc pracy, a także dbałość o poziom życia obywateli, aby zachowana była równowaga między tym, kto daje pracę, a tym, kto ją świadczy... Sporym ułatwieniem dla przedsiębiorców byłoby wprowadzenie dla małych i średnich firm kasowej metody rozliczania VAT, aby nie musiały odprowadzać podatku po wystawieniu faktury, lecz dopiero po otrzymaniu zapłaty. Jeśli bowiem zapłata faktury następuje po miesiącu, to przedsiębiorca faktycznie kredytuje budżet. Efekt jest taki, że przedsiębiorcy pozostają w szarej strefie, ponieważ nie mają środków na opłacenie podatku od transakcji.
Kasowa metoda byłaby znacznym ułatwieniem dla przedsiębiorców rozpoczynających działalność gospodarczą i w ostatecznym rachunku sprzyjałaby poszerzeniu bazy podatkowej, aczkolwiek początkowo minister finansów straciłby na tym sporo pieniędzy. Należałoby też pobudzać zatrudnienie w celu zwiększenia popytu w gospodarce. Pożytecznym rozwiązaniem byłoby obniżenie stawki rentowej w tych grupach wiekowych, w których bezrobocie jest największe, tj. poniżej 24. roku życia i po 55. roku życia, a także wprowadzenie np. ulgi w składkach na fundusz pracy dla przedsiębiorcy, który zatrudnił osobę bezrobotną. Propopytowy charakter mają też wszelkie ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi, a także dla emerytów, ponieważ te grupy kierują na rynek praktycznie całość środków, jakie trafią do ich kieszeni. Ubytek wpływów do budżetu z tytułu ulg wróciłby na rynek pod postacią popytu konsumpcyjnego i zwiększonych podatków z tego tytułu. Po co dusić gospodarkę, podnosząc VAT? Lepiej ukierunkowywać celnie ulgi, aby pieniądze kreowały popyt, generowały wzrost gospodarczy i miejsca pracy, zwiększając bazę i dochody podatkowe. Zamiast prowadzić politykę "od igrzysk do igrzysk" i biernie przyjmować to, co narzuca nam Unia, rząd powinien przygotować własną długookresową strategię rozwoju gospodarczego. Subsydia z UE prowadzą do marnotrawstwa i tworzenia wirtualnych bytów gospodarczych żerujących na pieniądzach europejskiego podatnika. Nie można wyłącznie na nich opierać wizji rozwoju kraju, lecz trzeba wypracowywać własne środki, o których wykorzystaniu decydujemy sami w Warszawie.

Rozmawiała Małgorzata Goss, Nasz Dziennik

 

http://naszdziennik.pl/ekonomia-finanse/7990,iluzja-nadzoru-nad-bankami.html

Więcej na: unicreditshareholders.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Gospodarka