Telefon w sobotę rano. Kto u licha? Jegomość z Plusa, operatora telefonii komórkowej należącego od niedawna do znanego multimilionera Zygmunta Solorza - Żak. „W Pana telefonie znaleźliśmy ślady ingerencji. Czy godzi się pan na płatną naprawę?” Ha, nawet w weekend zbierają kasę dla szefa dzielni chłopcy od Solorza. I to jak?! Aż furczy. Pomijam pośrednika. Zwracam się do samego szefa. Panie Żak (będzie krócej) nie ingerowałem w komórkę, którą dostałem w ramach umowy abonamentu. Nie jestem złodziejem i nie psułem jej specjalnie, co mi pan przez swego akolitę zarzuca. Odwrotnie, od telefonu oczekuję niezawodności, a od pana zwykłej kupieckiej uczciwości.
Ten telefon zepsuł się drugi raz z rzędu w ciągu dwu miesięcy - przestał działać ekranik dotykowy – dokładnie tak jak za pierwszym razem. Powie pan, ale to firma serwisująca dzwoniła. Otóż, umowę podpisałem pośrednio z panem jako właścicielem i to pan w moim odczuciu chce mnie przyciąć na kasę, ba, zarzuca „ingerencję”! Sądzę, że telefony, które pan sprzedaje w ramach abonamentu są złej jakości i kupił/wyleasingował je pan za pół darmo. Proszę zdradzić tajemnicę ile kosztują. Proszę nam opowiedzieć o modelu biznesowym, w którym klienci Plusa zmuszani są do płatnych napraw niemal nowych telefonów. Bo sprawdziłem i okazuje się, że inni pana klienci mają dokładnie te same kłopoty. Można o tym przeczytać w zwykle przyjaznej panu prasie.
Panie Żak, pana akolita chciał ode mnie deklaracji, że nie godzę się na płatną naprawę. Otóż, oczywiście godzę się z tą małą różnicą, że to Plus powinien zapłacić. Inaczej spotkamy się w sądzie?! A tak na marginesie, proszę do mnie nie dzwonić w swoich sprawach biznesowych przy weekendzie, bo to zwyczajnie nie po dżentelmeńsku.
Jerzy Bielewicz, Stowarzyszenie „Przejrzysty Rynek”
Inne tematy w dziale Gospodarka